Żużel. Koronawirus. Bartosz Komsta, ratownik medyczny: Chciałbym już traktować to jako wspomnienie

Materiały prasowe / Mariusz Sądy / Na zdjęciu: Bartosz Komsta (z lewej) i Leon Madsen (z prawej)
Materiały prasowe / Mariusz Sądy / Na zdjęciu: Bartosz Komsta (z lewej) i Leon Madsen (z prawej)

Coraz trudniej przychodzi mi pisanie tekstów związanych z koronawirusem. Coś, co jeszcze chwilę temu było dla wszystkich czymś nieznanym, teraz kryje coraz mniej tajemnic i staje się rutyną. A na nią nie ma miejsca w zawodzie ratownika medycznego.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed kilkoma dniami Facebook przypomniał mi wydarzenie dokładnie sprzed roku. Dla kibiców żużla połowa maja już od kilku dobrych lat oznacza inaugurację cyklu SGP na PGE Narodowym w Warszawie. Imprezę, która według wielu ekspertów swoją niepowtarzalną otoczką i jakością rokrocznie przebija najbardziej prestiżowe jak dotąd Grand Prix w Cardiff.

Na swoim profilu przypomniano mi o zdjęciu, które wstawiłem tuż po oficjalnym treningu przed ubiegłorocznymi warszawskimi zawodami, które miałem okazję zabezpieczać medycznie jako ratownik na środku toru. Podobnie miało być w tym roku, a ja znając smak oglądania żużla na najwyższym światowym poziomie z perspektywy murawy wypełnionego po brzegi Stadionu Narodowego czekałem na to z jeszcze większą niecierpliwością niż przed rokiem.

W kwestii wyjazdu żużlowców na tory jesteśmy znacznie mądrzejsi niż chociażby jeszcze miesiąc temu, gdy w kuluarach snuły się spekulacje dotyczące startu PGE Ekstraligia. W temacie najlepszej żużlowej ligi świata sprawy poszły zdecydowanie do przodu i już bliżej niż dalej do pierwszych treningowych wyjazdów, a chwilę później rozpoczęcia rywalizacji o tytuł Drużynowego Mistrza Polski.

ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"

Wciąż nierozstrzygniętym problemem zostają rozgrywki niższych lig oraz obecność kibiców na trybunach. Głęboko wierzę, że pierwsza i druga liga ruszą niedługo po tym, jak wystartuje ekstraliga, gdyż przyznam szczerze, że poszedłbym w końcu na ten żużel w Rzeszowie. Dodam, że widziałbym siebie bardziej na trybunach, a niżeli na murawie w koszulce z napisem ratownik medyczny. Analiza działań rządu wsparta trendem, jaki zauważam podczas dyżurów pozwala mi wierzyć, że taki scenariusz jest wysoce prawdopodobny.

Pisząc wprost, moje dyżury ponownie stają się tymi, za którymi tęskniłem i które wspominałem w swoim ostatnim tekście. W połowie marca bywały takie dyżury, podczas których ubieraliśmy się w pełny pakiet środków ochrony indywidualnej do wszystkich wyjazdów, bowiem w treści zgłoszenia widniało coś z triady: gorączka, kaszel, duszność. Pamiętam jedną taką noc, podczas której wsiadłem do karetki o 19:30 ubrany szczelnie od stóp do głów, a wysiadłem o 6:30 dwukrotnie przebierając się w między czasie i dezynfekując ambulans.

Nie chcę pisać tego w złym momencie, ale chciałbym już traktować to jako wspomnienie, a nie jako scenariusz jednego z kolejnych dyżurów. Wyjazdów COVID-owych jest już coraz mniej, co nie znaczy, że nie ma ich wcale. Nawet gdy w komunikatach Ministerstwa Zdrowia nie ma informacji o nowych zakażeniach w rejonie, to karetki wciąż wyjeżdżają do każdego, kto odczuwa u siebie objawy sugerujące zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Nie ma mowy o bagatelizowaniu jakiegokolwiek zgłoszenia.

W naturze nic nie ginie i umiarkowany spokój w jednym rejonie często nie ma odzwierciedlenia w innym obszarze. Myślę o Śląsku i podejrzewam, że wielu medyków z tamtych rejonów (jeżeli ktoś z nich trafił na ten tekst) łapie się za głowę czytając poprzedni akapit. Głęboko wierzę, że dla tamtejszych ratowników medycznych wrócą wkrótce dyżury z wyjazdami do niezakaźnych stanów. A najlepiej dyżury bez wyjazdów, bo przecież każdy wyjazd karetki pogotowia oznacza, że komuś dzieje się coś złego.

Wracając do tematu obecności kibiców na stadionach, uważam, że jest jeszcze stanowczo za wcześnie, aby podejmować w tym temacie wiążące decyzje, natomiast osobiście widzę światełko w tunelu, które mogłoby zaprowadzić stęsknionych speedwaya kibiców na stadion. Upatruję tu pewną analogię do wielu innych, świeżo odmrożonych możliwości gromadzenia się ludzi. Jest przecież zgoda, aby do restauracji czy kościołów wpuszczać kilkanaście lub kilkadziesiąt osób w zależności od powierzchni. Taka liczba kibiców na trybunach stadionów brzmi śmiesznie, ale biorąc pod uwagę to, że stadiony żużlowe to najczęściej obiekty otwarte, na których jeszcze łatwiej jest usadowić ludzi w bezpiecznej odległości uważam, że warto poddać ten temat publicznej dyskusji.

Ktoś mi powie, że zdarzały się przecież sytuacje, gdy dochodziło do nowych zakażeń w chwili, gdy dwumetrowy dystans był zachowany. Zgodzę się, ale dla przeciwwagi przytoczę przykład pacjentki z potwierdzonym koronawirusem, którą ostatnio przewoziłem z domu do szpitala jednoimiennego. U mieszkającego z nią męża wykonano dwukrotnie wymazy, które uzyskały wynik negatywny. I bądź tu mądry...

Bartosz Komsta
Ratownik medyczny
Dziennikarz Działu Żużel WP SportoweFakty

Zobacz też: #hot16challenge2. Tobiasz Musielak zrobił furorę. Sam w to nie dowierza (wideo)
Czytaj także: Żużel. Stal Gorzów ściągnie gościa? Jest dwóch kandydatów. Trwają rozmowy z ich klubami

Źródło artykułu: