To prawdziwy cud. Zawodnik, który wyleciał w Gorzowie na trybuny, a jest tylko poobijany
Kraksa Artioma Trofimowa i Michała Curzytka w gorzowskiej rundzie DMPJ wyglądała makabrycznie. Trofimow przeleciał przez bandę i wylądował na trybunie wraz z motocyklem. W ekipie Łotyszy ludzie łapali się za głowę. Na szczęście nic się nie stało.
- Artiom jeszcze w środę opuścił szpital w Gorzowie i ruszył w drogę powrotną do domu - opowiada nam Nikołaj Kokin, trener Lokomotivu. - Nie ma żadnych złamań ani żadnych poważnych obrażeń. Jest tylko mocno poobijany. Mówię tylko, bo wszystko to wyglądało bardzo makabrycznie. Można się było spodziewać zdecydowanie gorszej diagnozy.
Czytaj także: Cieślak o tym, że regulamin SoN ustawiono pod gwiazdy, ale Polacy sobie z tym poradzą
- Myślę, że jak Artiom przez kilka dni odpocznie, to będzie mógł w miarę szybko wrócić na motocykl - komentuje Kokin. - Tak czy inaczej, szkoda, że tak wyszło, bo młody zawodnik powinien jeździć, a nie leżeć w łóżku. No i trzeba pamiętać, że każdy taki wypadek, nawet jak nie ma poważnych konsekwencji, jest dla żużlowca ciężki. Powoduje pewien szok, zostawia ślad.
Kokin stwierdził, że swoją funkcję spełnił kask i ochraniacze, które miał na sobie zawodnik. Gdyby nie one, to skutki wypadku mogłyby być poważniejsze.
Czytaj także: Ostafiński o tym, że żużel w Rzeszowie został zaorany