Wielki powrót?
Na ten moment najpoważniejsza wydaje się być kandydatura kapitana Fogo Unii Leszno - Piotra Pawlickiego. Argumentów jest wiele. Przede wszystkim doświadczenie. Mimo stosunkowo młodego wieku, Pawlicki od lat z powodzeniem startuje w PGE Ekstralidze, a przecież ma on w swoim CV również występy w SGP. W 2016 roku, kiedy był stałym uczestnikiem cyklu, przez cały sezon imponował równą formą, co przełożyło się na 6. miejsce w klasyfikacji końcowej i pozostanie w gronie stałych uczestników Indywidualnych Mistrzostw Świata.
Rok później nie było już tak dobrze, co prawda zaliczył swoje pierwsze zwycięstwo podczas GP Łotwy, jednak kilka gorszych rund, przyniosło jedynie 11. miejsce. Z uwagi na dużą liczbę polskich zawodników, nie mógł on mieć nadziei na dziką kartę. Zresztą sam Pawlicki nie liczył na pomoc organizatorów, w jednym z wywiadów podkreślał, że chce wrócić do cyklu, samemu wywalczając awans.
- Jestem jeszcze młodym zawodnikiem i wszystko przede mną. Muszę tylko pewne sprawy sobie lepiej poukładać. Na żadne dzikie karty nie liczę. Chcę sobie sam wywalczyć awans. Nie będzie to łatwe, bo droga do niego jest długa i wyboista - mówił.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Choć tego planu nie udało zrealizować się w szybkim tempie, to z pewnością w najbliższym sezonie Pawlicki spróbuje odzyskać prawo do startów w SGP. Wejście do eliminacji może okazać się problematyczne, ponieważ większość miejsc jest zajętych po zaległym finale Złotego Kasku, który odbył się dopiero w październiku. W 2020 roku, po tych zawodach, awans do eliminacji uzyska tylko zwycięzca. Drugą możliwością jest jazda w cyklu SEC i zdobycie złotego medalu, ponieważ od zbliżającego się sezonu, Indywidualny Mistrz Europy ma zagwarantowane miejsce w Grand Prix.
Właściwie Pawlicki może w pełni pokonać obie te trasy, ponieważ jest naprawdę dobrym żużlowcem. Jeśli chodzi o jego postawę na torze, nie można się do niczego przyczepić. Notuje dobre występy w Polsce oraz Szwecji i jeśli uda mu się wznieść swoją formę na jeszcze wyższy poziom, a przy tym dopisze zdrowie, to realnie może myśleć o awansie już w tym roku.
Zobacz także: Żużel. Tego nie robi się legendom. Nawet Real Madryt odstąpił od pomysłu, który lansują w Gorzowie
Młoda krew
Drugim kandydatem, w perspektywie najbliższych lat, jest kolega Pawlickiego z Fogo Unii - Bartosz Smektała. Wielu widzi w nim drugiego Bartosza Zmarzlika, bo faktycznie u obu można znaleźć wspólne punkty. Skromność, skupienie na pracy, właściwe prowadzenie kariery. Obaj zdobywali tytuł IMŚJ, a także od najmłodszych lat dobrze prezentowali się w Ekstralidze. I choć wydaje się, że Smektała nie jest aż takim fenomenem, jak nieco starszy kolega z toru, to na pewno w jego osobie drzemie ogromny potencjał. Przed nim pierwszy rok startów w gronie seniorów, a w najbliższym sezonie będzie także trzecim rezerwowym cyklu.
W 2019 roku wystąpił z dziką kartą w GP Warszawy, gdzie pokazał się z naprawdę dobrej strony, zdobywając 10 punktów awansował do półfinału, a zawody ostatecznie ukończył na 5. miejscu. Nie było mowy o szczęściu, czy znajomości toru. Smektała jechał jak równy z równym z najlepszymi na świecie i to na sztucznej nawierzchni. A przecież właśnie na torach jednodniowych, problemy potrafią mieć o wiele bardziej doświadczeni zawodnicy. Sam nie krył zadowolenia.
- Dużo czynników składa się na to, że cieszę się ze swojego występu. Chociażby to, że zdobyłem 10 punktów i pojechałem w półfinale. Taki wynik brałbym w ciemno - stwierdził już po zawodach.
Pierwszym krokiem, jaki musi zrobić Smektała, jest spokojne przejście w wiek seniora. Niejedna postać, której okres juniorski był obfity w sukcesy, po przejściu w żużlową dorosłość gasła. Wydaje się, że w tym przypadku nie powinniśmy mieć do czynienia z obniżką formy, jednak póki nie udowodni tego na torze, niczego nie możemy być pewni. Jeśli Smektała dalej będzie się rozwijać i poświęcać pracy, to z całą pewnością może zajść daleko. Jak na razie, na pewno możemy stwierdzić, że ma papiery na jazdę w Grand Prix.
Kto jeszcze?
Powrotu do cyklu na pewno życzyłby sobie także starszy z braci Pawlickich - Przemysław. Jego roczna przygoda w SGP nie należała jednak do udanych. Zaledwie raz awansował do półfinału i zapisał na swoim koncie dwucyfrową zdobycz punktową. Pozostałe turnieje były do zapomnienia. To, czego mu brakuje, to stabilizacja formy. Potrafi pojechać naprawdę świetne zawody, aby w następnych pokazać się z totalnie przeciętnej strony.
W tym roku Przemysław Pawlicki skończy 29 lat i być może dopiero w okolicach "trzydziestki" uzyska szczyt formy i sportową dojrzałość. To, że potrafi jeździć, wie każdy. Potrzeba nieco wyższej, ustabilizowanej dyspozycji. A do tego gotowej do walki o najwyższe cele głowy. Jeśli starszy z braci Pawlickich poukłada wszystko tak jak należy, to na pewno może jeszcze dobić się do bram cyklu. W tym przypadku potrzeba po prostu pewnego przełamania.
Mniej oczywistymi kandydatami do jazdy w SGP są również Paweł Przedpełski oraz Szymon Woźniak. Za tym pierwszym przemawia wiek, wielki sponsor, a także dobra jazda w wielu zawodach indywidualnych. Przedpełski potrafił stawać na podium zawodów cyklu SEC. W Ekstralidze miewa krótkie wystrzały formy, jednak za czasów jazdy w gronie juniorów pokazywał, że może być nawet liderem drużyny. Jeśli wzniesie się na wyższy poziom, co jest możliwe, kto wie, czy i on nie zawita za jakiś czas do Grand Prix.
Szymon Woźniak jest z kolei propozycją, która dla wielu może być abstrakcyjna. Warto jednak przeanalizować ostatnie lata jego kariery. Jest to zawodnik, który cały czas notuje progres. Poświęca się pracy, jest skromny, a na torze imponuje inteligencją. W minionym sezonie był 16. najskuteczniejszym zawodnikiem PGE Ekstraligi, ze średnią bliską dwóch punktów na bieg.
Jeśli podtrzymałby ten trend, nie można zupełnie niczego wykluczyć. Woźniak ma wiele lat jazdy przed sobą. Przypomina trochę Dawida Kubackiego, który w ostatnim czasie święci wielkie sukcesy w skokach narciarskich. Kto wie, czy i w żużlu nie będziemy mieć do czynienia z takim przypadkiem. Ciężka praca i dobrze pracująca głowa potrafią czynić cuda.
Zobacz także: Szwecja w kryzysie. A jeszcze niedawno mieli tańszą wersję PGE Ekstraligi