Żużel. Krystian Pieszczek zostanie ojcem w czasach zarazy: Strach towarzyszy mi i żonie codziennie (wywiad)

- Za dwa, trzy miesiące będzie naprawdę źle. Nie wiem, czy po takiej przerwie wrócę do żużla. Muszę zarabiać, bo trochę się u mnie pozmieniało. Niedługo zostanę ojcem - mówi Krystian Pieszczek, żużlowiec Zdunek Wybrzeża Gdańsk.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Krystian Pieszczek WP SportoweFakty / Wiesław Wardaliński. / Na zdjęciu: Krystian Pieszczek
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Pewnie w obecnej sytuacji szczególnie martwicie się o swoje zdrowie?

Krystian Pieszczek, zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Tak, na szczęście ja i wszyscy moi bliscy czujemy się dobrze. Oby tak pozostało, bo teraz to najważniejsze, choć oczywiście my żużlowcy mamy też sporo innych zmartwień. No ale kto ich teraz nie ma?

Sezon nie ruszył, a wy w odróżnieniu od piłkarzy nie dostajecie co miesiąc pensji. Nie ma jazdy, nie ma kasy. A dochodzą przecież koszty, których większość sportowców za bardzo nie ma.

To prawda, a trzeba jeszcze znaleźć motywację do treningów. Pod względem mentalnym nie jest to łatwe, ale staram się wszystko jakoś posklejać. Tak naprawdę w treningu jestem cały czas i wymyślam nowe rzeczy.

Koronawirus wymaga od sportowców kreatywności.

Dokładnie. Wprowadzania rzeczy, których wcześniej w treningach nie było. Nie możemy już biegać, więc trzeba czymś to zastąpić. Treningi motoryczne przeniosłem do domu. Mam rower stacjonarny. Bardzo pomaga trener. Dostaję od niego listę zadań na cały tydzień i działam. Przy okazji dorobiłem się wielu nowych urządzeń do ćwiczeń. Najważniejsza jest stabilizacja, mięśnie wewnętrzne, bo one grają pierwsze skrzypce w żużlu. Unikam podnoszenia dużych ciężarów, bo to i tak nic nie daje. Żużel nie jest sportem siłowym. Liczy się wytrzymałość.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"

Nie powie mi pan jednak, że trenuje i nie myśli w ogóle o finansach. Od tego nie da się uciec.

Jasne, powiem szczerze, że powoli odczuwam już ten kryzys. Mógłbym powiedzieć, że na razie jest w porządku, że sobie radzę, ale mam świadomość, że jeśli to wszystko potrwa dłużej, to mnie w żużlu nie będzie. Nie chcę tu jednak marudzić, bo w takiej sytuacji nie jest tylko Krystian Pieszczek, ale także wielu moich kolegów i ludzi, którzy wykonują na co dzień inną pracę. Stan zawieszenia nie gra na moją korzyść. Brak wpływów to jedno, ale my kiedy nie jeździmy, to i tak mamy koszty. Są mechanicy, którym muszę wypłacić stałą pensję. A staram się ich wspierać, bo wszyscy powinniśmy sobie pomagać. A poza tym, jeśli bym tego nie zrobił, to odejdą, a co w momencie, gdy ruszy sezon? Zostanę sam, a samemu na żużlu nie da się jeździć. Do tego dochodzi cały warsztat, leasing samochodu. Mam już zaległości w sklepach, gdzie zamawiamy części. A oszczędności nie są takie, że wystarczy ich na nie wiadomo jak długo.

A co z pieniędzmi, które pan otrzymał na przygotowanie do sezonu?

Wszystko zostało wydane na sprzęt. Nie mogłem zrobić inaczej, bo każdy z nas myślał, że sezon ruszy. Pewnych rzeczy nie da się przewidzieć.

Ile pan jeszcze wytrzyma?

Dwa, maksymalnie trzy miesiące i będzie naprawdę źle. Powrót do sportu stanie się  naprawdę trudny. Muszę zarabiać. Wie pan, trochę w moim życiu się ostatnio pozmieniało.

Zostanie pan ojcem w trudnych czasach.

To prawda, choć ja o trudnych czasach nie mówię. Wszyscy żyjemy w takich samych realiach i musimy się z nimi mierzyć. Poza tym takie wydarzenia w życiu każdego faceta to zawsze radość. I ja też się bardzo cieszę. Naprawdę. Moja żona Marta też już nie może doczekać się momentu, kiedy nasza córka przyjdzie na świat.

Nie możecie się doczekać, ale po drodze są wizyty u lekarzy, a wie pan, jak teraz kojarzą się szpitale.

Z walką z wirusem lub miejscem, gdzie można go złapać. Na pewno nie kojarzą się z bezpieczeństwem, które stanowi w takim momencie życia fundament. Tam pojawia się masa zarażonych ludzi lub tacy, którzy nawet nie wiedzą, że chorują. Obawy są naprawdę spore. Towarzyszą nam każdego dnia. Staramy się minimalizować ryzyko. Więcej zrobić nie można.

A jak można minimalizować to ryzyko?

Ginekolog wysłał nam wytyczne, co robić, w jaki sposób dostać się bezpiecznie do jego gabinetu. Mamy długą listę rzeczy do zrobienia. Żona bardzo się do tego wszystkiego stosuje, a ja całym sercem ją wspieram. Mnie na tych wizytach z nią nie ma. Nie mogę tam być właśnie ze względu na bezpieczeństwo. Szkoda, ale rozumiem, bo wiem, że ludzie muszą się o siebie teraz wzajemnie dbać.

A wizyty w domu? Tak się nie da?

Na razie jeszcze tego nie ma. Zobaczymy, jak będzie dalej, poród planowany jest na sierpień. Liczę, że sytuacja się uspokoi i powitamy naszą córeczkę już w trochę pewniejszych czasach. Bardzo bym sobie tego życzył. Jeśli chodzi o sam poród, to wszystko jest zaplanowane. Mamy jakiś plan A i B w zależności od tego, jak rozwinie się sytuacja, ale dziś panu o tym opowiadać nie będę. Musimy poczekać, co będzie w kraju.

Pozostaje mi tylko trzymać za pana kciuki, bo zdrowie pana i bliskich, ale i powrót do żużla, który daje pieniądze, są w pana przypadku równie istotne. W końcu nie żyje już pan tylko dla siebie. A rachunki trzeba płacić.

Wiem o tym, ale nie można się w kółko tym nakręcać i dołować. Jeśli pyta pan jednak, czy się boję, to odpowiadam, że tak. Gdyby było inaczej, to chyba byłbym pozbawiony zdrowego rozsądku. Nie można jednak dać się zwariować, choć nie jest łatwo, bo w sumie wiemy, że nic nie wiemy. Trudno powiedzieć czy lepiej byłoby iść teraz do innej pracy, czy czekać na żużel.

A zaczął już pan przeglądać ogłoszenia oferty nieżużlowej pracy?

Jeszcze nie. Raczej jestem na etapie szukania pozytywów.

A z prezesem Tadeuszem Zdunkiem jest pan w kontakcie?

W stałym kontakcie i wiem, że nie jest mu lekko. Branża samochodowa mocno odczuwa kryzys. Prezes wie, że trzymam za niego kciuki.

Żużel bez kibiców wchodzi w grę?

Musimy odjechać ten sezon i tu nie chodzi nawet o mój interes. W podobnym położeniu jest większość zawodników. Jeśli sezonu 2020 nie będzie, to większości z nas nie będzie w sezonie 2021. Trzeba jechać. Niestety, nawet bez kibiców, choć bardzo chciałbym ich zobaczyć na stadionie. Nie wiem, kiedy i w jakich okolicznościach. Oby jak najszybciej. Na razie proszę im życzyć ode mnie dużo zdrowia.

Zobacz także:
Ratownik medyczny z Krotoszyna: Tu mamy nasze polskie Bergamo
Mistrz Europy jeździ karetką, jest na pierwszej linii frontu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×