Żużel. Łukasz Kuczera: Zagar na miarę play-offów. GKM zobaczy je w telewizji (komentarz)

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Matej Zagar
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Matej Zagar

- Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy - powiedział kiedyś Leszek Miller. Słowa byłego premiera można odnieść do Mateja Zagara. Słoweniec fatalnie zaczął sezon, a w kluczowym momencie zapewnił play-offy forBET Włókniarzowi Częstochowa.

Przez większą część sezonu kibice forBET Włókniarza Częstochowa wskazywali drzwi Matejowi Zagarowi. Doświadczony Słoweniec fatalnie wszedł w nowe rozgrywki. I to w sytuacji, gdy zimą mocno kusili go działacze Speed Car Motoru Lublin, przez co Zagar otrzymał solidną podwyżkę pod Jasną Górą.

Dlatego rozczarowanie było tym większe. Byli tacy, którzy twierdzili, że skoro Słoweniec otrzymuje większe pieniądze, to już mu tak nie zależy, że zimą częstochowianie popełnili błąd. Niektórzy przypominali, że trener Marek Cieślak chciał mieć w składzie Martina Vaculika.

Czytaj także: Los Jamroga w rękach Drabika

Kolejne słabe występy Zagara powodowały, że na pewnym etapie sezonu wydawało się, że play-offy dla "Lwów" to abstrakcja, a 36-latek powinien być pierwszym zawodnikiem do odstrzału. Ostatnie tygodnie zmieniły tę optykę.

ZOBACZ WIDEO O startach Motoru na piłkarskiej Arenie Lublin

W najważniejszym momencie sezonu Zagar przełamał się. Najpierw w Lublinie zdobył 11 punktów i bonus, co dało Włókniarzowi "zwycięski" remis w starciu z beniaminkiem PGE Ekstraligi. Tydzień później stawka wzrosła, bo bezpośrednim rywalem "Lwów" był MRGARDEN GKM Grudziądz. Wygrany tego pojedynku gwarantował sobie play-offy.

I Zagar znów stanął na wysokości zadania. W piątek dorzucił do dorobku swojej drużyny 12 punktów i bonus. To nie tylko zdobycz na miarę walki o medale, ale znając słabość prezesa Michała Świącika do słoweńskiego żużlowca, również na miarę nowego kontraktu. Wystarczy tylko, że Zagar równie dobrze pojedzie w play-offach. Na początku roku takiego scenariusza nikt by nie założył.

Ostatnie dni pokazały, że los bywa przewrotny. Bo tak jak w Częstochowie nawet nie marzyli o metamorfozie Zagara, tak w Grudziądzu nikt nie zakładał braku play-offów. MRGARDEN GKM od kilku lat aspiruje do czołowej czwórki i to miał być "ten" moment. Życie napisało inny scenariusz.

"Kładę ten mecz drużynie" - mówił w telewizyjnym wywiadzie Krzysztof Buczkowski i trafił w sedno. Bo gdy przyszło do meczów o wysoką stawkę, znów wyszły braki grudziądzan. Ten zespół posiada tylko jednego pewniaka w postaci Artioma Łaguty. Reszta to zawodnicy drugiej linii. Raz wypalą, raz nie.

Tak zbudowany skład to gwarancja bezpiecznego miejsca w środku tabeli, nic więcej. Notorycznie ból głowy ma też trener Robert Kempiński, zwłaszcza gdy trzeba gonić wynik. Bo zawodnicy z jego składu potrafią wygrać wyścig, by w kolejnym przywieźć zero. To utrudnia planowanie m.in. rezerw taktycznych.

Czytaj także: Walka na żyletki w Częstochowie 

Dlatego jesienią w Grudziądzu znów będą musieli sobie zadać pytanie, jak wzmocnić zespół. Krzysztof Buczkowski, Przemysław Pawlicki, Antonio Lindbaeck - któremuś z tych zawodników trzeba podziękować. I postawić na znacznie mocniejszą strzelbę. Inaczej play-offy znów przyjdzie oglądać GKM-owi w telewizji.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: