Dla nas faworyt jest tylko jeden i nazywa się Piotr Baron. "Szczakiel" w kategorii Najlepszy trener/menedżer sezonu powinien powędrować bezapelacyjnie w jego ręce. Zwykło mawiać się, że trudniej jest czegoś bronić, udowadniać swoją wartość niż startować z pozycji tego, który chce zdetronizować mistrza. Tym większe czapki z głów przed menedżerem Fogo Unii Leszno, bo zespół w przeciągu całego sezonu zanotował praktycznie same zwycięstwa, przedzielone zaledwie dwoma wpadkami. Słabsze momenty przydarzyły się w Gorzowie (porażka 44:46) i Grudziądzu (remis). Trzy tytuły z rzędu mają swoją wymowę.
CZYTAJ TAKŻE: Traktowali ich jak dzieci. Z Ostrovii nie można żartować
W trakcie sezonu podnosiły się głosy umniejszające sukces Barona. Twierdzono, że skład złożony z samych gwiazd, to samograj, a jemu w trakcie meczów nie zostaje nic innego jak wpisywać punkty w program. Co odważniejsi, wbijali kolejne szpilki. Uśmiechali się pod nosem, iż taką drużynę do tytułu poprowadziłaby nawet sprzątaczka.
Nic bardziej mylnego. Im więcej w CV zawodnika medali i laurów, tym więcej rozbuchanych ego do okiełznania. Wiadomo, że świetne wyniki determinują atmosferę, ale gdy oglądało się choćby w telewizji obrazki z leszczyńskiego parku maszyn, tam nie widać było żadnych ognisk zapalnych. Baron wprowadzał spokój, czasem siarczyście przeklął, ale miał posłuch, nikt bawet nie odważył się stroić fochów. Na linii drużyna - Barona panował wyraźny podział ról i każdy wiedział co ma robić. To też olbrzymia umiejętność i odpowiedź na pytanie, jak to się dzieję, że Unia dalej jest tak silna.
ZOBACZ WIDEO: Pedersen lepszy od Lindbaecka. Trener twierdzi, że liczby nie kłamią
Baron oprócz tego, że świetnie dogadywał się z podopiecznymi potrafił ich budować, a jak któremuś przydarzał się gorszy moment, nie działał pod wypływem impulsu, nie zmieniał, tylko dawał szansę do poprawki. Jeśli coś funkcjonowało na odpowiednim poziomie, nie majstrował w przy tym. Od pierwszej do ostatniej kolejki zawodnicy Byków mieli przypisane stałe numery. Nie było rotowania i żonglowania nimi. Panowała stabilizacja, każdy wiedział czego może się spodziewać.
Słówko o torze. Gdy inni menedżerowie często powtarzali, że ten nie jest taki sam jak na treningu, bo zepsuła go pogoda, albo przy udziale ekipy przyjezdnej wścibski komisarz, on reagował na takie opinie wzruszeniem ramion. W Lesznie zawsze była twierdza i nikt nawet nie myślał żeby kwestionować przygotowanie nawierzchni na stadionie im. Alfreda Smoczyka. Zawodnicy zawsze czuli, że jadą u siebie, a finałowy pogrom w rewanżu przeciwko Betard Sparcie Wrocław był tego największym dowodem.
CZYTAJ TAKŻE: Musielak oberwał rykoszetem. Nie róbmy krzywdy zawodnikom
Bije od niego skromność. W czwartkowym magazynie "Bez Hamulców" powiedział, że gdyby, to od niego zależało statuetkę wręczyłby swojemu innemu koledze po fachu - Markowi Cieślakowi, który po "górach i dolinach" w trakcie rozgrywek, sięgnął z forBET Włókniarzem po brązowe krążki. My szkoleniowca z Częstochowy usytuowaliśmy na drugim miejscu, tuż za plecami Barona. Podium uzupełnia Jacek Ziółkowski ze Speed Car Motor Lublin, no bo jak nie wyróżnić człowieka, który dokonał małego cudu i uratował przed spadkiem zespół, który według większości ekspertów miał błyskawicznie zlecieć tam skąd przyszedł.
Na "pudło" nie wdrapaliby się Dariusz Śledź i Adam Skórnicki choć doceniamy srebro Sparty i perturbacje jakie dopadły drużynę wicemistrza. Konkurencja była jednak w tym roku bardzo mocna i postanowiliśmy docenić tych, którzy się czymś wyróżnili i zrobili rezultat ponad stan.
Nasza klasyfikacja w kategorii Menedżer/trener sezonu 2019
1. Piotr Baron
2. Marek Cieślak
3. Jacek Ziółkowski
4. Dariusz Śledź
5. Adam Skórnicki