Za i przeciw Hynka. Mniej "koksów", więcej kewlarów na stylach od miotły. Kiedyś kebab o 5 rano był czymś normalnym

WP SportoweFakty / Małgorzata Cieśluk / Na zdjęciu: Wiktor Lampart
WP SportoweFakty / Małgorzata Cieśluk / Na zdjęciu: Wiktor Lampart

Z każdym miesiącem coraz mocniej widzimy, że żużel się zmienia i panujące w nim trendy również. Kiedyś nikt nie zwracał uwagi, że zawodnik po przekroczeniu bramy stadionu pierwszy przystanek robi na McDonaldzie, albo pod budką z kebabem.

Do tego tekstu i tematu zabierałem się od kilku miesięcy. Zacząłem sobie pewne klocki układać, ale uważałem, że nie jestem osobą na tyle kompetentną, aby wychodzić przed szereg. Postanowiłem, że poczekam z nim do końca sezonu, a w międzyczasie popytam, poobserwuję i wsłucham się w opinie samych zawodników i trenerów.

Pierwszy pozytywny i główny impuls dał mi menedżer Speed Car Motoru Lublin - Jacek Ziółkowski. Zapaliła mi się nad łepetyną lampka niczym w bajce u "Pomysłowego Dobromira". Powiedziałem sobie w duchu "kurde w tym coś jest".

CZYTAJ TAKŻE: Kibice Falubazu nie wierzą w Lindbaecka. Śnią o Łagucie

O co chodzi? W jednym z magazynów Eleven zapytany o obniżkę formy Roberta Lamberta, że ten nie błyszczy tak jak w poprzednich rozgrywkach podzielił się mniej więcej taką filozofią, iż Brytyjczyk ostro przeszarżował z ćwiczeniami na siłowni, przedobrzył z tkanką mięśniową, podczas gdy teraz w żużlu dominują zawodnicy o skromnych gabarytach. I podał przykład Wiktora Lamparta, który był jednym z odkryć sezonu w PGE Ekstralidze.

ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm

Lamberta szybko połączyłem ze swoim podwórkiem i osobą Mateusza Cierniaka. Rok wcześniej junior Unii Tarnów prezentował się znakomicie. I nie chodzi nawet o to, że pojechał tylko w spotkaniach barażowych w barwach Ostrovii i zdobył komplet. Chłopak myślał na torze, on prowadził motocykl. Był jak piórko.

W niedawno zakończonym sezonie zobaczyłem w nim, to o czym mówił Ziółkowski. Młodzieżowca pogubionego, "ubitego", który jest większy od dosiadanego sprzętu. Nieforemna rzeźba może mieć też związek z fazą dojrzewania, ale gdzieś chyba pomylono się tworząc rozpiskę zimową.

Cytuję rozmowę z lutego przeprowadzoną na zgrupowaniu w Zakopanem. "Szlifuję formę sam. Opieram się na doświadczeniach taty Mirosława. Dużo mi w tej materii podpowiada, zwraca uwagę, co jemu pomagało, a czego raczej unikać. Na razie nie widzę potrzeby zatrudniania, lub inwestowania w trenera personalnego". Szerzej o coraz istotniejszej funkcji takiego człowieka za chwilę.

Średnia spadła na łeb na szyję i zamiast transferu do PGE Ekstraligi, gdzie przymierzano go na podstawowego juniora Betard Sparty Wrocław, wolał zostać w Nice 1.LŻ, gdzie był problem z pokonaniem młodzieżowca z przeciwnej ekipy, nawet na własnym torze. Radykalne wnioski muszą być wyciągnięte.

Bartosz Zmarzlik przekazał natomiast niedawno, że lżejszemu zawodnikowi łatwiej operuje się motocyklem. Daje mu wówczas płynąć. Lepszej rekomendacji niż ta z ust polskiego mistrza świata nie usłyszymy. Coś czuję, że niedługo będziemy mieli do czynienia z wysypem chuderlaków, "szkieletorów". Żużlowcy będą znikać pod kewlarami, albo zwieje ich mocniejszy wiatr. No, ale od kogo nie czerpać wzorców, jak nie od złotego medalisty?

Zawodnicy w przerwie zimowej coraz chętniej sięgają po trenerów personalnych. Wręcz trudno znaleźć już takiego, który z usług specjalisty od przygotowania fizycznego nie korzysta. Jakub Jamróg np. między sezonami wylewa hektolitry potu na siłowni. Jego zwyżka formy i ekstraligowy szturm zbiegły się wraz z rozpoczęciem współpracy z trenerem - Bartoszem Muchą.

Żużlowiec bardzo chwali sobie ćwiczenia pod okiem kwalifikowanego "coacha". W wywiadzie udzielonym zimą podkreślał, że wcześniej nie miał pojęcia jak pracować np. na maszynach, na jakich partiach się skupić. Bolało go całe ciało, a gdy zwrócił się do fachowca ten wywrócił mu do góry nogami cały dotychczasowy światopogląd. Rzucił diametralnie inne światło na postrzeganie siłowni w życiu żużlowca.

Wspólnie ze szkoleniowcem opracowali schemat, w którym położyli nacisk na poszczególne partie mięśni i powtórzenia tych ćwiczeń, które są mu najbardziej potrzebne w uprawianej dyscyplinie sportu. Zamiast bezsensownego przewalania żelastwa jest przemyślana praca i mądre, analityczne podejście do tematu. Przekroczyć cienką granicę jest bardzo łatwo, a olbrzymie obciążenia, to operacja na żywym organizmie.

Jamróg przypomina budową wcześniej rzeczonego Wiktora Lamparta, Wiktora Kułakowa czy nawet Zmarzlika. Bez zbędnego poszerzania komentarza już widać, że to o czym wspominał Ziółkowski ma sens. Może i przeglądając zdjęcia z zawodów nie odpowiadają teorii współczesnego gladiatora - atlety i "koksa", a ich struktura nie jest "apetyczna", to jednak skoro te metody przynoszą efekty, czemu się ich nie trzymać?Żużel, to nie kulturystyka - powiedział jeden z menedżerów.

Zdarzają się zawodnicy, którzy nadal bazują na własnych archaicznych metodach (vide Cierniak), co nie zmienia faktu, że świadomość sportowców z każdym sezonem rośnie. Są tacy, którzy szukają kolejnych udoskonaleń nie tylko dla poprawy sylwetki, ale i zdrowia.

W niedawnym magazynie "Bez Hamulców" młody Lampart zdradził, że przeszedł na wegetarianizm. Stwierdził, że zmiana stylu życia mu pomogła. Na ścisłej i zbilansowanej diecie jest wielu innych żużlowców, choćby Maciej Janowski czy Maksym Drabik. Do grona naśladowców dołączy pewnie spora rzesza w sezonie 2020. Starszy brat Wiktora - Dawid w tym samym programie przekazał, że i on przejdzie w przerwie między sezonami metamorfozę.

CZYTAJ TAKŻE: O co chodzi kasą w Stali Gorzów. Zawodnicy otwarcie mówią o długach

Coraz mocniej widzimy, że żużel się przepoczwarza i panujące w nim trendy również. Kiedyś nikt nie zwracał uwagi, że zawodnik po przekroczeniu bramy stadionu pierwszy przystanek robił na McDonaldzie, albo dzień przed meczem balował w klubie do bladego świtu. I nie dotyczyło to tylko żużlowców. A ilu było takich co uciekało oknem z pokoju hotelowego?

Teraz, gdy sfotografują zawodnika z kawałkiem pizzy, albo o piątej nad ranem pod budką z kebabem robi się wielka afera, bo na bank nieodpowiednio się prowadzi. Szkoda, że romantyzm tamtych czasów zanika.

Źródło artykułu: