Dariusz Śledź, trener Betardu Sparty Wrocław, został przez Komisję Orzekającą Ligi ukarany zakazem pełnienia funkcji do 15 sierpnia (więcej o sprawie pisaliśmy TUTAJ). Już policzyliśmy, że wrocławski zespół będzie musiał sobie radzić bez szkoleniowca w trzech meczach. Niektóre media poszły dalej, bo już także napisały, kto będzie prowadził drużynę pod nieobecność Śledzia. Wszystkie te dywagacje można jednak już wyrzucić do kosza.
- Nie zdziwcie się, jeśli w najbliższej kolejce zobaczycie Śledzia w parku maszyn Sparty - słyszymy w PZM, bo też, jak się okazuje, zakaz pełnienia funkcji trenera nie jest zakazem wstępu do parku maszyn. Śledź nie może paradować w koszulce z napisem "trener", nie może też robić narad dla zespołu. W parkingu może jednak przebywać jako np. członek teamu jakiegoś zawodnika, czyjś mechanik.
Czytaj także: Internet problemem żużlowców. Cierpią przez hejterskie komentarze
Na dobrą sprawę Śledź dostał karę, która w żaden sposób nie wiąże mu rąk. Będzie blisko drużyny, zawodnicy będą go mieli pod ręką. Nawet zmiany może robić swobodnie, bo wypełnianie programu na pewno nie zostanie odebrane, jako prowadzenie zespołu. Jedynym utrudnieniem dla Śledzia będzie właściwie to, że nie będzie mógł zebrać całej drużyny w jednym miejscu i przekazać uwag wszystkim żużlowcom naraz. Pytanie, czy to jest jakiś problem.
Zasadniczo Sparta jakoś specjalnie nie ucierpiała na karach KOL, gdy idzie o sztab kierujący zespołem. Krzysztof Gałandziuk, którego kluczowym zadaniem jest koordynacja prac na torze, akurat nie pełnił w meczu ze Stalą funkcji kierownika zawodów. Był kierownikiem drużyny. Niewykluczone, że stało się tak, bo klub wolał dmuchać na zimne. Gałandziuk jako kierownik zawodów miał już karę w zawiasach, więc wrocławianie woleli nie ryzykować i w feralnym meczu wpisali mu inne stanowisko.
ZOBACZ WIDEO: Polscy juniorzy za ten pomysł go nie pokochają
Wymyślają cuda gdzie nie maja pojęcia wogole jak zastosować paragrafy.