[b][tag=66287]
Dawid Borek[/tag], WP SportoweFakty: Został pan zatrudniony w Stelmecie Falubazie dwa dni po tym, jak pracę stracił Adam Skórnicki. Od kiedy grany był temat pana pracy w klubie, bo domyślam się, że to nie była kwestia dwóch dni?[/b]
Piotr Żyto, trener Stelmetu Falubazu Zielona Góra: Kwestia trzech dni. Nikt nie prowadził dziwnych działań, nie było spisków. Z Adamem jesteśmy dobrymi kolegami i nigdy nie zrobiłbym niczego za czyimiś plecami. Złożyło się tak, że zadzwonił prezes Wojciech Domagała, zapytał o mój status. Odpowiedziałem, że od stycznia najprawdopodobniej będę wolny, bo z prezesem Mrozkiem nie do końca mogłem się dogadać. W międzyczasie przesłano kontrakt, przeanalizowałem za i przeciw i zdecydowałem się wrócić do Zielonej Góry. Gdy rozwiązano umowę z Adamem Skórnickim, złożyłem podpis.
Czyli nie było tak, że uciekł pan z ROW-u Rybnik, bo tam klaruje się średni skład.
Przedstawiłem prezesowi ofertę, że chcę umowę na dwa lata. Nie było odzewu, więc nie czekałem, bo w naszym fachu różnie bywa, jest wielu chętnych, trzeba przyjmować propozycję tam, gdzie cię chcą i gdzie chcesz pracować.
Wraca pan do zielonogórskiego klubu po dziewięciu latach. Wspomina pan jeszcze sezon 2009? To był szczególny rok w pana karierze, w życiu?
Jak mógłbym tego nie pamiętać, skoro osiągnąłem wówczas największy sukces w lidze? Wcześniej byłem członkiem sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski, gdzie zdobyliśmy mistrzostwo świata, ale tu był sukces klubowy - mój, zawodników, całego sztabu, po 18 latach Zielona Góra oszalała na punkcie żużla.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zszokował kibiców. "Lekarz w Polsce widząc moją nogę zbladł"
Pana głośne odejście w 2010 roku to już zamknięty rozdział, już nikt nie chce do tego wracać?
Niektórzy wracają, ale teraz ani mnie to ziębi, ani parzy. Wiem, że popełniłem błąd, który wiele mnie kosztował. Miałem mieć umowę na kolejne dwa lata, ale stało się tak, jak się stało. Zawsze powtarzam jednak, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przez kolejne lata pracowałem w Rawiczu, gdzie osiągnęliśmy awans do pierwszej ligi z najniższym budżetem w Polsce, co dla niektórych było nie do uwierzenia. W Szwecji, jako jedyny Polak, zdobyłem brązowy medal mistrzostw kraju z Hammarby Sztokholm, gdzie startowali Tomek Gollob, Grzegorz Walasek. Pięć lat w Szwecji dało mi wiele nowych doświadczeń, które wykorzystuję w obecnej pracy.
Rozmawiałem z jedną z osób ze Stelmetu Falubazu. Stwierdziła, że na klubowym Facebooku, pod wpisem o pana transferze, na 90 proc. komentarzy było pozytywnych. Takie przyjęcie to dla pana zaskoczenie?
To bardzo miłe, ale ja staram się podchodzić do tych komentarzy z przymrużeniem oka, bo piszą je różni ludzie, pod różnymi pseudonimami. Skoro jednak mówi pan, że tak było, to jest mi przyjemnie.
Nie sposób nie zapytać o tor, bo Adam Skórnicki rozgryzał go blisko dwa lata. Nie ma pan obaw, jak będzie to wyglądać w pana przypadku?
Trener musi dobrze dogadać się z toromistrzami, bo oni wiedzą, co i jak robić. Trzeba mieć swoją wizję, przekazać ją i współpracować. Jeśli toromistrzowie zrealizują założenia, to znak, że współpraca działa i tak ma być. Dla mnie Adam Warecki to jeden z najlepszych toromistrzów w Polsce. Myślę, że wspólnie z nim i panem Tomaszem Potońcem doprowadzimy tor do takiego stanu, by był sprzymierzeńcem naszej drużyny i był powtarzalny, zarówno na treningach, jak i podczas meczów, by nikt potem nie mógł tego zarzucić. Znam trochę zielonogórski tor, mniej więcej wiem, co zrobić, pierwsze uwagi zostały już przekazane.
Adam Skórnicki miał kłopot z tym sztabem toromistrzowskim. Mówiło się, że Adam Warecki, mimo wskazówek, robił tor po swojemu. Podejrzewam, że o to się pan nie obawia, bo z panem Wareckim znacie się sporo lat.
Nie chcę rozmawiać o Adamie Skórnickim, bo to jego historia. To, co on miał, to jego sprawa. Uważam, że Adam Warecki jest jednym z najlepszych toromistrzów i pozostaje tylko kwestia dogadania się. Wiem, że cieszy się z faktu, że wróciłem. Myślę, że nasza współpraca będzie owocna i wszystko będzie poukładane tak, jak należy.
Słynnej kopy już chyba nie będzie.
Z tą kopą każdy przesadza. 10 lat byłem trenerem w różnych miejscach. Jeśli ktoś się skarżył, przyjeżdżał komisarz i było elegancko. Nawet na tegorocznym finale w Rybniku komisarz Kuśnierski mówił, że nie ma się do czego doczepić. Nie robi się kopy na trening, bo komisarz to zmieni. Trzeba wybrać optimum i nawierzchnię, która będzie sprzyjała drużynie.
Ma pan już wizję tego toru?
Tor ma być do walki. Powtórzę się: ma sprzyjać naszym zawodnikom. Gdy przyjadą na zawody, mają wiedzieć, że mogą się pomylić o jeden ząb w zależności od pogody, ale muszą być przekonani, że są u siebie w domu. Tor ma być atutem zespołu.
W Stelmecie Falubazie będzie trzech zawodników z Grand Prix: Antonio Lindbaeck, Martin Vaculik, Patryk Dudek. To kłopot, jeśli chodzi o prowadzenie drużyny?
Będzie większy stres oglądając Grand Prix, to na pewno. Odpukać, ale kontuzje się zdarzają i trzeba to mieć na uwadze.
Ten skład na papierze wydaje się być słabszy od tegorocznego, ale pytanie, czy to może być lepszy kolektyw, może być lepsza atmosfera? Dążę do tego, czy kolektyw może w pewien sposób wyrównać siłę sportową.
Pracowałem z Nickim Pedersenem w Częstochowie, później też mieliśmy dobre relacje. Myślę, że to kwestia dogadania się z zawodnikiem i umiejętność podejścia do danego żużlowca. Dla mnie to osłabienie drużyny, bo Pedersen prezentuje swoją klasę. Nie mówię jednak, że Lindbaeck w sezonie 2020 nie wzniesie się na wyżyny i nie będzie zasuwał. Na pewno będzie mu na tym zależało, by po latach spędzonych w Grudziądzu pokazać się w Stelmecie Falubazie. Czasami zmiana klubu powoduje dodatkowego powera, po którym zawodnik zupełnie inaczej się prezentuje.
Co będzie siłą Stelmetu Falubazu w 2020 roku?
Myślę, że siłą powinna być drużyna. Wierzę, że Patryk Dudek poradzi sobie z problemami sprzętowymi, które przytrafiły mu się po zmianie tunera, teraz już takiej wymówki nie będzie. Od Patryka będzie dużo zależało, bo oczekuje się od niego wielu punktów. Myślę pozytywnie i wierzę, że z tego kolektywu będzie można wyciągnąć jeszcze coś ekstra. Liczę, że to spowoduje, że kibice będą zadowoleni.
Celem jest klasycznie awans do play-off czy założenia są wyższe?
Nie lubię składać obietnic. W tym roku ROW też był faworytem, ale awans wcale nie przyszedł łatwo. Rywale starali się nam przeszkodzić. Była jednak fajna atmosfera, zawodnicy świetnie ze sobą współpracowali i na torze, i w parkingu. Dowodem jest 21 bonusów Mateusza Szczepaniaka, co jest wynikiem imponującym. To znak, że nie jechał dla siebie, tylko dla drużyny. Chciałbym, by w 2020 roku podobnie było w Stelmecie Falubazie. W sezonie 2009 też nie byliśmy stawiani w roli faworyta, a sprawiliśmy niespodziankę dużego kalibru.
Chciałbym zapytać jeszcze o nową tabelę biegową. To dla pana wyzwanie?
Uczestniczyłem przy jej prezentacji w siedzibie PGE Ekstraligi. Na pewno jest to o wiele ciekawsza tabela niż do tej pory. Powoduje, że niektóre numery startowe nie będą stały na przegranej pozycji. Dotychczas zawodnicy z numerów 2/10 na początku meczu jechali dwa razy z pól zewnętrznych, teraz dostaną pola na przemian. Ekscytujący, zgodnie ze starymi zasadami, będzie pierwszy bieg, bo spotkają się w nim prowadzący parę. Teraz może się okazać, że dziewiątka może nie być dominującym numerem. Już sobie to analizowałem. Na pewno będzie więcej przemyśleń taktycznych przed meczem, choćby przy ustaleniu składu. Nie będzie tak łatwo jak teraz. Nowa tabela wymaga więcej zaangażowania od menedżera. Trzeba rozpracować ten skład.
To można rozpracować na papierze, na sucho, czy też trzeba pracować na żywym organizmie? Dążę do tego, czy menedżerowie uporają się z tematem zimą, czy będą potrzebowali kilku tygodni czy nawet miesięcy już w sezonie, by znaleźć optymalny układ.
Do tego będą służyły przedsezonowe sparingi, by zobaczyć, jak wszystko funkcjonuje. Myślę, że dobry menedżer ogarnie temat i nie będzie potrzebował na to pół roku. Pewne rzeczy trzeba będzie posprawdzać.
Zobacz też:
Żużel. Żyto w Falubazie. Zdobył złoto, był kochany, wyleciał przez jedną decyzję
Żużel. Za i przeciw Hynka. Nie dziwię się Piotrowi Żyto. Czuł co się święci w Rybniku, a Falubaz spadł mu z nieba