Gdy dwa lata temu Rune Holta dość niespodziewanie przenosił się z częstochowskiego Włókniarza do Get Well Toruń, wydawało się, że jego historia związana z klubem z Częstochowy definitywnie dobiegła końca. Tym bardziej, że prezes Michał Świącik mówił, że "dał sobie z Holtą spokój" (sprawdź szczegóły >>). Zawód wśród fanów był ogromny, bo w 2017 roku Holta przeżywał którąś z kolei młodość i był liderem ówczesnego beniaminka PGE Ekstraligi. Jeden z radnych miasta dokonania zawodnika chciał nawet uwiecznić czymś na wzór pomnika.
Czar Holty prysnął jak bańka mydlana wraz z jego odejściem do toruńskiego klubu. Kolejnym odejściem, bo to nie pierwszy raz, gdy żegnał się on z Włókniarzem. Ale Holta wraca do Częstochowy jak bumerang. I dobrze, bo to tam czuje się i radzi sobie najlepiej.
Z otoczenia zawodnika słyszymy, że wiąże on duże nadzieje związane z powrotem do Włókniarza. Holta chce udowodnić, że jeszcze stać go na skuteczną jazdę na ekstraligowym froncie i wierzy, że nie ma na to dla niego lepszego miejsca niż Częstochowa. Dotychczas przecież nigdy nie zdarzyło mu się w częstochowskim klubie zawodzić. Swoją drogą trudno byłoby mu znaleźć zatrudnienie w innym ekstraligowym klubie. Włókniarz natomiast nie miał za bardzo innego wyjścia, bo rynek polskich seniorów jest bardzo skostniały.
ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"
Holcie trudno będzie jednak przekonać opinię publiczną samymi zapewnieniami. Ma za sobą dwa słabe sezony w Toruniu, poza tym czas biegnie nieubłaganie, a w 2020 roku będzie już liczyć 47 wiosen. Z drugiej strony jednak, będzie miał za zadanie zastąpić Adriana Miedzińskiego, który nie zawiesił wysoko poprzeczki, bowiem w minionym sezonie wykręcił średnią 1,312.
Jako ciekawostkę dodajmy fakt, w jak kapitalny sposób Włókniarz zapowiedział transfer Holty na swoim profilu na Facebooku. Otóż klub od środy, zanim ogłosi nazwisko zawodnika, wcześniej udostępnia grafikę dla kibiców z podpowiedzią, o kogo chodzi. Pawła Przedpełskiego symbolizował pierniczek, Jakuba Miśkowiaka inicjały, zaś w przypadku Holty z gąszczu liter i cyfr dało się wyczytać "I'm coming home" (wracam do domu).
Jak widać po komentarzach, kibice nie mieli żadnego problemu z rozwiązaniem tej zagadki.
Czytaj również: forBET Włókniarz zatrzymał wielki talent