Zawodników jeżdżących parą jest jak na lekarstwo. Żużel stał się bardzo indywidualny

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki na prowadzeniu
zdjęcie autora artykułu

Biegi z ich udziałem zapamiętujemy na bardzo długo. Potrafią wesprzeć kolegę z żużlowej pary, a kibicom dostarczają ulubioną konfigurację cyfr 5:1. Kim są mistrzowie jazdy parą?

Takich zawodników wspomina się przez lata. Niekiedy przez całe życie mamy w pamięci biegi, gdzie dwóch zawodników z drużyny, z którą sympatyzujemy, wjechało na dwóch pierwszych miejscach.

Przez wiele lat na krajowym podwórku niedoścignionym wzorem jazdy parowej był Tomasz Gollob. Prowadził parę w taki sposób, że prawdopodobieństwo wpisania magicznego 5:1 do programu żużlowego znacznie się zwiększało. Nieważne czy jechał on z bratem Jackiem, Przemysławem Tajchertem, Michałem Robackim czy Marcinem Rempałą. W ciemno można było zakładać, że pierwszy łuk zostanie odpowiednio rozprowadzony i "doparowy" Golloba będzie miał "z górki".   - Dzisiaj takich zawodników, którzy jeżdżą parą ciężko znaleźć. Konia z rzędem dla tego, komu się to uda - mówi Jerzy Kanclerz, człowiek instytucja w Abramczyk Polonii Bydgoszcz. - Najczęściej taką postawę można zaobserwować na test-meczach reprezentacji Polski. Marek Cieślak potrafi zmobilizować i tam tę parową jazdę widać. U mnie udało się z Rene Bachem i Joshem Grajczonkiem, oni umieli spojrzeć na siebie. Widać było, że coś się na torze z ich wspólnej jazdy urodzi. Potem wystawiałem ich w parze i to przynosiło owoce zarówno jak jeździli ze sobą czy z innym kolegami z drużyny - dodaje Kanclerz.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

- Jednak takich zawodników, którzy jeździliby tak jak Tomasz Gollob, autentycznie czekali na kolegę z pary, ciężko znaleźć - kontynuuje właściciel bydgoskiej Polonii. - Z innych zespołów na pewno Piotr Pawlicki jest zawodnikiem, który potrafi obejrzeć się i poczekać za drugim zawodnikiem. Na pewno Bartosz Zmarzlik jest gotowy do "holowania" juniora. Ten sport stał się bardzo indywidualny i dlatego trudno znaleźć zawodników, którzy potrafią jeździć parą - wyjaśnia.

Skoro tak trudno znaleźć parowo jeżdżących zawodników, to jakie cechy powinni oni mieć, aby spełnić kryteria i można będzie nazwać ich zawodnikami stanowiącymi wsparcie dla "doparowego".

- Jazda parą to posiadanie oczu z tyłu głowy i myślenie o interesie zespołu, a nie oglądanie się na swój numer startowy, ani to z kim się jedzie. Myślenie tylko o wygranej zespołu - stwierdza Jacek Frątczak, były menedżer drużyn z Torunia i Zielonej Góry.

- Z zawodników ekstraligowych na pewno wymieniłbym Chrisa Holdera. On jest właśnie takim zawodnikiem. Na pewno obniżył loty, zwłaszcza po odpadnięciu z Grand Prix, ale nie zatracił tego, że myśli interesem zespołu. Dodatkowo jest dobrym "startowcem", a o prawdziwej jeździe parą mogą tak naprawdę myśleć tylko dobrzy "startowcy" - kontynuuje nasz rozmówca.

- Z naszej krajowej czołówki podobne cechy ma Piotr Pawlicki - stwierdza eks-menedżer Get Well Toruń. - On wielokrotnie udowadniał po powrocie do Leszna, że interes zespołu dla niego jest ponad wszystko. Przytrzyma krawężnik, przepuści, zamknie gaz. Nie mogę też na pewno zapomnieć o Patryku Dudku. On bez wątpienia ma oczy z tyłu głowy, ma świetne starty i potrafi szybko jeździć zarówno przy krawężniku, jak i pod płotem. Jeżeli miałbym dołożyć jeszcze kogoś, to z pewnością Michaela Jepsena Jensena, który jest zwykle w czołówce jeśli chodzi o punkty bonusowe. Skoro tak ciężko znaleźć zawodników jeżdżących parą, może trzeb sobie ich wyszkolić samemu - zastanawia się Jacek Frątczak.

- Tak naprawdę każdy zawodnik potrafi jeździć parą. Trzeba tylko chcieć. Najważniejszą umiejętnością przy jeździe parą jest po prostu nie bać się przegrać. Sport się komercjalizuje i każdy zawodnik rozliczany jest z wyniku indywidualnego, nie ważne czy w meczu wygranym czy przegranym. Kiedyś zawodnicy w danym klubie pochodzili z jednego regionu. Teraz w klubach są zawodnicy z różnych miast i nie ma takiego przywiązania - podsumowuje Stanisław Chomski, trener truly.work Stal Gorzów.

Może dobrym pomysłem byłoby, gdyby kibice uważniej spojrzeli na jazdę swoich ulubieńców. Czas zwrócić uwagę na to kto, na kogo czeka, kto przymyka gaz, kto się odwraca za kolegą "doparowym". Wtedy będzie widać najlepiej, któremu zawodnikowi tak naprawdę zależy.

Przeczytaj także:PGE Ekstraliga opracowuje nowe scenariusze na sezon 2020 - Cieślak: Żużel przeżyje. Wirus zredukuje płace, ale to nam wyjdzie na zdrowie

Źródło artykułu: