Żużel. Kibice we Wrocławiu zdali egzamin. Nie pojawili się pod stadionem
Głód żużla we Wrocławiu jest ogromny. Przed piątkową inauguracją PGE Ekstraligi z Motorem Lublin pojawiły się obawy, że kibice pojawią się chociaż pod bramami stadionu. Fani zdali jednak egzamin w dobie koronawirusa.
"Może jakieś spotkanie pod bramami stadionu?", "może jakieś wsparcie dla drużyny pod stadionem?", "będzie jakaś strefa kibica?" - takie pytania pojawiały się w ostatnich dniach na fanpage'u Betard Sparty, przez co istniało ryzyko, że część z nich ruszy pod Stadion Olimpijski w późne piątkowe popołudnie.
Biorąc pod uwagę stan epidemii i ryzyko związane z koronawirusem, byłoby to nierozważne zachowanie z ich strony. W końcu to właśnie z powodu COVID-19 mecze (jeszcze) odbywają się bez publiki, a tyle mówi się o konieczności zachowania dwumetrowego odstępu.
Piątkowa wizyta na Stadionie Olimpijskim pozwoliła jednak odetchnąć z ulgą. W drodze do bram wejściowych na obiekt nie napotkaliśmy na ani jednego kibica. Gdy mecz Betard Sparty z Motorem się rozpoczął, pod Bramą Maratońską na Stadionie Olimpijskim pojawiło się ledwie parę osób. Część z nich przypadkiem - w grupie można było dostrzec rodziców, którzy akurat wybrali się na spacer ze swoimi dziećmi.
Jako że z tego miejsca nie da się dostrzec co dzieje się na torze, niektórzy po paru minutach rezygnują ze stania pod bramami stadionu. W ich miejsce przychodzą kolejni - postoją, poobserwują i idą dalej. Nie ulega jednak wątpliwości, że te parę chwil starcza im, by zaspokoić głód żużla. W końcu po raz pierwszy od września usłyszeli ryk silników, poczuli zapach spalonego oleju.
Dobra wiadomość dla tych najgłodniejszych żużla jest taka, że już od 19 czerwca na obiekty sportowe w Polsce będą mogli wrócić kibice. Wprawdzie będzie można zająć tylko 25 proc. powierzchni stadionu, ale zawsze lepsze to niż nic.