Lekarz Falubazu mówi o powrocie kibiców na stadiony: Zniknęła dyscyplina, a wirus nadal z nami jest [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Archiwum prywatne. / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz, Robert Zapotoczny.
WP SportoweFakty / Archiwum prywatne. / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz, Robert Zapotoczny.

Już wkrótce fani będą mogli wrócić na stadiony. – Boję się, co będzie przed bramami. Wtedy może dojść do zarażeń. Poza tym u ludzi zniknęła dyscyplina. Rząd zniósł zakazy i uznaliśmy, że wirusa nie ma - mówi Robert Zapotoczny, lekarz Falubazu.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: 12 czerwca startuje żużlowa PGE Ekstraliga. Jeszcze bez kibiców, ale taki stan nie potrwa długo, bo wkrótce stadiony zapełnią się w 25 procentach. Czy powinniśmy mieć jakiekolwiek obawy, skoro koronawirus jest cały czas z nami?

[b][tag=55953]

Robert Zapotoczny[/tag], lekarz Falubazu Zielona Góra, specjalista medycyny sportowej:[/b] Jest z nami już dość długo, a de facto do końca go nie znamy. Ten problem ma zresztą cały świat. Teraz okazuje się, że zmienia się jego genom. Przypuszcza się, że inny jest w Niemczech, a trochę inaczej zachowuje się w Polsce. Epidemiolodzy, profesorowie z autorytetem mają bardzo różne zdanie. Z tych wszystkich powodów trudno potraktować temat powrotu kibiców na trybuny zero – jedynkowo. Ja się na to nie odważę i odpowiem banałem: czas pokaże. Pochwalam jednak, że zabieramy się do tego ostrożnie.

Czyli etapami?

Zdecydowanie dobrze, że nie otwieramy od razu całych stadionów. Systematyka i sprawdzenie na bieżąco, jakie będą skutki, są bardzo dobrym rozwiązaniem.

ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"

Co może pójść nie tak? Kibice na trybunach to nie jest przecież tylko grupa ludzi, która siedzi od siebie w odpowiednich odstępach.

Zgadza się. Największym problemem będzie wpuszczenie kibiców na stadion i niedopuszczenie do tłoku przy bramach. Jeśli tam dojdzie do skupiska ludzi, w którym znajdzie się jedna osoba zarażona koronawirusem, to będziemy mieć wielki problem, bo przeniesie go na innych. Ten proces będzie dla nas papierkiem lakmusowym. Jeśli to wypali, to będę całkowicie spokojny.

A nie ma pan wrażenia, że przeszkodą może być to, że pozbyliśmy się strachu? Zakładam, że w sklepach ja i pan widzimy to samo. Ludzi, którzy nie noszą masek, a akurat tam powinni. Dla niektórych pandemia się skończyła i zastanawiam się, czy to nie będzie naszym wrogiem przy zapełnieniu stadionów, gdzie zalecana jest duża ostrożność.

Rzeczywiście, odczuwam to na własnej skórze. Ta dyscyplina gdzieś uciekła. Ja akurat maseczkę noszę, bo jako służba zdrowia muszę świecić przykładem. Niestety, problemem jest niewłaściwy tok rozumowania u ludzi. Wiele osób uważa, że skoro rząd łagodzi restrykcje lub na coś pozwala, to znaczy, że temat nie istnieje. A to nie do końca prawda. Z drugiej strony są też miejsca, gdzie reguły pandemiczne są łamane w jeszcze bardziej oczywisty sposób.

Jakieś przykłady?

Byłem ostatnio z moim ojcem na targu. Tam nikt niczego nie przestrzegał, a mówimy o miejscu, gdzie gromadzi się bardzo wiele osób z grupy największego ryzyka. Ludzie starsi toczyli się w grupie kilkuset. Wszyscy mieli ściągnięte maski na brody. Jeśli spojrzymy na to pod tym kątem, to wejście młodych ludzi na stadiony wydaje się bardzo logiczne.

Zabrzmi to banalnie, ale stadion to nie sklep. Zakładam, że tam będzie rygor i będą ludzie, którzy zadbają o to, żeby był przestrzegany. Przecież będą kamery. Obrazki pójdą w świat.

Oczywiście, bo w sklepie nie ma odpowiednich służb, które są w stanie zwrócić każdemu uwagę. Na stadionie będzie ochrona, która moim zdaniem powinna otrzymać dodatkowe zadania. Uważam, że oni muszą odpowiadać za dopilnowanie wymogów sanitarnych. Poza tym stadion to obszar naturalnie wentylowany, więc odpada nam jedno z zagrożeń. Jeśli zadbamy o wszystkie reguły, to możliwość zarażenia się będzie bardzo nikła.

Zostawmy kibiców i porozmawiajmy o zawodnikach i osobach, które będą w parku maszyn. Uważa pan, że wszystko zostało przygotowane właściwie?

Dobrze, że wszyscy zostali wymazani. Sam byłem w tym gronie i uważam, że takie testy miały duży sens. Okazało się, że nikt nie ma koronawirusa. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że badania miały miejsce dwa tygodnie temu. Jaka jest zatem pewność, że w tym czasie nikt się nie zaraził? Żużlowcy zostali zwolnieni z kwarantanny, mogą normalnie wychodzić, a poza tym biorą udział w treningach. Gwarancji zatem nie mamy. Jeśli wszystko miałoby mieć ręce i nogi, to należało zrobić jeszcze jeden krok.

Jaki?

Obecnie testy są bardzo szybkie. Wiem, bo sam wykonuję je swoim pacjentom w szpitalu. W ciągu godziny lub półtora godziny można wykryć obecność koronawirusa. Byłoby ideałem, żeby wszystkie osoby, które mają znaleźć się w parku maszyn, przeszły je cztery lub pięć godzin przed zawodami. Wtedy mieliby pewność, że wszyscy są ujemni. Mam jednak świadomość, że to mocno podniosłoby koszty. Mówimy pewnie o grupie 60 osób. Z drugiej jednak strony płacimy za pewność, że nikt nie jest zakażony. Gdybyśmy poszli w tym kierunku, to można by zrezygnować z limitów mechaników i tym podobnych.

Mają być jednak inne środki ostrożności. Każdemu przed wejściem do parku maszyn będzie mierzona temperatura. Później będzie decydować lekarz. Nie wystarczy?

A jak ktoś będzie mieć biegunkę albo podwyższoną temperaturę z powodu przeziębienia? Gorączka nie jest żadną jednostką chorobową. To tylko objaw przynależny do tysięcy chorób. Poza tym całe mnóstwo osób przechodzi koronawirusa bezobjawowo. Mówimy zatem o badaniu, które jest kompletnie niemiarodajne. Traktuję to bardziej na zasadzie, że coś robimy, żeby nikt nie powiedział, że nie zrobiliśmy. Poza tym każdy wywiad z pacjentem, a sam je przeprowadzam, zależy w dużej mierze od jego dobrej woli. Niektórzy wychodzą z założenia, że jak powiedzą prawdę, to nie zostaną przyjęci. Ludzie mają gorączkę, byli w Niemczech, ale nakłamią, bo chcą zostać przyjęci.

Powiedzieliśmy o szansach i zagrożeniach. To na koniec poproszę o wnioski.

Jeśli wierzyć oficjalnym danym, to po wypłaszczeniu liczby zakażeń mamy obecnie powolny spadek. Po opanowaniu ogniska na Śląsku powinniśmy dojść do 200 przypadków dziennie. Być może ta krzywa będzie mieć nadal tendencję spadkową. Jestem zatem optymistą. Ligę odjedziemy na pewno. Czy z kibicami? Pierwsze trzy, cztery tygodnie pokażą.

Zobacz także:
Prezes Motoru opowiada o kulisach transferu Hampela
Jarosław Hampel o zmianie klubu

Źródło artykułu: