Kolejny ważny głos ws. mechaników. Żużel nie wpadł do czarnej dziury. Zawodnicy mogą wracać z podkulonymi ogonami

- Bez przerwy słyszymy o kolejnych pomysłach, że np. zawodnikom obetnie się kontrakty, a nigdzie nie wspomina się o nas. To system naczyń połączonych. Zabraknie mechaników, nie będzie żużla - mówi Szymon Bałabuch, szef teamu Linusa Sundstroema.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Rywalizacja w meczu Betard Sparty z MRGARDEN GKM-em WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Rywalizacja w meczu Betard Sparty z MRGARDEN GKM-em
Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Koronawirus szaleje, przesuwanie ligi trwa w najlepsze. Coraz głośniej mówi się też o tym, że wraz z renegocjacjami umów zawodników pójdzie redukcja etatów wśród mechaników. Co pan na to?

Szymon Bałabuch, menedżer, szef teamu i mechanik Linusa Sundstroema: Niekoniecznie musi do tego dojść. Każdy będzie patrzył na te zagadnienia indywidualnie. Bez względu na liczebność teamów, czy ktoś ma dwóch, czy czterech pomocników. Kwestia dogadania się. Mogę mówić tylko za siebie. Z Linusem nawet nie podejmowaliśmy podobnego tematu. Współpracujemy razem już osiem lat, znamy się niczym łyse konie i jestem przekonany, że akurat my byśmy się bez kłopotu dogadali. Proponowałbym jednak zachować umiar i spokój. W 1. LŻ odwołano dopiero dwie kwietniowe kolejki. Nikt nie ma złotej kuli i nie przewidzi, co będzie w maju, należy wziąć pod uwagę, że dłużej posiedzimy w domu, ale czekajmy na rozwój wypadków cierpliwie.

Czyli pana zdaniem, skoro związki reagują na bieżąco, zawodnicy też nie będą wykonywać nerwowych ruchów, tylko działać na podobnych zasadach?

Trudno zabierać stanowisko za ogół, ale tak mi się wydaje. Najłatwiej zwolnić mechanika teraz i zejść z kosztów. Ale co później? Będzie prosił, żeby wrócił? Generalnie trudny temat. Pracodawcy są różni, z jednym się dogadujesz lepiej, z innym gorzej. Tak jest we wszystkich branżach świata. My wykonujemy taką pracę, a ktoś idzie do fabryki na osiem godzin lub do sklepu. To dotyka wszystkich, bez wyjątku. Trzeba siąść do stołu i od serca pogadać.

Gospodarka leży na łopatkach, firmy albo liczą straty, wyrzucają pracowników na bruk, albo powoli się zwijają. Otwarte są tylko sklepy spożywcze i apteki. Wam też nie będzie łatwo znaleźć nową robotę. Dwa-trzy miesiące bez żużla nie będzie więc w waszym położeniu chyba jakąś tragedią?

Jeśli dany zawodnik zachowa się w porządku, zapewni jakieś środki na życie, to nie. Pan pisze artykuły dla WP i zarabia na tym pieniądze, prawda?

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Mark Loram

Nie da się ukryć.

No właśnie. I teraz proszę sobie wyobrazić, że SportoweFakty zamykają się na kilkanaście tygodni. Będzie to dla pana katastrofa?

Ale mnie pan podszedł (śmiech). Na szczęście coś udało się zaoszczędzić. Na pewno chciałbym się porozumieć i dojść do satysfakcjonującego obie strony kompromisu.

Otóż to. I po okresie zawieszenia redakcji wróciłby pan do pisania newsów. Na tym to polega, mechanizm wszędzie jest ten sam.

Na początku tygodnia środowisko mechaników wystosowało apel do polskich żużlowych władz. Dariusz Sajdak w #MagazynBezHamulcow powiedział: nie możemy siedzieć z założonymi rękoma, zwracamy uwagę na problem. Prosimy o szczerość i dialog. 

Bardzo fajnie, że wysłali sygnał. My też jesteśmy ważną częścią tego łańcucha. Począwszy od żużlowców, przez działaczy, sponsorów itd. Bez przerwy słyszy się o kolejnych pomysłach, że zawodnikom np. obetnie się kontrakty, a nigdzie nie wspomina się o nas. To system naczyń połączonych. Zabraknie mechaników, nie będzie żużla.

Pójdzie lawinowo. Pertraktacje o niższych stawkach dla zawodników będą równać się obniżeniem pensji dla was?

Nie ma innego wyjścia. Ale i sytuacja na świecie jest wyjątkowa. Żużlowcy muszą zdać sobie sprawę, że speedway nie wpadł do czarnej dziury i nie zginął na zawsze. Pewnego pięknego dnia ruszy z kopyta i my znów staniemy się niezbędni.

Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że żużlowcy zapukają do waszych drzwi z podkulonym ogonem?

To dość prawdopodobna opcja. Jeżeli zawodnik pożegna się teraz ze swoim mechanikiem, później może do niego wrócić na kolanach.

Lepiej was trzymać przy sobie, bo ceny za wasze usługi skoczą do góry?

Trudno wyrokować, ale kto wie. Generalnie jestem urodzonym optymistą, dlatego liczę, iż w połowie maja wyjedziemy na tor i wszystkie dyskusje wezmą w łeb, pójdą w zapomnienie. Osobiście mam już dość siedzenia w domu. Denerwuje mnie ten stan. Powinniśmy być na stadionach i szykować się do zawodów.

Zgadza się pan z kolejnym stwierdzeniem Sajdaka, że was rzeczywiście nie jest tak dużo, jakby się wydawało i później namówienie kogoś do ponownego przyjścia będzie dwa razy trudniejsze?

Oczywiście. Raz, że nie ma szerokiego wyboru, a dwa nas jest coraz mniej. Starzejemy się, a młodzi nie chcą przychodzić na stadion, żeby coś podpatrzeć, nauczyć się. Świat się zmienia, obecnej młodzieży wygodniej jest posiedzieć przed komputerem. Brakuje następców. Proszę sobie wyobrazić, gdy ja zaczynałem przez pierwsze dwa tygodnie zamiatałem warsztat. Tak mi kazał majster. Skuliłem głowę, chwyciłem za miotłę i nie było przebacz. Dopiero po wykonanym zadaniu mogłem dotknąć motocykla.

Podobnie jest z juniorami. Oni też wolą przyjść na gotowe. 15-16 latkowie coraz mniej chętnie garną się do treningów.

Żużel mocno się sprofesjonalizował. Trzeba przejść niezłą szkołę, żeby się wybić. A jeśli młody ma do wyboru granie na konsoli, to wiadomo, w którą stronę pójdzie. Widać to zresztą po rosnącej popularności esportu. Warto posłuchać zawodników ze starszego pokolenia. Kiedyś był mechanik w klubie, ale np. Jan Krzystyniak sam musiał zapierniczać i myć sobie motocykl. Teraz jest zawodowstwo pełną gębą, role są porozdzielane pomiędzy członków teamu. Dawniej ludzie gotowali obiady w domu, aktualnie preferują pójście do restauracji lub zamówienie posiłku przez internet.

CZYTAJ TAKŻE: Kułakow chciałby dostać polski paszport
CZYTAJ TAKŻE: Oni zyskaliby na okrojonej lidze

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×