Żużel. Co zniszczyło wielką karierę Artura Mroczki? Lista grzechów obecnego zawodnika Unii Tarnów

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Artur Mroczka.
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Artur Mroczka.

Artur Mroczka świętował duże sukcesy w gronie juniorów. W ostatnich latach mocno wyhamował, bo po drodze popełnił mnóstwo błędów. Powinien zdecydowanie więcej osiągnąć w trakcie swojej kariery. Oto grzechy obecnego żużlowca Unii Tarnów.

[tag=1144]

[/tag]Artur Mroczka zdał licencję żużlową w 2006 roku i od razu otrzymał szansę w meczu ligowym macierzystego GTŻ-u Grudziądz. Trener Andrzej Maroszek dawał mu szansę, a młody zawodnik odwdzięczał się znakomitymi występami. Później dołączył do niego Kamil Brzozowski, z którym stworzył jeden z najlepszych duetów juniorskich na pierwszoligowym froncie. Seniorzy byli wspierani przez dwóch świetnych młodzieżowców.

Kariera grudziądzanina nabrała tempa. W 2008 roku został Indywidualnym Mistrzem Europy Juniorów - na torze w niemieckim Stralsundzie pozostawił za swoimi plecami m.in. Macieja Janowskiego i Artioma Łagutę. Dwukrotnie zdobył też złote medale w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów (Holsted 2008, Gorzów Wielkopolski 2009). Wydawało się, że kolejne sukcesy są tylko kwestią czasu. A jednak było inaczej. Grudziądzanin ma teraz 30 lat i jego kariera mocno wyhamowała. Oto lista błędów obecnego zawodnika Unii Tarnów.

Konflikt z macierzystym klubem i kibicami

Można zaryzykować stwierdzenie, że pochodzący z Grudziądza żużlowiec stał się ofiarą własnego sukcesu. Szybko wdarł się na szczyt (trzy złote medale nie były przecież przypadkiem) i urósł w piórka - zaczęło się gwiazdorzenie, a tego działacze GTŻ-u nie zamierzali tolerować, co skończyło się odejściem Mroczki po sezonie 2010. Już wcześniej pojawiały się informacje o tym, że utalentowany zawodnik ma trudny charakter i ciężko się z nim porozumieć. Po prostu sodówka uderzyła mu do głowy. Najbliższe otoczenie nie pomogło - a raczej przeszkodziło - bo jako nastolatek miał wpajane, że jest mistrzem.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Mark Loram

Czarę goryczy przelała postawa żużlowca w trakcie ostatniego sezonu przy Hallera. Co takiego się stało? Otóż popadł w konflikt z zarządem. Prezesi najwidoczniej nie mogli się pogodzić z takim zachowaniem wychowanka. Miał zbyt wysokie mniemanie o sobie i zadzierał nos do góry. W dodatku przed rozpoczęciem fazy play-off to właśnie on stawiał największy opór przy podpisaniu aneksu do kontraktu na starty w rundzie finałowej. Dużo mówiło się też, że wówczas 21-letni zawodnik prowadzi niesportowy tryb życia. Wszystkiemu przyglądali się grudziądzcy kibice, którzy kompletnie zniechęcili się do miejscowego chłopaka. Słyszał gwizdy jeszcze, gdy bronił barw macierzystego klubu.

Wybrał najgorszy moment na starty z najlepszymi, powinien zrobić to wcześniej

Jeżeli młody żużlowiec chce się rozwijać, to musi zbierać doświadczenie w rywalizacji z najlepszymi. GTŻ Grudziądz w czasach Artura Mroczki startował w niższej klasie rozgrywkowej i bardziej martwił się o utrzymanie niż bił się o awans. Nie było to idealne miejsce, aby zrobić krok do przodu. Nie wziął przykładu z Krzysztofa Buczkowskiego, który jako 19-latek przeniósł się do Polonii Bydgoszcz i uczył się wielkiego żużla na stadionie przy ulicy Sportowej. W przeciwieństwie do młodszego kolegi utrzymywał pozytywne relacje z klubem, nie palił mostów, dlatego wrócił do domu.

Gdy Mroczka skończył wiek juniora, przeniósł się do gorzowskiej Stali. - Od początku swojej kariery chciałem jeździć w ekstralidze - tłumaczył naszemu portalowi. Cenimy sportowe ambicje, jednak wybrał najgorszy moment na większe wyzwanie. Przechodząc z I ligi zawiesił sobie bardzo wysoko poprzeczkę i jej nie przeskoczył. Wielu zawodników ma problemy z dobrym przejściem do dorosłego żużla. Jako seniorzy nie poradzili sobie nawet żużlowcy, którzy z powodzeniem zdobywali punkty w elicie. Mroczka w ciągu dwóch lat odjechał raptem kilka spotkań. W CV mógł jednak sobie wpisać, że jeździł w klubie z Tomaszem Gollobem i Nickim Pedersenem.

Brak szacunku do ikony światowego żużla

- Nie mogę zrozumieć, dlaczego kariera Mroczki nie przebiegła do końca po jego myśli. Niektórzy zawodnicy przez całe swoje sportowe życie pną się do góry. Są też tacy, którzy robią określoną liczbę punktów i na tym jest koniec. Artur widocznie zalicza się do tych drugich. Pamiętam go jako bardzo nerwowego żużlowca. Kiedyś miał konflikt z Pedersenem, który musieliśmy szybko zażegnać - powiedział nam w marcu Władysław Komarnicki.

Honorowemu prezesowi Stali Gorzów chodzi o starcie bohatera artykułu z trzykrotnym mistrzem świata. Pedersen na prostej przeciwległej bezpardonowo przyblokował wychowanka GTŻ-u. Sytuacja zakończyła się upadkiem grudziądzanina na drugim łuku, który gdy tylko się podniósł, to udał się w kierunku Duńczyka. Aż kipiał ze złości. Nie był to jednorazowy występek, bo w 2014 roku miał konflikt z Krystianem Pieszczkiem. Gdy obaj startowali w Gdańsku, to doszło do przepychanek między członkami teamów Mroczki, Pieszczka oraz Tomasa H. Jonassona. Skandalicznie zachował się jeszcze w Grudziądzu - w 2018 roku nie mógł pogodzić się z wykluczeniem i w niecenzuralnych słowach zakończył rozmowę z arbitrem Krzysztofem Meyze.

Lekceważenie macierzystego klubu

Można opuścić własne podwórko i sprawdzić się w innym środowisku, ale wypada zrobić to z klasą. Tej klasy zabrakło w postawie Artura Mroczki, bo po odejściu z Grudziądza co chwilę spoglądał na macierzysty klub z góry i wbijał mu szpilki. Wypowiedzi w mediach nie przypadły do gustu działaczom, a najbardziej to kibicom. Do teraz chłodno przyjmują go na stadionie przy Hallera.

Gdy tylko zjawił się w barwach drużyn z Gdańska, Torunia i Tarnowa, to dostawał porcję gwizdów, wyzwisk i rzucane były różne przedmioty z trybun. Raczej prędko nie nastąpi ocieplenie relacji na linii żużlowiec - kibice GKM-u. Teraz Mroczka pewnie patrzy na rozwój grudziądzkiego żużla i trochę żałuje, że tak to wszystko się potoczyło. W podstawowym składzie MRGARDEN GKM-u mogło startować dwóch wychowanków na pozycjach seniorskich.

Bardziej hobbysta niż zawodowiec

W środowisku panuje przekonanie, że 30-latek to bardziej hobbysta niż zawodowiec. Nie potrafi poprowadzić swojej kariery w sposób profesjonalny. Ciężko w ogóle się z nim skontaktować za pomocą telefonu czy też e-maila. Już dawno temu sponsorzy przestali pukać do niego drzwiami i oknami. Nie jest kontaktowy, dlatego kluby nie traktują go poważnie. Można mu jeszcze zarzucić, że zbyt szybko zrezygnował z jazdy w ligach zagranicznych. Starty w innych krajach są potrzebne do rozwoju, a Mroczce zabrakło zapału.

Nieudane negocjacje

Przypomnijmy, że w 2016 roku długo miał podpisany kontrakt "warszawski" z KS Toruń. Wcześniej prowadził negocjacje z Unią Tarnów, jednak żądał zbyt dużej podwyżki i Łukasz Sady wybrał Piotra Świderskiego. Żużlowiec dostał szansę w jednym meczu ekipy z Grodu Kopernika, ale zawiódł i więcej na torze się nie pojawił. Rok później nie był już takim twardym negocjatorem i wrócił do Tarnowa.

Co dalej?

Nie pozostaje mu nic innego jak jazda w eWinner 1. Lidze. - Absolutnie nie spodziewam się, że będzie liderem swojej drużyny. Obserwujemy i śledzimy postawę Mroczki. Prawda jest taka, że potrafi pojechać genialnie, ale w kolejnym wyścigu jedzie na końcu stawki i nic nie przywozi do mety. To taki ligowy rzemieślnik - tak go mogę nazwać. Myślę, że będzie zawodnikiem na 7-9 punktów w meczu - mówił WP SportoweFakty Władysław Komarnicki.

Zobacz także
Żużel. Drużyna dekady Unii Tarnów. Cudowne dziecko, Rosjanin z odzysku i ojciec z Ameryki
Zobacz także
Żużel. Paweł Miesiąc nie wyobraża sobie odwołania ligi i czeka na powrót na tor

Źródło artykułu: