[b]
KOMENTARZ. [/b]Rozbudzili oczekiwania kibiców żużlowcy Unii Tarnów podczas udanej rundy zasadniczej. Co prawda skończyli ją na czwartym miejscu, ale gdyby nie kontuzja Artura Mroczki, to zeszłoroczny spadkowicz PGE Ekstraligi mógłby pokusić się nawet o o wygraną. Kto wie. Fakty są jednak takie, że tarnowianie mieli w swoim składzie dwójkę świetnych zawodników - Wiktora Kułakowa i Petera Ljunga. Do tego solidna druga linia i nieźli juniorzy. To wszytko predysponowało ich do czegoś więcej niż tylko czwartej pozycji.
Inna sprawa, że Unia sama się załatwiła. Robiła wszystko, aby w półfinale trafić na najmocniejszy PGG ROW Rybnik. Miał być wygodniejszy rywal, a jak było naprawdę, wszyscy pamiętamy. Poza wszystkim w play-offach drużynie jakby zabrakło determinacji. Być może całoroczny przekaz, że klub i tak nie jest zainteresowany awansem negatywnie wpłynął na zawodników. Ciężko nie odnieść wrażenia, że potencjał zespołu nie został w pełni wykorzystany.
BOHATER. Wiktor Kułakow sezon 2018 spędził na ławie, bo w klubie nikt w niego nie wierzył. Rok później wyskoczył niczym królik z kapelusza stając się najlepszym zawodnikiem ligi. Rosjanin imponował skutecznością. Tym razem menedżer Tomasz Proszowski obdarzył go zaufaniem wystawiając go z juniorem w parze, a Kułakow zwyczajnie się odpłacił. Świetna jazda poskutkowała wysypem ofert z innych klubów. Tu Unia skapitulowała, bo od dłuższego czasu jasne jest, że Wiktor zasili Apator Toruń.
Żużel. Maciej Janowski wysłał mailem wyjaśnienia. Zawieszenie mu nie grozi, ale niesmak pozostał. CZYTAJ WIĘCEJ!
KONTROWERSJA. Sytuacja w tabeli tak się potoczyła, że Unia jadąc na ostatni mecz rundy zasadniczej do Daugavpils mogła wybrać sobie rywala w play-offach. Wystarczyło wygrać, aby zmierzyć się z teoretycznie słabszym Car Gwarant Startem Gniezno. Drużyna to spotkanie wyraźnie odpuściła. Więcej szans dostali juniorzy, a tarnowianie na własne życzenie wpakowali się do rywalizacji z późniejszym zwycięzcą ligi.
PLUS. Udane transfery i dobrze zbilansowana drużyna. Unia zimą dobrze przemeblowała zespół. Ściągnięcie Petera Ljunga i danie szansy Kułakowowi było strzałem w dziesiątkę. To była podstawa sukcesu. Daniel Kaczmarek też nieźle się odnalazł. Gorzej było z duetem Arturów, ale i tak śmiało można rzec, że Unia była właściwie poukładana.
MINUS. Klubowa kasa. Jadąc bez ambicji o awans celem nadrzędnym miało być wyprostowanie finansów. Po sezonie 2018 prezes Łukasz Sady miał zaciągnąć kredyt na spłatę zadłużeń. Tymczasem w trakcie sezonu spływały do nas informacje, że Unia nie płaci regularnie. Ktoś powie, że to tylko kwestia otrzymania kolejnych transz z Grupy Azoty. Być może, ale i tak wygląda to słabo. I nawet jeśli w Tarnowie to coroczna praktyka. Jazda na zapleczu PGE Ekstraligi, bez większych ambicji sportowych, to była konieczność, aby poprawić klubowe finanse.
CYTAT. "Za dwa lata może nas czekać koniec żużla w Tarnowie" - to słowa wypowiedziane przez prezesa Grupy Azoty Wojciecha Wardackiego. Z jednej strony dużo w tym polityki i celowego działania, które przed wyborami parlamentarnymi miało uderzyć w prezydenta miasta wybranego z ramienia Platformy Obywatelskiej. To słabe. Z drugiej zaś strony dużo w tym racji. Tarnów jest pogrążony w kryzysie i nie ma kasy na remont obiektu. Stadion sypie się z każdym rokiem i chyba w tej całej sytuacji nie widać promyka nadziei.
LICZBA - 4 500. Tyle wyniosła średnia frekwencja na meczach w Tarnowie. Tragedii może nie ma, ale szału też nie. Przykładowo w takim Rybniku wyniosła ona 9 500 widzów. Władze klubu powinny odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego pod tym względem było tak przeciętnie.
CZYTAJ TAKŻE: Żużel. Sponsor Falubazu chciał kupić Apator. Rozmawiał z Termińskim
ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?