Zaczęło się dość spokojnie, ale jak w dobrym filmie sensacyjnym, napięcie narastało z każdą minutą i na antenie robiło się coraz ciekawiej.
forBET Włókniarz z kretesem poległ w dwumeczu półfinałowym z obrońcą tytułu mistrzowskiego Fogo Unią Leszno (dwa razy 38:52) i w najbliższy weekend zmierzy się ze Stelmet Falubazem Zielona Góra w małym finale, którego stawką będzie brązowy medal.
- Leszczynianie są dominatorem i "siary" nie zrobiliśmy. Oni nie mają lepszych zawodników, ale tworzą monolit i drużynę. Każdy tam jedzie ze spokojną głową, ponieważ wie, że jeśli coś zawali, albo przydarzy się komuś gorszy dzień, to inny zawodnik wypełni tę lukę. Taką funkcję spełniają juniorzy. Jeśli w jakimś zespole są oni słabsi, liderzy muszą stawać na głowie żeby wziąć na swoje barki rezultat całej ekipy - opisywał piekielną siłę podążającej po trzeci z rzędu tytuł mistrzowski Fogo Unii Marek Cieślak.
ZOBACZ WIDEO Zawodnicy Włókniarza nie wiedzieli, że Doyle jest na trybunach
CZYTAJ TAKŻE: Jason Doyle prawie ogłosił transfer
Szefowie klubu z Wielkopolski staną niedługo przed sporym dylematem. Wiek juniora kończy Bartosz Smektała i przy założeniu, że prezes Piotr Rusiecki ze wszystkimi dotychczasowymi zawodnikami chce siąść do stołu i prolongować umowy, zrobi się tłok w formacji seniorskiej. W studio dyskutowano nad przyszłoroczną strategią leszczynian. Jeden z rzuconych wariantów zakładał wystawianie aktualnego mistrza świata juniorów pod numerem osiem, a drugi pozbycie się Jarosława Hampela, dzięki czemu zrobi się i miejsce dla Brady'ego Kurtza. Jedno jest jednak pewne. Nikt nie wyobraża sobie rozstania z wychowankiem.
Temat Smektały na rezerwie szybko Cieślak uciął, ale ciekawszy jest wątek Hampela. Na wieść o tym, że mógłby opuścić Leszno aż zaświeciły mu się oczy. - Smektała na sto procent nie powędruje pod ósemkę. Co do Hampela, niech go wyrzucają, przygarnę go. Jestem pewien, że na Jarka zarzuciłoby wtedy sieci więcej klubów. Nie ukrywam, że ten facet jest mi bliski i mam do niego wielki sentyment. Pracowałem z nim w wielu miejscach, choćby w Pile, gdy dopiero zaczynał i liczył sobie osiemnaście lat, później był Wrocław, Zielona Góra. Dlatego niech nikogo nie dziwi, że wiążą nas inne relacje. Poza tym, tych dobrych, zwłaszcza polskich zawodników jest naprawdę mało - podkreślał.
Cieślak wyraził ponadto swoją dezaprobatę dla numeru osiem, który u jednych jest sporym udogodnieniem i polem do popisów taktycznych, ale dla większości jednak "przechowalnią kewlarów". Trener reprezentacji Polski podał przykład ze swojego ośrodka, gdzie praktycznie cały sezon w zamrażarce trzymany był Damian Dróżdż.
- Ósemka to krzyż pański. Szkoda mi Dróżdża. Wcale źle się nie prezentuje i mam w stosunku do niego wyrzuty sumienia, ale ściągnęliśmy z Torunia do Częstochowy duet po przejściach. Żeby ich odbudować trzeba było na nich stawiać i nie zrażać się niepowodzeniami. W takim rozrachunku odsuwanie Przedpełskiego i Miedzińskiego po kilku nieudanych wyścigach mijałoby się z celem - przedstawiał swoją filozofię.
Coraz więcej wskazuje na to, że w miejsce Mateja Zagara do Częstochowy zawita Jason Doyle. Dziennikarze Eleven kilka razy próbowali namówić Cieślaka na puszczenie pary z ust, ale ten niczym szczwany lis skutecznie odpierał dociekliwe pytania o przyszłość Australijczyka.
"Narodowy" zdradził jedynie, że relacje pomiędzy nim, a Doyle'em były swego czasu rzeczywiście, delikatnie pisząc, chłodne. Obaj dysponujący silnymi charakterami panowie poróżnili się, gdy pracowali na dobry wynik klubu z Zielonej Góry parę lat temu. Co najważniejsze, dawne animozje poszły już w niepamięć, wszelkie niesnaski wyjaśniono.
- Stare dzieje. Jason szukał wówczas zespołu, a w eter poszła wiadomość, że po fatalnym karambolu podczas Grand Prix w Toruniu jego nerwy i kręgi szyjne są w rozsypce. Zapewnił mnie, że to bujdy na resorach. Później w tym samym Toruniu mocno się ścięliśmy. Walczył o IMŚ, ale kompletnie mu nie szło. Siedział w swoim boksie, a ja akurat przechodziłem obok. Chciałem go podnieść na duchu, poklepać po plecach. On wybuchnął. Od tamtej pory zdałem sobie sprawę żeby nie podchodzić w trakcie indywidualnych zawodów do obcokrajowców - opowiadał.
Do końca tegorocznego cyklu Grand Prix zostały zaledwie dwa turnieje: w Cardiff i Toruniu, a po sobotniej wygranej w Vojens Bartosz Zmarzlik wskoczył na autostradę po złoty medal IMŚ. Nie zabrakło więc pytań o to, czy powinniśmy się powoli szykować na koronację trzeciego w historii, po Jerzym Szczakielu i Tomaszu Gollobie polskiego czempiona globu. - Sajfutdinow i Madsen są w stanie odrobić część strat na Wyspach Brytyjskich, ale w Toruniu Bartek obroni przewagę - nie ma wątpliwości Cieślak dodając, że w miniony weekend gospodarze "ugotowali" jego duńskiego podopiecznego z Częstochowy. - Z pewnością nie pomagali mu. Raz, że Leon nadal narzeka na ból w stopie, to nie lubi ciężkich i przyczepnych nawierzchni. Jakby tego było mało, wykończyli go regularnym bronowaniem - kręcił głową.
Z innych ciekawostek przemyconych przez pana Marka warto przytoczyć tę o przejechanych przez niego na rowerze siedmiu tysiącach kilometrów. Przepisem na długowieczność i kondycję ma być schabowy domowej roboty. - Przygotowujemy się z Lindgrenem do ostatniego etapu Vuelty - zaczął się śmiać.
Było też o ciekawej propozycji z teamu Hancocka, na którą Cieślak nie przystał. - Żeby komuś służyć radą, trzeba z nim cięgle przebywać, towarzyszyć mu. Spróbować zrozumieć jego mentalność. Będąc szkoleniowcem klubowym, nie ma takiej możliwości - wyjaśniał.
CZYTAJ TAKŻE: Bomba transferowa GKM-u. Dogadali się z Pedersenem
Z Amerykaninem wiąże się też historia z numerami startowymi, które stały się dość modną wymówką na wypadek niepowodzeń. Zawodnicy coraz częściej bowiem marudzą, że nie odpowiadają im występy np. z dwójką, albo dziesiątką. - Greg nigdy nie miał problemów z tymi parzystymi. W Tarnowie wystawiałem go pod dwunastką, a on na to, że to dla niego bez znaczenia. Wszystko mu jedno, czy zacznie z pól zewnętrznych, czy bliżej krawężnika. Kwestia poukładania sobie tego w głowie i podejścia mentalnego. Jak się negatywnie nastawisz, nic z tego nie wyjdzie - przekazał.
Anita Mazur zagaiła Cieślaka, czy to prawda, że jedynym zawodnikiem, który po wielkich sukcesach kadry narodowej nie chciał całować jego łysej głowy był Grzegorz Walasek. Żartowano, że właśnie z tego powodu żużlowiec wyleciał z reprezentacji. - Sukces kosztuje - zaśmiał się selekcjoner. - Francuzi cmokali przecież bramkarza Bartheza w czoło, a Grześkowi, to nie pasowało. Bał się, że dostanie od tego zajadów. Pamiętam jak w Lesznie na finale DPŚ zastąpiliśmy Walaska Balińskim. Pytał co mu jest, bo lekarz musiał orzec niezdolność do jazdy. Rzuciliśmy, że zahaczył na prostej o bandę i zrobił sobie coś w nogę - zaznaczył z rozbrajającą szczerością wprawiając dziennikarzy w doskonały nastrój.
Sprawdzaliśmy również sennik Piotra Olkowicza. Jego opowiadanie było tak abstrakcyjne, że wprawiło Cieślaka w osłupienie. Menedżer w pewnym momencie przerwał wywód i zapytał: Olo, co ty jesz na kolację, albo palisz - kiwał głową.