Końcówka sezonu 2018. Betard Sparta Wrocław do ostatnich chwil musiała drżeć o obecność w fazie play-off PGE Ekstraligi. Ostatecznie awansowała do czołowej czwórki, ale z ostatniego możliwego miejsca, przez co skazała się na rywalizację z Fogo Unią Leszno. Mimo wielu zabiegów trenera Rafała Dobruckiego, przejście leszczynianin w półfinale było misją niemożliwą. Sezon skończył się brązowymi medalami DMP.
W tym roku drużynę po Dobruckim przejął Dariusz Śledź, ale postawiono przed nim identyczne zadanie - sprowadzenie z powrotem do Wrocławia tytułu mistrza Polski. W końcu po raz ostatni klub zarządzany przez Andrzeja Ruskę stał na najwyższym stopniu podium w roku 2006. Ponad dekada czekania na kolejny sukces to zbyt długo, jak na ośrodek z takimi ambicjami jak Wrocław.
Czytaj także: Ostrovia nie zaskoczyła składem na baraż
Wydaje się jednak, że misja Śledzia od początku była skazana na niepowodzenie. Jeszcze gdy w półfinałach PGE Ekstraligi w roku 2018 zawodził Vaclav Milik, sporo mówiło się o tym, że to pożegnanie Czecha z drużyną. Zawodnik dostał jednak kolejną szansę, bo rynek tak się zabetonował, że wrocławianie nie znaleźli alternatywy. Tyle że jej nie wykorzystał. Przez niemal całe rozgrywki prezentował się tak jak w końcówce w poprzednich.
ZOBACZ WIDEO: Rusko ma rację. Transferowe gry sprzeczne z etyką
Do drużyny trafił jedynie Jakub Jamróg, który ku zdziwieniu wielu wcale nie był kevlarem i okazał się faktycznym wzmocnieniem Betard Sparty. W niektórych meczach zdobywał dwucyfrówki, zdarzało mu się nawet jechać w 15. biegu dla najlepszych żużlowców dnia. Przed sezonem w taki scenariusz nikt by nie uwierzył.
Samo wzmocnienie Jamrogiem było jednak niewystarczające, by rzucić wyzwanie Fogo Unii Leszno. Betard Sparta Wrocław zakończyła rozgrywki na drugim miejscu i musi być zadowolona z tego wyniku, bo więcej z tym składem nie dało się wycisnąć. Żużlowcy pokroju Vaclava Milika czy Maxa Fricke są zbyt chimeryczni względem tego, czym dysponuje menedżer Piotr Baron w Lesznie.
Czytaj także: Adam Goliński odpowiada hejterom
- W naszej lidze była Unia, potem długa przerwa i dopiero Sparta. Wrocławianie byli najlepsi wśród słabych - mówił nam ostatnio Jan Krzystyniak. I trudno się nie zgodzić. Wrocławianie mierzyli się z leszczynianami czterokrotnie w ubiegłym sezonie. Wszystkie mecze przegrali, a porażka 35:55 na własnym obiekcie na koniec rundy zasadniczej na długo zapisze się w historii klubu. Prędko nikt Betard Sparcie nie sprawi takiego lania na jej terenie.