O Krzysztofie Mrozku można napisać wiele, ale na pewno nie to, że jest bezbarwny albo nudny. Prezes PGG ROW-u Rybnik dał ostatnio popis w Radiu Canal. W programie "Pod Taśmą" mówił wprost, o tym jak traktowany jest jego klub.
- Czy dobrze trafiliśmy z inauguracją? Czy nie mogliśmy dostać kogoś słabszego? Przecież wszyscy eksperci napisali, że to my jesteśmy najsłabsi, więc jakbym miał dostać kogoś słabszego, to musielibyśmy jechać sami z sobą - opowiadał Mrozek (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: FIM zakłada elektroniczny kaganiec
W programie z udziałem Mrozka można by znaleźć więcej bon motów. I jedno już należy przyznać, że chociaż sezon 2020 w PGE Ekstralidze jeszcze nie ruszył, to brakowało w niej charakterystycznego prezesa z Rybnika. Zwłaszcza w czasach, gdy z pracy w klubach czy wręcz ze środowiska rezygnują osoby z ogromnym doświadczeniem jak chociażby Ireneusz Maciej Zmora.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Ktoś powie, że miejsce prezesa jest w gabinecie klubowym, ewentualnie na loży VIP ze sponsorami. Nie mogą być jednak nudni jak flaki z olejem, muszą mieć jakąś wizję i stawiać na jej realizację. By ten biznes się kręcił, PGE Ekstraliga potrzebuje więcej Mrozków niż Domagałów. Wystarczy przeczytać jeden z wywiadów z nowym sternikiem Stelmet Falubazu Zielona Góra (czytaj więcej o tym TUTAJ). Krótko mówiąc, medialne zwierzę to nie jest.
Mrozka najpewniej więcej osób w Polsce nienawidzi niż kocha. Wystarczy za przykład wziąć kibiców z Lublina, którzy są negatywnie nastawieni do rybniczan po finalne Nice 1.LŻ w sezonie 2018. Dlatego spora część fanów będzie życzyć im jak najgorzej w przyszłym roku. Tak, aby PGG ROW tak szybko jak wszedł do PGE Ekstraligi, tak szybko z niej spadł.
Rybniczanie na papierze mają może i mało obiecujący skład, ale tak samo przecież było w roku 2016 czy 2017. Mało kto o tym pamięta, że do Rybnika trafiali wtedy Grigorij Łaguta po słabym sezonie w Toruniu, Rune Holta po I-ligowej przygodzie w Ostrowie, Andreas Jonsson notował regularny spadek formy, a Max Fricke wypływał tu na szerokie wody.
Do tego w formacji krajowej widnieli Damian Baliński czy Rafał Szombierski. A jednak, jakoś udawało się utrzymywać wśród najlepszych. Gdyby nie dopingowa wpadka Łaguty, najpewniej w roku 2017 "Rekiny" zahaczyłyby o play-off.
Coś powoduje, że niektórym zawodnikom rybnicki klimat odpowiada. Gdzie indziej im się nie wiedzie i przegrywają z presją, a na Górnym Śląsku potrafią się odnaleźć. Może to zasługa Mrozka? Prezesa, z którego większość kibiców kpi i szydzi. Bo Mrozek potrafi rozdać przed meczem zawodnikom pampersy, aby rozładować napięcie. Potrafi sam naprawiać maszynę startową. Taki typ człowieka. Kocha się go albo nienawidzi.
Czytaj także: Martin Vaculik już w pełni zdrów
W Rybniku większość Mrozka kocha. I pewnie nawet mu wybaczy ewentualny spadek z PGE Ekstraligi w sezonie 2020. Może być bowiem pewna, że prezes zrobi wszystko, aby do niego jednak nie doszło. Jednego prezes "Rekinów" chyba tylko nie zrobi. Sam nie wsiądzie na motocykl. Choć kto wie, w końcu jazdę quadem po torze na ul. Gliwickiej już opanował do perfekcji.
Nie zdziwię się, jeśli powtórzy się historia z tego roku, gdy skreślany przez wszystkich Speed Car Motor Lublin utrzymał się wśród najlepszych. Jeśli tak się stanie, Mrozek będzie miał swoją chwilę triumfu.