Fogo, Betard, Eltrox (wcześniej forBET), Stelmet, MRGARDEN, Speed Car, truly.work, PGG. Jak widać na załączonym obrazku, w poprzednim roku każdy występujący w PGE Ekstralidze klub miał w nazwie przynajmniej jedną firmę, która zasilała ich konta solidnym zastrzykiem gotówki. Na najwyższym polskim szczeblu rozgrywkowym nie ma już praktycznie prezesa, który miałby trudności ze znalezieniem sponsora tytularnego dla swojego ośrodka. Coraz lepiej jest także w 1 i 2 LŻ.
CZYTAJ TAKŻE: Boniek dalej szaleje za Gollobem
Marta Półtorak wiele sezonów była głównym udziałowcem klubu z Rzeszowa. Jej firma widniała w nazwie (Marma Polskie Folie), a ona sama piastowała funkcję prezesa. Mimo upływu lat nadal nie wyobraża sobie żeby nie sprzedawać praw do wejścia w sponsoring tytularny, ale tylko pod jednym warunkiem. Za naprawdę godziwe pieniądze. - Temat jest o tyle skomplikowany, że żużel to droga "zabawa". Trochę studnia bez dna. W momencie, kiedy w nazwie klubu nie ma jakiejś marki, media nie podają jego nazwy i wartość każdej wydanej złotówki jest wtedy niższa - mówi.
Kiedyś znalezienie partnera chętnego wyłożyć sporą sumę, któremu nie wystarcza wyłącznie reklama na bandach czy środku murawy było dużo cięższe niż obecnie. Wynikało to z wielu uwarunkowań. Określenie obrotny prezes nabierało wówczas innego wydźwięku. Co nie znaczy wcale, że aktualnie sponsorzy walą do klubów drzwiami i oknami.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
- To efekt zwiększenia wartości produktu poprzez świetnych partnerów jak np. WP i Canal Plus. One podnoszą wartość medialną ligi. Poza tym spółka Ekstraliga Żużlowa bez przerwy zacieśnia i zwiększa wymogi jeśli chodzi o samą organizację - tłumaczy nam prezes Eltrox Włókniarza Częstochowa Michał Świącik.
Szef Włókniarza nie ma zamiaru operować konkretnymi kwotami, ale zdradza, że aby stać w nazwie obok Włokniarza trzeba się liczyć z wyłożeniem dużej kasy. Z każdym sezonem większej. - Mamy ugruntowaną pozycję, nasza wartość medialna jest największa w PGE Ekstralidze i żeby zostać sponsorem tytularnym u nas, powiem nieskromnie, nie są to małe pieniądze - oznajmia.
Znów głos oddajemy Półtorak, która ma świetne odniesienie do przeszłości. - Teraz w telewizji żużla jest mnóstwo. Włączasz odbiornik w piątek i praktycznie do niedzieli wieczór lecą transmisje. Dawniej tego nie było. Za mojej kadencji partner główny nie miał gdzie się reklamować na szklanym ekranie. Kibic o jego istnieniu dowiadywał się dopiero po przyjściu na stadion. Zapewnienie odpowiedniej ekwiwalentności było więc niemożliwe, nawet jakbym chciała żeby sponsora nie było w nazwie. Na szczęście trafiło się PGE. Na tej transakcji zyskiwały obaj mecenasi, zarówno od strony wizerunkowej i finansowej. To żmudny proces, bo udostępniamy coś co dla jednych i drugich jest cenne, wartościowe, utożsamiają się z tym klienci, pracownicy i my musimy o to zadbać niemal jak o swoje dziecko - wyjaśnia.
Nasza ekspertka choć nie działa już czynnie w czarnym sporcie wnikliwie obserwuje rynek i nie podoba jej się jedna rzecz. Mianowicie, w jej odczuciu nazwy nie powinno się przehandlowywać. Partner musi być elitarny i coś znaczyć. - Nie przesadzajmy z tą nazwą, nie róbmy z niej choinki. Pamiętam, że swego czasu w Częstochowie posługiwano się kilkoma członami tytularnymi. Sponsor musi odznaczać się wyjątkowością. Użyczając praw do szerszego eksponowania danej firmie swojego logo, dbamy nie tylko o finanse, ale również o wizerunek na każdej płaszczyźnie z wyłączeniem wyniku sportowego - zaznacza.
Byłej prezes chodziło o firmy Vitroszlif i Crossfit Częstochowa. - Wątek nie jest zero jedynkowy. Długo we własnym gronie go przedyskutowywaliśmy, konsultowaliśmy z telewizją i podmiotami zarządzającymi ligą. Dostaliśmy zielone światło więc zdecydowaliśmy się na dwa człony, ale wiedzieliśmy, że może to być kłopotliwe. Tylko naszego przykładu też nie chciałbym wsadzać w konkretne ramy. A co gdy taki sponsor w tytule jest jedynym i zastrzega sobie wejście do nazwy? Mamy pat - zastanawia się wywołany do tablicy Świącik.
CZYTAJ TAKŻE: Ile kosztuje pakiet żużla w telewizji. Kibice mają komfort
Półtorak podkreśla, że angażując się w rozmowy z potencjalnym, mającym zamiar wyłożyć ogromne sumy na klub kontrahentem koniecznie należy mieć także z tyłu głowy szacunek do herbu i historii klubu. - Są wyjątkowe przypadki. Falubaz, Apator pochodzą od nazw dawnych sponsorów. Ale one już wryły się w świadomość fanów i nikt nawet nie myśli żeby w nie ingerować. Od tego w żadnym wypadku nie można się odcinać. Ciągłość tradycji musi być zachowana - zajmuje stanowisko.
- Darczyńca ma wzmocnić wydźwięk bez ucinania legendarnych nazw np. takich jak u nas była Stal, w Lesznie i Tarnowie jest Unia itd. - kontynuuje pani Marta. - Znajdujmy jednak we wszystkim umiar i zdrowy rozsądek. My posiadaliśmy PGE Marmę, ale słabo by było żeby na głównego partnera wziąć np. dom publiczny, albo zieleniak "Pietruszka". Wciąż marzy mi się żeby do jakiegoś klubu wszedł znany na cały świat globalny koncern - dodaje.