Gdyby ktoś niezorientowany przyszedł na trening żużlowców Arged Malesa TŻ Ostrovia i miał wskazać wśród ćwiczących człowieka, który jest już po drugiej stronie barykady i nie jeździ na żużlu, miałby z tym problem. Mariusz Staszewski trenuje intensywniej niż wielu młodych chłopaków. Nie ma ćwiczeń, których nie wykonałby 45-letni trener ostrowian. - Żeby nie było, że stoję z boku i się przyglądam chłopakom, trenuję razem z nimi. Chcę, żeby widzieli, że można - mówi.
Chwilami jest zlany potem jak wszyscy, ale bynajmniej nie jest to oznaka słabości, a bardziej tego, że przykłada się do każdej wskazówki trenera personalnego. - Po to jest to zgrupowanie, żeby ciężko potrenować i żeby pot się lał - śmieje się Staszewski, który jest niewiele starszy od swoich doświadczonych zawodników.
Staszewski wygląda tak, jakby sam na wiosnę miał wyjechać na tor. Sylwetka sportowca. Krzepa jakiej wielu mogłoby mu zazdrościć. Sportową karierę kończył dwa razy. Pierwszy raz, by odpocząć mentalnie i zresetować głowę. Drugi, definitywnie, gdy złamał kręgosłup. Wypowiedział wówczas znamienne słowa. - Czterdziestka to nie wiek na łamanie kręgosłupa. Powiedział pas i zajął się trenerką, w której świetnie się odnajduje.
ZOBACZ WIDEO: Wielki problem polskich skoków narciarskich. "Poza liderami nie ma już nikogo"
- Jestem w Ostrowie krótko, ale zdążyłem już zauważyć, jak świetne podejście do młodych żużlowców ma trener Mariusz Staszewski. Służy im radą i pomaga. Widać, że jest dla nich autorytetem, a oni go szanują - mówi Rafał Okoniewski nowy żużlowiec ostrowskiego klubu.
Mariusz Staszewski dba także o atmosferę w zespole. - Chodzi o to, żeby trochę pobyć razem, lepiej się poznać, żebyśmy byli tak jak zawsze prawdziwą drużyną w sezonie - podkreśla. Na treningach jest zarówno czas na śmiech i wygłupy, ale kiedy trener personalny wydaje kolejne polecenia, wszyscy wykonują je z ogromną starannością.
Zajęcia są urozmaicone. Nikt nie narzeka na nudę, a chyba nawet niektórzy zawodnicy są zaskoczeni tym, jak mocno w kość dostają podczas zgrupowania. - Pierwszego dnia popołudniu była wytrzymałość szybkościowa, rano były ćwiczenia siłowe. W południe bieganie w terenie. Trzech treningów w normalnym toku przygotowań zawodnicy nie mają. W trakcie tego tygodnia zajęcia są intensywne. Im ciężej zimą, tym później lżej latem - kończy z uśmiechem na ustach Staszewski. Widać, że dla niego takie treningi to pestka.
Zobacz także: Jarosław Hampel jeszcze się nie skończył
Zobacz także: Mieli pod nosem świetnego trenera i dali się nabrać na Kildemanda