Po pierwszym w tym sezonie meczu Betard Sparty z Fogo Unią Leszno mówiło się wprost, że wrocławianie mają jednego (Tai Woffinden) i pół zawodnika (Maciej Janowski). Teraz wszyscy żużlowcy Sparty są w takiej formie, że mimo L-4 Woffindena, taki Gleb Czugunow (dzień przed ostatnim meczem z forBET Włókniarzem Częstochowa wygrał rundę IMŚJ) musiał czekać na szansę startu do trzeciej serii.
Sparta prostym zabiegiem postawiła na nogi trzech zawodników. Każdemu z nich podstawiła silniki liderów. Dzięki temu formę odzyskali Max Fricke, Jakub Jamróg, a w minionej kolejce Vaclav Milik. Czech dostał sprzęt i ludzi Woffindena do pomocy i zdobył 6 punktów z 2 bonusami. Gdyby w każdym spotkaniu dawał tyle drużynie, to nikt nie miałby do niego żadnych pretensji.
Czytaj także: Demski zaproponował ciekawą zmianę w regulaminie
Najlepszym przykładem budowania zawodnika pozostaje jednak Jamróg, który na inaugurację ligi został odstawiony po jednym biegu, a w spotkaniu z Włókniarzem zdobył 11 punktów z bonusem. To bardzo dużo, jak na żużlowca, który przed sezonem był obliczany na 6-7 punktów.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob krytycznie o kwalifikacjach czasowych w Grand Prix. Nazywa je randką w ciemno
Sparta dołożyła wszelkich starań, by postawić na nogi zawodnika, któremu zaufała sprowadzając go po sezonie 2018 ze zdegradowanej Unii Tarnów. Paweł Racibor, menedżer Jamroga, mówi nam, że nawet wtedy, gdy żużlowiec był odstawiany i nie jeździł, nie można było mieć do klubu pretensji. - Wszystko, co sobie powiedzieliśmy, było realizowane - stwierdza Racibor.
W ogóle to sam Jamróg wykonał olbrzymią pracę. Po pierwszych kolejkach mógł usłyszeć, że nie nadaje się do PGE Ekstraligi. Jednak zawziął się, a dzięki silnikom pożyczonym od Janowskiego, z których skorzystał w meczu z Get Well Toruń, uwierzył, że może być skuteczny, o ile będzie miał dobry sprzęt. Na tym się skupił. Wymiana myśli z tunerem Finnem Rune Jensenem sprawiła, iż finalnie dostał silniki, na których może się skutecznie ścigać z rywalami.
Warto podkreślić, że Jamróg, odwrotnie niż Norbert Kościuch w Get Well, nie tracił energii i nerwów na bieganie na ściankę nSport+ i żalenie się na wszystkich i wszystko. I nie chodzi o to, że Kościuch nie miał prawa czuć się skrzywdzony, lecz o to, że finalnie niewiele mu to dało, a tylko się niepotrzebnie rozpraszał. Nie wiemy, być może Jamróg też miał nie raz ochotę walnąć pięścią w stół, ale ostatecznie tego nie zrobił. Podobno posłuchał mądrych rad ludzi stojących obok niego. I dobrze, bo to też świadczy o dojrzałości zawodnika.