Żużel. Koronawirus jeden problem rozwiązał. Nie będzie gorączkowych poszukiwań limiterów po bankructwie producenta
Żużlowcy w tym roku mają korzystać z limiterów. Jest jednak kłopot z dostępnością,. Najważniejszy producent zbankrutował. Gdyby nie koronawirus i przełożony start ligi, to już po kilku kolejkach mogliśmy mieć wysyp ogłoszeń: - Kupię limiter! Pilne!
80 procent zapotrzebowania na limitery realizował niemiecki producent PVL, który jednak zbankrutował. Pozostała włoska Selettra, ale to nie jest produkt zbyt ceniony przez zawodników. Nic dziwnego, że polujący na limitery PVL musieli się mocno nagimnastykować, by skompletować zestawy dla trzech motocykli. Oczywiście nie wszyscy. Ci z dobrym nazwiskiem mieli limitery niemalże od ręki. Im gorszy zawodnik, tym jednak było trudniej. Był jednak też taki moment, że wszyscy, którzy złożyli zamówienia czekali w kolejce.
Żużlowcy mają nadzieję, że z upływem czasu sytuacja się unormuje, że syndyk w PVL pozwoli na produkcję. Jakby nie było FIM tylko narobiło z limiterami niepotrzebnego bałaganu. Chyba że komuś chodziło o postawienie producentów na nogi. Dla PVL pomoc przyszła za późno, ale może skorzysta Selletra.
Swoją drogą mechanicy już teraz mówią, że pomysł z limiterami nadaje się do kosza, bo zawodnicy, którzy będą mieli pieniądze i tak będą starali się robić serwisy co 20, a nie co 25 biegów. Nowinka spowoduje jedynie małe zamieszanie na początku, bo zawodnicy startujący na pełny gaz będą musieli zmienić przyzwyczajenia. Żadnych przetasowań w hierarchii nie należy się jednak spodziewać.
Czytaj także:
PZPN daje wielką kasę, by ratować piłkę. A co z żużlem?
Kiedyś na koniu przyjechał do sklepu po wódkę
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>