Ekstraliga Żużlowa nie ma takich możliwości, jak PZPN (środki ze sprzedaży praw do meczów reprezentacji), i nie przeleje 116 milionów na utrzymanie klubów przy życiu. Najlepsza liga świata bazuje na umowie telewizyjnej z Canal Plus i sponsorskiej z PGE, które dają łączny roczny przychód na poziomie 24 milionów. PGE Ekstraliga dostała w tym roku od partnerów blisko 5 milionów i całość przelała na konta klubów. Wyszło po 600 tysięcy na głowę. Mniej dostał jedynie ROW Rybnik, który jako beniaminek ponosi pewne opłaty.
600 tysięcy kroplówki powinno pozwolić klubom na złapanie oddechu. Co prawda liga nie jeździ, i nie nie trzeba płacić punktówki zawodnikom, ale przecież każdy ma jakieś bieżące koszty związane z wynajmem pomieszczeń, czy opłaceniem pracowników administracji. Czasy, gdy w klubach pracowały 3 osoby, już dawno się skończyły, więc kasa z Ekstraligi z pewnością się przyda.
Zła wiadomość jest taka, że na kolejne przelewy kluby będą musiały czekać do startu ligi. Nie ma opcji, by dostały cokolwiek wcześniej, bo przecież żadna z umów, ani ta z Canal Plus, ani ta z PGE, nie są obecnie realizowane. I w tej chwili nie wiadomo, kiedy się to zmieni. W Ekstralidze mają nadzieję, że rozgrywki ruszą w czerwcu, bo wtedy uda się rozegrać cały sezon. Wszystko jednak zależy od tego, jak będzie się rozwijał koronawirus, a raczej od tego, czy uda się zatrzymać epidemię.
Czytaj także:
Riposta mecenasa Drabika: przez błąd POLADA straciliśmy kilka tygodni
Cugowski: wirus zaatakował ludzkość. Martwię się o Motor
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Mark Loram