Stelmet Falubaz Zielona Góra przegrał w niedzielę z Betard Spartą Wrocław 34:56 i nie awansował do finału PGE Ekstraligi. Przyjezdni jeszcze przed rozpoczęciem spotkania kwestionowali stan nawierzchni na Stadionie Olimpijskim, na co uwagę zwracał menedżer Adam Skórnicki (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Pytanie, czy słabą dyspozycję tak doświadczonych zawodników jak Piotr Protasiewicz czy Patryk Dudek, albo nagłą metamorfozę w połowie zawodów Michaela Jepsena Jensena należy tłumaczyć torem. - A jak pan by ją wytłumaczył? - zapytał nas Skórnicki.
Czytaj także: Falubaz powinien spojrzeć na siebie zamiast narzekać
- Dyspozycją dnia? Też fajnie brzmi - dodał menedżer Stelmet Falubazu.
ZOBACZ WIDEO Gala PGE Ekstraligi: najlepszy polski zawodnik sezonu
Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się Jan Krzystyniak. - Jak ktoś dziś tłumaczy się torem, a zdarza się to coraz częściej to znaczy, że jest słaby. Trzymam się jednej zasady. Jak się przegrywa, to zawsze winny jest człowiek - stwierdził były żużlowiec i trener.
Krzystyniak nie ukrywa, że ma dość zawodników i menedżerów, którzy słabe występy tłumaczą warunkami torowymi. - Jeśli ktoś narzeka, że jest za przyczepnie, to znaczy, że nie umie jeździć na takim torze. Jak komuś nie pasują takie tory, to niech sobie da spokój z żużlem. Trzeba być przygotowanym na różne warunki, a nie tory równe jak stół - dodał nasz ekspert.
Były zawodnik m.in. zielonogórskiego Falubazu i leszczyńskiej Unii nie zgadza się też z opiniami, jakoby w obecnym speedwayu najlepsze były wewnętrzne pola startowe.
Czytaj także: Gdzie w trakcie meczu znikł Jepsen Jensen?
- Utarło się, że te pola spod bandy są złe. Ten mit skutecznie obala Janusz Kołodziej, który potrafi z nich regularnie wygrywać. Mieliśmy też przykład pewnego zawodnika, który w półfinale PGE Ekstraligi w Częstochowie dobry wynik zaliczył startując z pól zewnętrznych, a w rewanżu w Lesznie był prowadzącym parę, miał pola wewnętrzne i nie zdobył ani jednego punktu - ocenił Krzystyniak.
- Skórnicki narzekał po meczu na tor, bo coś musiał powiedzieć. Na coś trzeba zwalić winę, ale tak jak powiedziałem, za porażkę zawsze odpowiada konkretny człowiek. I tak jest w tym przypadku - podsumował Krzystyniak.