Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Zamiast na stadionie, siedzimy w domach. A co z pana Motorem Lublin?
Krzysztof Cugowski, wokalista rockowy, fan żużla: Martwię się o klub, wiadomo. Kiedyś jechałem obok stadionu i zauważyłem, że Marek Kępa, były legendarny żużlowiec, się tam kręci. Powiększali parking, i Marek, ojciec prezesa klubu, nadzorował prace. W ogóle to wiele się ostatnio w Motorze działo i zmieniło na lepsze. Po 25 latach poza Ekstraklasą jest ogromny głód żużla (klub wrócił do najlepszej ligi rok temu, utrzymał się, mimo że wróżono mu spadek - przyp. red.). I tak właśnie zastanawialiśmy się z Markiem o zagrożeniu startu ligi. On z uśmiechem mówił, że chciałby, żeby Motor znalazł się w najlepszej czwórce. Wybieraliśmy się większą grupą fanów na inaugurację sezonu do Wrocławia. Plan jednak spalił na panewce, bo trzeba siedzieć w domu.
Pana nie przeraża ta sytuacja?
No niewesoło jest. I nie tylko u nas, ale na całym świecie. W tej beznadziei szukam plusów. Jeden już mam. Jak zawsze narzekamy na rząd, tak teraz nie możemy. Kluczowe decyzje, zamknięcie miejsc, gdzie gromadzą się ludzie i zalecenie byśmy siedzieli w domu, zostały podjęte szybko i najpewniej uchroniły nas od zupełnej katastrofy. Widzimy, co dzieje się we Włoszech, albo teraz w Ameryce. Tam nie ma żartów, więc chapeau bas dla rządzących za ten ruch.
Niektórzy mówią, że tak źle na świecie nie było od II wojny światowej?
Bo tak jest. Mieliśmy epidemie, które zdziesiątkowały ludność, ale to działo się w zamierzchłych czasach. A porównanie z wojną ma to o tyle sens, że ten wirus dosłownie zaatakował całą ludzkość. I najgorsze, że nie wiemy, co nas czeka, bo nie mamy takich doświadczeń. Wiem natomiast, że w mojej branży zaczyna się robić nieciekawie. Za siedzenie w domu nie płacą.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Pan przed ogłoszeniem stanu epidemii intensywnie koncertował.
I musiałem przerwać. Oczywiście, żeby nie było, że narzekam, to powiem, że jakoś sobie poradzę. Martwię się jednak o młodzież z muzycznej branży. Dla nich to będzie, a może już jest, dramatyczna sytuacja. Mam jako tako orientację i chyba mogę powiedzieć, że perspektywy są zatrważające. A nam nikt złotówki nie da, bo nie weźmiemy łomów, ani cegieł i nie będziemy w nikogo rzucać. Zostaniemy skopani na sam koniec kolejki potrzebujących.
W takiej sytuacji to chyba może pan żałować, że nie jest górnikiem.
Nie do końca. To jednak niebezpieczny zawód i tym ludziom należy się to, co mają. Byłem raz turystycznie w kopalni, żeby zobaczyć, jak to wygląda, i wystarczy mi tego widoku na całe życie. Górnik jest jak żołnierz na froncie. Jedzie do pracy, nie wiadomo, czy wróci. Branża muzyczna aż tak niebezpieczna i ekstremalna nie jest.
Podobnie jak sport może mieć jednak duży problem. Kto po wirusie będzie miał głowę do rozrywki?
Jak powiedzieć prawdę, to rozrywka jest na samym końcu potrzeb każdego obywatela. W stanie wojennym było podobnie. Jak teraz, liczyły się podstawowe rzeczy. Nie mam jednak pretensji. Nikt mi nie kazał być muzykiem. Mam co chciałem.
Teraz może pan zagrać jedynie w sieci jak niektórzy.
Mogę, ale to niczego nie załatwia, więc czekam na rozwój zdarzeń. Staram się zachować optymizm, ale i też się boję. Nie tylko o muzyków, ale i sportowców, bo sport to też rozrywka. A że jest słabo, to widać. Euro przełożone, igrzyska też. A przecież miały być pod koniec lipca. Jeśli w takiej perspektywie odwołuje się imprezy, to źle to wróży.
Może się zdarzyć, że w tym roku żadnej ligi już nie będzie.
Może nie aż tak drastycznie, ale do wakacji może nie być. A co potem? Wielu, bo sport to też rozrywka, może zaliczyć wywrotkę. Wszystko zależy od tego, czy ludzie wrócą na stadion. Czy nie będą się bać, czy będą mieli za co. Sport jest w tej sytuacji, że sam musi się o siebie zatroszczyć. Państwo nie da. Zresztą, tak jak i nie da na sztukę. Poza teatrami.
I disco-polo.
Na to są odbiorcy i nic do tego nie mam. Tylko jedna mała uwaga, żeby było nie tylko to, ale coś innego także. Nie może być monopolu, bo ten jest zawsze zły. Nie jestem zachwycony disco-polo, ale rozumiem, że dużo osób tego słucha. Z ciekawości obejrzałem festiwal w Kielcach. Na takich imprezach zawsze są klakierzy, którzy stoją pod sceną, śpiewają piosenki, a kamera to pokazuje. Tylko że tam były przebitki na całą publiczność i tam większość śpiewała. To pokazuje skalę popularności. Dlatego nie zamierzam kopać się z koniem, kłaść się wszerz i zakazywać.
Wróćmy jeszcze na chwilę do żużla - mówi się, że kibice są największym kapitałem Motoru. Z drugiej strony zastanawiam się, czy żużel nie przegra u wielu z nich z bieżącymi wydatkami i ten fenomen przepadnie.
Wiele karnetów sprzedanych, ale faktycznie trochę do wypełnienia stadionu po brzegi trzeba i nie wiadomo, jak będzie. Myślę sobie jednak, że w przypadku Motoru i innych klubów większym zmartwieniem będzie to, jak zareagują sponsorzy. Byłoby dobrze, gdyby ta liga ruszyła bez większych strat, bo już dawno tak dobrze nie było. Skład jest stabilny, a jeszcze, chwała Bogu, Zengota ma wrócić.
Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że zakończy karierę.
Teraz może się okazać, że pojedzie od początku ligi. Niedawno było mówione, że wystartuje od połowy, ale w związku z perturbacjami to, co było połową, za chwilę okaże się początkiem. I to będzie cud. Mam przyjaciela, który był na bieżąco ze sprawą, więc i do mnie coś tam docierało. Hiszpańscy lekarze wmontowali Zengotę w duże problemy i nawet mu amputacja groziła. Wyszedł jednak z tego. Dobrze, że trafiło na młodego i zdrowego człowieka, bo stary by się nie wygrzebał.
Siedź w domu, słuchaj muzy, tak pan zachęca do kwarantanny.
No tak, bo przebywanie w dużych skupiskach jest niebezpieczne. Jazda środkami transportu też. Choroba rozwija się dzięki kontaktom międzyludzkim, więc trzeba je ograniczyć do minimum. Tak będzie lepiej, żeby nie przeżywać tego, co Włochy, Hiszpania, a teraz Stany. Nie możemy tego lekceważyć, bo doprowadzi to do katastrofy. U nas zgonów jest stosunkowo niewiele, bo szybko się zamknęliśmy i tego się trzymajmy, żeby nie było tego szaleństwa. Od trzech tygodni nasze życie jest przewrócone do góry nogami, ale wytrzymajmy jeszcze trochę.
Czytaj także:
Szpila Kuczery: smutny koniec Rybnickiej Kuźnii Talentów
Kiedyś na koniu przyjechał do sklepu po wódkę