O pieniądzach, które mieli proponować w okresie transferowym torunianie, mówiło się bardzo wiele. Najgłośniej wypowiadał się na ten temat Witold Skrzydlewski, który nazwał ekipę z Motoareny milionerami z Torunia. Jego zdaniem spadkowicz z PGE Ekstraligi miał proponować swoim gwiazdom 300 tysięcy złotych za podpis i 3000 zł za każdy punkt. Jeśli prognozy głównego sponsora łódzkiego klubu uznamy nawet za bliskie realiów, to śmiało można powiedzieć, że takich ofert w pierwszej lidze nie było już dawno.
Jak na tle torunian wypadają pozostałe kluby? Bardzo podobnie jak w sezonie 2019, aczkolwiek wszyscy wydali nieco więcej. Czołowe ekipy pierwszoligowe zapłacą swoim żużlowcom maksymalnie 150 tysięcy złotych za podpis pod kontraktem. Stawka za punkt waha się od 1500 - 2000 zł. - Ceny na pewno poszły w górę. Żużlowcy chyba wsłuchali się w słowa partii rządzącej, bo płaca minimalna wzrosła - mówi nam prezes Arged Malesa TŻ Ostrovii Radosław Strzelczyk.
Zobacz także: Pierwsza liga z nowym sponsorem, ale bez Polsatu? Telewizje muszą się spieszyć, bo PZM ma alternatywę
Jego słowa potwierdza Rafael Wojciechowski ze Startu Gniezno. - Gdybym miał to określić procentowo, to stawki poszły w górę o około 10 proc. - tłumaczy menedżer. Działacze pierwszoligowych klubów twierdzą, że wzrost płac to w dużej mierze "zasługa" Apatora.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bartosz Zmarzlik o sukcesie, drodze do złota i marzeniach, które się spełniają
- Pojawienie się tak mocnego gracza zrobiło swoje - przekonuje Strzelczyk. - Podejrzewam, że oferty z Torunia sprawiły, że zawodnicy szybowali w niebiosach. Na szczęście później szybko zeszli na ziemię. To jednak tylko moje luźne przemyślenia - komentuje Wojciechowski.
Prezesi w pierwszej lidze nie zaszaleli, choć w niektórych przypadkach była silna pokusa. Do wzięcia byli przecież między innymi Vaclav Milik i Robert Lambert. Za tego pierwszego trzeba było jednak zapłacić ponad 300 tysięcy złotych, a za drugiego ponad 200. Nikt ostatecznie nie pozwolił sobie na takie szaleństwo. - Mieliśmy ofertę od Roberta Lamberta - przyznaje Wojciechowski. - Uważam jednak, że w całej pierwszej lidze wygrał zdrowy rozsądek - dodaje.
Zobacz także: Transfery. Były prezes Włókniarza pomógł Mrozkowi załatwić Hancocka. ROW chwytał się wszystkiego
- Milik czy Lambert mogli zejść ligę niżej, bo rozmawiali z wieloma klubami, ale to nie były pierwszoligowe stawki. Cieszę się, że prezesi na to nie poszli, bo to świadczy o chłodnej głowie, choć obaj żużlowcy na pewno dodaliby kolorytu rywalizacji. Trzeba jednak mierzyć siły na zamiary. Przyznam szczerze, że nie rozumiem wydawania w pierwszej lidze takich pieniędzy. Nie zrobiłbym tego, nawet gdybym je miał, bo my nie działamy jak budżetówka. Nie trzeba wydać wszystkiego, co się ma. Lepiej to zostawić i spożytkować na inny cel. U nas pewnie byłoby to szkolenie młodzieży - podsumowuje prezes Ostrovii.