Żużel. Co różni Janusza Kołodzieja od norweskich biegaczek? Co musi zrobić, żeby wrócić do Grand Prix

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej

Janusz Kołodziej mówi, że przez rok zużywa tyle leku na astmę, co norweskie biegaczki w jednych zawodach. Żużlowiec Fogo Unii zdradza też plany na ten rok. Ma słabości, nad którymi zamierza pracować, by wrócić do Grand Prix.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Rok trwała pana przygoda z Grand Prix. Wciąż uważa pan, że nadaje się do cyklu, gdzie startują najlepsi zawodnicy na świecie?

Janusz Kołodziej, żużlowiec Fogo Unii Leszno i reprezentacji Polski: Grand Prix pokazało, jak wielkie mam braki, ale wciąż mam z tym cyklem plany na przyszłość. Rok temu rozłożyła mnie jazda na krótkich torach. Nie potrafię na nich jeździć, więc w tym sezonie zamierzam sporo na nich trenować. Są dwa krótkie tory w okolicach Leszna, więc jak będzie czas, to będę tam jeździł z motocyklem przygotowanym specjalnie na takie tory.

Czytaj także: spokój na kadrze. Reprezentacja bez tych, co nocą szli na miasto

Pana kłopoty z małymi torami biorą się zapewne, stąd, że wychował się pan na wielkim torze w Tarnowie. O takim jak ten mówi się, że to lotnisko.

A jeszcze, w czasach juniorskich, dużo jeździłem na innych lotniskach, w Rzeszowie i Lublinie. Wtedy Kraków, choć to duży tor, był najkrótszym, na którym często bywałem.

I teraz, na stare lata, chce pan błędy młodości wyeliminować?

Nie wiem, czy się uda, ale trzeba próbować.

ZOBACZ WIDEO: Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce

Może lepiej iść do Stali Gorzów, na krótki, techniczny tor, bo to już wielu zawodnikom pomogło. Jakby jeszcze dali więcej niż Unia Leszno.

Nie chcę barw zmieniać, bo jestem zadowolony z tego, co mam. Poza tym, choć może to zabrzmi głupio, nie jeżdżę dla pieniędzy. W tym sensie, że nie zmieniam barw, żeby zarobić więcej. Zawsze chodzi o wyzwanie i miejsce, w którym dobrze się czuję. Tak było w Tarnowie, tak jest w Lesznie.

Wróćmy jednak do Grand Prix. Wciąż panu zależy na tym, by tam wrócić.

Tak. Odpadłem, ale to nie jest zamknięty rozdział. Lata lecą, nie wiadomo, jak długo będę jeździł, ale jeśli uda mi się poprawić skuteczność na krótkich torach, to wrócę. A do zrobienia jest sporo, bo chodzi nie tylko o sposób i styl jazdy na krótkich torach, ale i ustawienia sprzętu, bo je też gubiłem. Na dużym torze czuję się jak ryba w wodzie. Obym za rok, czy dwa mógł to samo powiedzieć o tych mniejszych. W innym razie powrót do Grand Prix nie ma sensu. Szkoda, żeby kibicie znów na moją mękę patrzyli.

Zostawmy przyszłość. Kto wygra ligę w tym roku? Znowu Unia?

Ciężko powiedzieć. Jeśli chodzi o mnie, to przed każdym sezonem coś zmieniam. To jest te 10 procent, które decyduje później o wynikach. Jeszcze nie wiem, czy wszystko mi zagra, czy te 10 procent da ruch we właściwą stronę. A jak nie zagra, to czeka mnie mnóstwo pracy. To samo jest z innymi zawodnikami Unii. Dziś nie wiem, czy koledzy będą w równie dobrej formie, co przed rokiem.

Czyli konkretnej odpowiedzi brak.

Tak, ale nie tylko ze względu na to. Zmienia się tabela biegowa. Przy starej wszystko było ułożone.

Dla pana to raczej żadne zmartwienie, bo mówią, że Kołodziejowi obojętne, z jakim numerem jedzie.

Nie do końca. Byłem doparowym w drugiej parze i fajnie. W pierwszej już nie chciałbym być zawodnikiem drugiej linii, bo numery 2 i 10 w starej tabeli biegowej były najgorsze. Wiem, jeździłem i nie zazdrościłem Kurtzowi, bo on miał te numery. W tym roku cały zespół może mieć zagadkę, bo według mnie zacznie się żonglerka numerami. Nikt nie będzie miał stałego, z innymi będziemy jeździli u siebie, z innymi na wyjazdach.

Czytaj także: Hampel mówi, że jeszcze się nie skończył

Po ostatnich wydarzeniach, złamaniu procedur antydopingowych przez Maksyma Drabika, okazuje się, że żużlowiec musi nie tylko przygotować dobrze ciało i sprzęt, ale i wkuć na blachę przepisy.

Znam je, bo mam astmę i czasami mnie zatyka. Mam zgodę na zażywanie preparatu na tę chorobę. Nie robię jednak jak norweskie biegaczki narciarskie. Ja przez cały rok biorę dawkę, którą one przyjmowały przy okazji jednych zawodów. Zasadniczo w przypadku antydopingu nic mi nie umyka.

A w innych sprawach?

Też nie, a jak coś nie gra, to zmieniam. Ostatnio doszło do jednej roszady w teamie. Wracam do mechanika, z którym rozstałem się pod koniec 2018 roku. Wtedy byliśmy sobą zmęczeni, teraz zatęskniliśmy. On dobrze wyczuwa moje potrzeby sprzętowe, więc się cieszę. Do teamu wskakuje też kolega prowadzący warsztat samochodowy. W sumie będzie trzech mechaników.

Źródło artykułu: