Przed tygodniem, w meczu Stelmet Falubaz Zielona Góra - Fogo Unia Leszno (43:47), sędzia Krzysztof Meyze miał bardzo twardy orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o sytuację w biegu z Martinem Vaculikiem i Bartoszem Smektałą. Pod koniec prostej przeciwległej do startu junior mistrzów Polski zderzył się z napędzającym szerzej Słowakiem, w efekcie czego hak motocykla Smektały wypruł szprychy w przednim kole Vaculika. Ten po chwili wylądował na torze, a arbiter Meyze z wyścigu wykluczył reprezentanta leszczyńskiej drużyny.
- Takie decyzje nie są kontrowersyjne. To te do podjęcia przez rzut monetą. Tak samo, jak w sytuacji, gdy zawodnicy wjeżdżają razem na metę i nikt nie widzi, kto był pierwszy, a kto drugi, tak samo są sytuacje, gdy nikt nie zawinił, a sędzia musi kogoś wykluczyć - analizuje w rozmowie z WP SportoweFakty żużlowy ekspert Krzysztof Cegielski.
Jak uniknąć kontrowersyjnych sytuacji? Wydaje się, że najlepszym pomysłem jest zmiana regulaminu, jeśli chodzi o dopuszczanie wyścigów w pełnej obsadzie. - Od lat powtarzam, że sędziowie muszą mieć możliwość powtarzania wyścigów w czwórkę, bo wielokrotnie puszczamy w czwórkę biegi po kolizjach na pierwszym łuku, gdzie wyraźnie możemy wskazać winowajcę. Zawodnicy specjalnie się kładą, a wyścigi są powtarzane bez wykluczenia - podkreśla nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO: Dudek to nie Gollob, a trener mu nie pomaga
- Polscy sędziowie są na tyle profesjonalni, że spokojnie poradzą sobie z interpretacją takich sytuacji - czy to na pierwszym łuku, drugim czy ósmym. Będziemy drążyć skałę i może kiedyś okaże się, że będziemy mogli podejmować decyzję fair. W Zielonej Górze nie zawinił ani Smektała, ani Vaculik. Kolejny przykład, że sędzia powinien mieć możliwość do powtórki w czwórkę, zwłaszcza, że to było 20 metrów dalej od momentu, gdzie spokojnie podjąłby taką decyzję - zaznacza Krzysztof Cegielski.
Ciekawe jest też to, że kilka tygodni temu, niemal w bliźniaczej sytuacji, arbiter podjął odwrotną decyzję. Chodzi o incydent w meczu Stelmet Falubaz Zielona Góra - forBET Włókniarz Częstochowa (49:41), gdy po ataku Nickiego Pedersena wypruło szprychy w przednim kole Adriana Miedzińskiego, reprezentant częstochowskiej drużyny po chwili wylądował na torze, po czym sędzia wykluczył Miedzińskiego.
- Na tyle sprofesjonalizowaliśmy tę dyscyplinę w naszym kraju, że już chyba nie ma zbyt wielu sytuacji, gdzie raz podejmuje się jedną decyzję, a za chwilę inną. I to w bliźniaczych sytuacjach. To chyba jest jedna z niewielu kontrowersji, które powodują, że kibic ma prawo nie rozumieć tego sportu. Ogląda zawody, widzi kopie sytuacji, a podejmowane są różne decyzje - uważa Krzysztof Cegielski.
- Nie winię sędziów, bo oni mogą zamknąć oczy, rzucić monetą i na kogo padnie, na tego bęc. A to nie jest do końca sprawiedliwe. Wtedy sędziowie mogą sugerować się miejscem rozgrywania meczów, bo po co mają potem coś wysłuchiwać. Gdy krzyczą kibice przed telewizorem, to arbitrzy tego nie słyszą, ale na stadionie jest inaczej, a to bardziej boli i smuci - stwierdza żużlowy ekspert.
- Myślę, że w końcu sędziowie dojrzeją, by od nich wyszła taka propozycja. Gdy rozmawia się z arbitrami, przyznają, że są w trudnej sytuacji, gdy podejmują takie decyzje. Może ze środowiska pójdzie sygnał "dajcie nam możliwość" - dodaje Cegielski.
Pytanie, czy sędziowie nie przesadzaliby z dopuszczaniem powtórek w pełnej obsadzie nawet wtedy, gdy widzieliby winnego przerwania wyścigu. - Sędziowie muszą mieć powiedziane, tak samo jak jest w sytuacjach na pierwszym łuku, że jeśli jest winny, trzeba go wykluczyć. W jeździe na żużlu nie widzę różnicy między pierwszym a ostatnim wirażem. Jeśli zdarzają się sytuacje na pierwszym wirażu, gdzie trudno ocenić, kto był winny, tak samo jest na dalszym dystansie - komentuje Krzysztof Cegielski.