Cały czas trwa żużlowa debata WP SportoweFakty. Postanowiliśmy przepytać czołowych polskich trenerów i osoby ze środowiska na temat zmian w dyscyplinie. Co można zmienić, czego jej potrzeba? Tym razem kolej na Dawida Kownackiego, piłkarza reprezentacji Polski, Fortuny Duesseldorf, a prywatnie przyjaciela żużlowca Kamila Brzozowskiego i wielkiego sympatyka czarnego sportu.
Powiększenie PGE Ekstraligi: Tak, ale w jednym przypadku. Tylko jeśli wprowadzimy KSM. Rynek nie jest bogaty na tyle żeby przebierać w dobrych zawodnikach jak w ulęgałkach. Obecnie beniaminek ma spore kłopoty ze zbudowaniem sensownego składu, a co dopiero jak bez tej regulacji dopuścimy kolejne dwa zespoły. Dlatego bliżej mi do formatu, który obowiązuje teraz.
Powiększenie I i II ligi: Trzy poziomy są optymalne. Nie wyobrażam sobie, aby w pierwszej kolejce nowego sezonu spotkały się np. Apator i zgłoszony na najniższy szczebel klub z Niemiec. Różnice w budżetach są nie do zasypania. Za dużo meczów byłoby do jednej bramki. Prezesi bogatszych klubów rwaliby z głowy włosy zerkając na kwoty wystawione na fakturach. Kibice też woleliby zostać w domu, aniżeli oglądać zapowiadające się na marnej jakości widowisko. Obstaję więc za modelem nawet z kadłubową II ligą, ale z podwójną rundą zasadniczą.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle'a
Zmiana systemu PGE Ekstraligi: Nie kombinowałbym. Cztery zespoły w play-off sprawiają, że w rozgrywce medalowej uczestniczą najrówniejsze ekipy, te które najbardziej na to sobie zasłużyły na przestrzeni czternastu kolejek. Musi być elitarnie, a kluby i zawodnicy muszą wiedzieć, że tylko równą formą mogą dostać nagrodę w postaci czterech potyczek więcej.
Zagraniczne kluby w polskich ligach: Tak, ale bez zbędnego komentarza, wyłącznie w niższych.
KSM: Mam malutki dylemat. Niby trzy literki, ale odnotowalibyśmy kilka trzęsień ziemi. Parę gwiazd by się zwolniło. Pojawiłaby się światełko w tunelu dla żużlowców z niższych lig. Prezesi niechętnie spoglądający w tamte rejony musieliby na rozważyć mniej znane nazwiska. To byłaby szanse na uchylenie furtki dla żużlowców z 1 LŻ. Ale to czysto hipotetyczne analizy, ponieważ, jak powiedziałem wcześniej ten wariant brałbym pod uwagę przy rozszerzeniu PGE Ekstraligi. A do tego też jestem sceptycznie nastawiony.
Zagraniczny junior: Nie. To polska liga, musimy dbać o własny interes i dyktować swoje warunki, promować naszych chłopaków. Zamykając drogę polskiej młodzieży hamujemy ją w rozwoju. Za chwilę się ockniemy, że nie mamy wartościowych juniorów i nie będzie kogo wystawić w zawodach. Jestem zdania, że gdy młody straniero będzie prezentował odpowiednią klasę sportową, poradzi sobie, znajdzie zatrudnienie na pozycjach seniorskich. I tak właśnie powinna wyglądać kolej rzeczy z przebijaniem się obcokrajowców do podstawowych zestawień wszystkich drużyn. Nie podcinajmy skrzydeł rodzimym juniorom na dorobku, bo do tego ta zmiana przypisów by się sprowadzała.
System szkolenia, produkcja juniorów na sztukę: Tak to niestety w dużym skrócie wygląda. Samo to, że dwóch żużlowców do lat 21 jest zobowiązanych do wystartowania w zawodach ligowych, obliguje kluby do posiadania w kadrach przynajmniej trzech młodzieżowców. Są zawodnicy, po których gołym okiem widać, że mają smykałkę do żużla, a bywają i tacy, którym robi się krzywdę pchając do licencji, ponieważ kluby boją się zapłacenia kary, a muszą wyszkolić pewną pulę młodzieży. Z drugiej strony zdarzają się juniorzy, którzy zdobędą kilka punktów w ujęciu całosezonowym, a potem robią z siebie gwiazdy i żądają od szefów klubów astronomicznych kwot wykorzystując słabość rynku i zapotrzebowanie na kogoś kto potrafi przejechać poprawnie cztery okrążenia.
Wychowankowie na pozycjach juniorskich: Aż tak głęboko bym nie brnął. Ciężko jest odchować w jednym sezonie kilku młodzieżowców. Speedway, to nie piłka nożna, gdzie, co chwilę ktoś kopie. W jednym ośrodku lepiej opiekują się juniorami, w drugim gorzej. Musimy stwarzać naszej latorośli warunki do stawiania kolejnych kroków. Pozwalać tym najzdolniejszym przechodzić do lepszych klubów. Przykładowo w drugoligowym mieście A objawił się diamencik. Nie możemy robić z niego niewolnika. Należy mu pozwolić dokonywać wyborów. Jeżeli widzi, że gdzieś się dusi, prezes nie ma argumentów żeby przekonać takiego delikwenta do swojej wizji, niech idzie np. do ekstraligowego klubu B, gdzie widzi szersze horyzonty również finansowe na postawienie następnego kroku. A transfery też mają swój smaczek.
Licencje nadzorowane: Częstsze i ostrzejsze kontrole w trakcie sezonu. Klubom za bardzo się pobłaża. One nic sobie z tego robią, śmieją się jawnie w twarz, a najmocniej cierpią zawodnicy. Ci z kolei nie mają żadnych praw, lepiej żeby się o nic nie upominali. Wystarczy, że odmówią z powodów finansowych udziału w treningu, jest przestrzeń do nałożenia kary. Nie dotrzymujący obietnic klub tym sposobem pozbywa się zadłużenia. Trzeba siąść i coś wymyślić, bo na usprawiedliwienie "centrali" dopowiem, iż wyrzucanie zespołów w toku rozgrywek także nie jest rozsądną alternatywą.
System płatności w żużlu, ryczałt, punktówka: Wybieram aktualny układ. Kasa do podniesienia z toru. Przy płatności z góry, zawodnicy mogliby się nie przykładać wiedząc, że ich wynik nie wpłynie na wypłatę. Skupiłbym się na terminowych przelewach i tego bym przypilnował.
Regulamin finansowy: Do kosza. Nie nakładałbym kagańca. Często limity i tak były fikcją. Obchodzono przepisy, robiło się bowiem aneksy do kontraktów sponsorskich. Ufam, że w ekstraligowych klubach pracują ludzie z głową na karku i umieją planować budżet, żeby nie tworzyć zatorów albo porywać się z motyką na słońce, szarżować i proponować umów bez pokrycia. Pamiętajmy, że co roku koszty utrzymania teamów, remonty silników, części itp. idą w górę.
CZYTAJ TAKŻE: Zmarzlik w jednym teamie z Kubicą
CZYTAJ TAKŻE: Lech Kędziora nowym trenerem ROW-u! Do klubu wraca Dymek