Żużel się zmienia, a casus Speed Car Motoru Lublin jest tego najlepszym przykładem. Rok temu podczas okienka transferowego Jakub Kępa - prezes klubu, miał kasę na gwiazdy, ale za bardzo nie miał jej gdzie spożytkować. Najlepsi zawodnicy niechętnie spoglądali w kierunku beniaminka. Ostatecznie zbudowano drużynę opartą o ambitnych i gniewnych zawodników. Opłaciło się. Motor utrzymał się w PGE Ekstralidze i uniknął baraży.
Teraz przed podobnym problemem staje PGG ROW Rybnik. Prezes Krzysztof Mrozek będzie musiał mocno zaryzykować i postawić na skład, który najpewniej w pierwszej kolejności będzie typowany do spadku. Taka strategia nie musi jednak oznaczać porażki. Wystarczy spojrzeć, jak w ostatnich sezonach zmieniła się koncepcja budowy drużyny. Dawniej było tak, że kluby polowały na dwie gwiazdy, na których kontrakty szły miliony. Resztę składu jakoś się łatało średniakami. W każdym razie najbardziej liczyły się dwie petardy - tacy pewniacy na 25-28 punktów w meczu.
Sęk w tym, że kilka klubów już przejechało się na takiej strategii. Dobrym przykładem jest Stal Rzeszów. Była prezes klubu Marta Półtorak ściągnęła jednym razem Jasona Crumpa a drugim Nickiego Pedersena, ale wielkiego wyniku nie było. Innym przykładem, z nie tak dawnych czasów, jest Unia Tarnów. W sezonie 2018 ówczesny beniaminek PGE Ekstraligi swój zespół oparł w głównej mierze o dwa duże nazwiska - Pedersena i Kennetha Bjerre. I tym razem nie wyszło, bo skończyło się spadkiem z ligi. Utrzymanie było blisko, ale jednak się nie udało.
ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm
Żużel. Transfery. Otwiera się okno transferowe. Dwa tygodnie na podpisy, bo rozmowy już za nami. CZYTAJ WIĘCEJ!
Trochę podobną sytuację doświadczył w minionym sezonie Apator Toruń. Tam też liczyli, że wynik drużyny pociągnie Jason Doyle do spółki z Nielsem Kristianem Iversenem. O ile Australijczyk wywiązał się ze swojego zadania, o tyle pomysł z Duńczykiem nie wypalił. Poza wszystkim zabrakło wsparcia ze strony juniorów i zawodników drugiej linii. Takich przykładów można by podać jeszcze kilka.
Obecny żużel bardzo się wyrównał, dlatego lepiej mieć zespół o mniej spektakularnych nazwiskach, ale za to wyrównany. Taki, który może zaskoczyć. Od dobrych kilku sezonów podobną strategię realizuje MRGARDEN GKM Grudziądz. W minionych rozgrywkach w zasadzie każdy zawodnik tej drużyny mógłby być prowadzącym parę. Nie było gwiazd rzucających się na pierwszy plan. Play-offów nie było, ale trochę na własne życzenie. A może zabrakło zwyczajnie szczęścia.
W przeddzień okresu transferowego najwięcej znaków zapytania mamy przy beniaminku z Rybnika. Niektórzy mówią wprost, że ROW będzie outsiderem ligi. Trudno na ten moment powiedzieć, jakie nazwiska uda się prezesowi Mrozkowi nakłonić do współpracy. Jednak nawet jeśli nie będzie fajerwerków, to i tak nic straconego. Jeśli w klubie dobrze poukładają wszystkie klocki, to szansa na utrzymanie jest. Jedna czy dwie gwiazdy same PGE Ekstraligi nie obronią.