Żużel. Spadek Stali uratował Włókniarzowi Hancocka. Amerykanin był już praktycznie dwoma nogami u Marty Półtorak

Mało kto o tym wie, ale Marta Półtorak za swojej prezesury w rzeszowskim klubie zagięła kiedyś parol na Grega Hancocka. Była z Amerykaninem po słowie, ale transfer wykoleił się na ostatniej prostej, ponieważ Stal spadła z Ekstraligi.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Greg Hancock na torze w 2009 roku WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Greg Hancock na torze w 2009 roku
Zdarzenia, do których nawiązujmy, sięgają sezonu 2008. Zespół z Rzeszowa szykował się do baraży o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Rywalem, ekipa z Gdańska. Właściwie już po pierwszym, przegranym nad morzem 37:54 meczu było pozamiatane. W rewanżu minimalne zwycięstwo nie nie zmieniło, marzenia o Gregu Hancocku prysnęły. - Nasze plany związane z Hancockiem wzięły w łeb i zostały przerwane w sposób brutalny - wspomina Marta Półtorak.

Marian Maślanka ówczesny szef Włókniarza Częstochowa mógł zatem zasnąć spokojnie. Amerykanin ścigał się dla Lwów od 2006 rok i po trzech latach sezonach wierności był właściwie już jedną nogą w rzeszowskim klubie.

- Mieliśmy z Gregiem zawarte ustne porozumienie, że jeśli unikniemy degradacji, dołączy do naszej drużyny na sezon 2009. W barażu polegliśmy z kretesem, zlecieliśmy i dżentelmeńska umowa przestała obowiązywać - zdradza Półtorak. - Uważałam go za człowieka honorowego i odpowiedzialnego. Był gwiazdą, ale dał słowo więc wierzyłam, iż go nie złamie i skoro na coś się umówiliśmy, nie potrzebowałam do szczęścia podpisywania stosownych przedwstępnych papierów - dodaje.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle'a

Hancock ostatecznie przedłużył kontrakt pod Jasną Górą o rok, ale odszedł z Włókniarza już sezon później. Tak więc zawodnik, który skończył niedawno karierę cieszył swoją jazdą fanów Włókniarza tylko rok więcej. Ale zważywszy na to, że Rzeszów był o włos od sprzątnięcia go sprzed nosa wcześniej dobre i to.

- W tamtym okresie Greg wskoczył na niesamowity, równy poziom. Każdy chciał go mieć wtedy u siebie. My już go praktycznie witaliśmy, był zaklepany, ale drużyna nie postawiła kropki nad "i". Temat siłą rzeczy umarł śmiercią naturalną - ponownie sięga pamięcią wydarzeń sprzed dekady.

Czterokrotny mistrz świata finalnie wylądował w Rzeszowie. Ale nie oszukał przeznaczenia. Trafił do klubu, kiedy złote góry już dawno się skończyły. Wbrew przysłowiu wszedł do tej samej rzeki dwa razy. Najpierw w sezonie 2015, a potem w 2018 roku. Nie wyszedł na swoich wyborach najlepiej. Najniższy szczebel u Ireneusza Nawrockiego był jego końcowym przystankiem w polskiej lidze.

- Nawet nie przyszło mi wówczas do głowy żeby przetrzeć komuś szlaki i śladem pana Nawrockiego proponować Gregowi jazdę w pierwszej lidze. Zawsze twierdziłam, że to nie ta półka zawodnicza. Wychodziłam z założenia, że ten kaliber żużlowca po prostu by się u nas męczył i marnował - wyjaśnia była szefowa PGE Marmy Rzeszów.

Z perspektywy upływających dni Półtorak nie postrzega braku Hancocka w jej Stali jako jednego z niezrealizowanych marzeń. - Trudno tak to sklasyfikować. Udało mi się bowiem namówić do współpracy całą plejadę innych znakomitości z Jasonem Crumpem, czy Nickim Pdersenem na czele - zaznacza.

CZYTAJ TAKŻEMrozek już nie chce szaleć w parku maszyn. Pomoże mu duet
CZYTAJ TAKŻE: Wielka kasa w I lidze. Apator ma sześć milionów na wygraną

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×