Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Sparta przy okazji złamania procedury antydopingowej przez Drabika jest na świeczniku. Pan się pewnie cieszy, że już nie jeździ w tym klubie.
Szymon Woźniak, żużlowiec truly.work Stali Gorzów i reprezentacji Polski: Na pewno nie żałuję, że byłem w Sparcie. Dwa pierwsze sezony seniorskie w lidze tam spędziłem i wyszło mi to na dobre. Zrobiłem tam pierwszy krok w rozwoju, a dwa kolejne uczyniłem po przejściu do Stali. Niemniej, gdybym miał rozliczyć przeszłość, to powiedziałbym, że przejście do Sparty było dobrą decyzją.
A przejście do Stali?
Chyba jeszcze lepszą, bo trener Stanisław Chomski mi zaufał i zdobyłem fajną pozycję w zespole. Dwa lata temu dostałem szansę po kontuzji Vaculika, rok temu sytuacja się powtórzyła, bo Martin odszedł. Myślę, że skutecznie broniłem swojej pozycji, a przecież wciąż się rozwijam.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
Czytaj także: Hampel mówi, że jeszcze się nie skończył
Podpisując kontrakt w Stali, podkreślał pan, że lubi gorzowski tor. Może jednak należało pójść, gdzie nie byłoby tak lekko, łatwo i przyjemnie.
W Stali tak nie jest, a ja się z jazdy w Gorzowie cieszę, bo rozwinąłem się sportowo, dobrze czuję się w zespole, kibice ciepło mnie przyjmują, ze sponsorami mam coraz lepszy kontakt, a tor, choć go lubię, jednak uchodzi za jeden z najtrudniejszych w Polsce.
Władysław Komarnicki, prezes honorowy Stali, powiedział kiedyś, że gorzowski tor produkuje mistrzów.
Ja medalu w mistrzostwach świata czy Europy nie zdobyłem, ale mam czas. Jeszcze trochę muszę pojeździć, poznać więcej ścieżek. Zresztą prezes Komarnicki się śmieje, że medal zdobędę, jak Bartek Zmarzlik pozwoli. To chyba muszę z kolegą pogadać. A poważnie, medal, czy tytuł to na razie sfera marzeń. Na pewno jednak widzę to na horyzoncie.
Czego brakuje?
Mam nadzieję, że czasu i ciężkiej pracy. Z roku na rok mam coraz wyższą średnią, jestem coraz lepszym zawodnikiem. Rok temu niewiele brakowało, bym awansował do Grand Prix Challange. Pocieszam się, że powolutku idę jednak w dobrą stronę.
Swojego sufitu pan jeszcze nie dotknął?
Nie czuję, żebym już go dotknął. Wciąż go szukam. Pracuję, szukam rezerw, poprawiam, koncentruję się nad tym, by znaleźć coś, co sprawi, że będę lepszym zawodnikiem. O suficie pogadamy, jak skończę karierę, a na razie walczę. Wszystko w rękach moich, sprzętu i tego pana u góry.
A może, skoro zmiany tak dobrze na pana wpływają, czas na nowy klub?
To nie jest tak, że czerpię ze Stali, jak ze źródła, które zaczyna wysychać. Wciąż widzę rezerwy we współpracy z klubem. O przesycie Gorzowem w żadnym razie bym nie mówił.
Nie przeszła przez głowę myśl, żeby wrócić do Polonii Bydgoszcz? Pana pierwszy klub się rozwija.
Cieszę się z awansu Polonii do pierwszej ligi i z tego, że perypetie finansowe za nimi. Jeśli podejdą do tego z chłodną głową i ustabilizują pozycję, a także rozwiną szkolenie, to może się to skończyć awansem do PGE Ekstraligi. W Bydgoszczy mogą to zrobić, bo prezes Jerzy Kanclerz jest kompetentnym człowiekiem, który wie, o co chodzi. Widzi, jakie kłopoty mają beniaminkowie, a zwłaszcza ROW, który z racji kłopotów z juniorami, jest w trudniejszym położeniu niż rok temu Motor. Także Polonia musi popracować z młodzieżą, a potem może atakować najlepszą ligę świata.
Skoro o juniorach, to proszę powiedzieć, co stało się z pana kolegą Karczmarzem. Nagle zrezygnował z jazdy, a był przecież dobrym juniorem. Trener Chomski mówił, że to przez strach.
Bezpośredni powód zna tylko Rafał. A moja ocena jest taka, że jeśli ktoś nie czuje się dobrze w tym sosie, to wycofanie się jest jedyną rozsądną decyzją. Szanuję Rafała za to, jak to zrobił.
A pan czuje strach? I czy przemknęła panu kiedyś przez głowę myśl, że chyba trochę za bardzo się boję?
Każdy się boi, a jak mówi, że się nie boi, to kłamie. Inna sprawa, że my żużlowcy tę barierę strachu, czy raczej bezpieczeństwa bezustannie przesuwamy w jedną lub drugą stronę. Jak mamy dobry dzień i dobry sprzęt to robimy spektakularne ataki. Jeśli jednak ktoś ich nie robi, to nie znaczy, że się boi. Może ma zły dzień, może motocykl nie tak dopasowany.
Czytaj także: Ostafiński o Janowskim. Puste słowa reprezentanta Polski
Rok temu wszystkich zaskoczył Emil Sajfutdinow, jadąc w Częstochowie po bandzie. On sam po biegu łapał się za głowę.
Pytanie, czy następny raz pojechałby tak samo. Wracając jednak do rozważań o strachu, to jeśli ktoś czuje, że ten jego strach dogania granicę bezpieczeństwa, to powinien się wycofać. I jeśli z Rafałem tak było, to zachował się odpowiedzialnie. Naraził się na krytykę, ale niezasłużoną, bo czasem lepiej postawić sprawę jasno, po męsku, powiedzieć, że się nie pasuje, niż dalej ryzykować mając takie odczucia.
To proszę powiedzieć jeszcze, jak to jest z tą psychiką u żużlowców. Ludzie myślą, że jesteście twardzielami, a ta wasza psychika wydaje się porcelanowa. Często słyszę, że zawodników nie można krytykować, bo mogą sobie zrobić coś złego.
Mam powiedzieć, skąd się to bierze? Myślę, że to jest kwestia tego, że w żużlu przegrany podejmuje to samo ryzyko, co zwycięzca, ale z racji specyfiki zawodu zostaje bez kasy. Nie ma punktów, nie ma pieniędzy na utrzymanie. A jak przytrafi się kontuzja, to już w ogóle zaczyna być źle. Wystarczy podać przykład topowego zawodnika Grzegorza Zengoty, który doznał kontuzji, przygotowując się do sezonu i radzi sobie, bo fajnie zachował się lubelski klub. Piłkarza krytyka dotyka mniej. Żużlowiec ją przeżywa, bo nie dość, że nie zarobił, to jeszcze czyta o sobie, jak to źle mu poszło.