Piotr Protasiewicz w styczniu skończył 45 lat, ale w świetnym stylu rozpoczął sezon 2020 w PGE Ekstralidze, najlepszej i najciekawszej lidze świata. Zdobywał punkty nawet wtedy, gdy jechał z niekorzystnych pól startowych, pokonał szybkiego Roberta Lamberta, a Tomasz Gollob w rozmowie z nami zaczął się zastanawiać, o ile uboższa będzie liga, jak już Protasiewicz zejdzie ze sceny. Tomasz kiedyś miał z Protasiewiczem problem. Teraz twierdzi, że bez niego, i jego kariera mogłaby się potoczyć inaczej. Gollob mówi, że to właśnie Protasiewicz go napędzał. Jego miał, na co dzień, a wielkich rywali, jak Tony Rickardsson czy Jason Crump od święta.
Gollob pisał o nim felietony
Historia Protasiewicza splotła się z Gollobami, kiedy przez kilka sezonów jeździli razem w Polonii Bydgoszcz. Zanim to się stało, Protasiewicz był w Falubazie, potem w Sparcie Wrocław, gdzie zdobył tytuł mistrza świata juniorów. - Jak przychodził do Polonii, to Władysław Gollob patrzył na niego wilkiem - wspomina Leszek Tillinger, wieloletni działacz Polonii. - Protasiewicz miał być u nas wcześniej, ale wybrał Spartę i wtedy Władek przestał go lubić. Po każdym lepszym występie Protasiewicza pisał na jego temat zjadliwy felieton w "Przeglądzie Sportowym".
- Było też wtedy tak, że w poniedziałek, dzień po meczu, Protasiewicz i Gollobowie przychodzili do klubu z mechanikami i pierwsze, co robili, to porównywali zdobyte punkty i średnie. Początkowo problem dotyczył tylko Jacka Golloba, brata Tomka. Ten ostatni stał po stronie rodziny, ale się nie angażował. Zmienił front, jak po stykowej sytuacji z Protasiewiczem, został wykluczony z biegu w finale IMP - komentuje Tillinger.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn Bez Hamulców. Jamróg, Przedpełski, Dobrucki i Frątczak gośćmi Ostafińskiego!
Kibice nazywali go baletnicą
Jerzy Kanclerz, człowiek od lat związany z bydgoskim klubem, a obecnie prezes i właściciel Polonii, uważa jednak, że spór między Protasiewiczem i Gollobami nie był tak wielki, jak opisywały to media. Mówi, że to było sztucznie napompowane, że każdy z nich miał swoje ambicje i czasami z tego powodu dochodziło do spięć. - Swoją drogą, to Piotr był w Polonii świetny, choć mnie bardziej podoba się teraz, jako dojrzały czterdziestolatek. Dwa, trzy lata temu był w formie, która pozwoliłaby mu rywalizować w Grand Prix. A przecież kiedyś kibice nazywali go baletnicą, bo w GP się spalał i średnio raz na zawody robił dziwne piruety na torze.
Ludzie znający Protasiewicza podkreślają, że jest profesjonalistą, który dba o każdy szczegół, a jego myśli koncentrują się na sporcie. - Ostatnio chciałem go zaprosić na mecz w telewizji i piwko z dobrego browaru, ale odmówił - zdradza Robert Dowhan, były prezes RM Solar Falubazu Zielona Góra. - Mówił, że ma trening, potem odpoczywa, pakuje sprzęt i myśli o meczu. Taki jest i właśnie, dlatego kiedyś go ściągnąłem do klubu. Odpłacił po wielokroć. Medalami i mistrzostwami z drużyną, ale i też poświęceniem. Nie zapomnę, jak pojechał w meczu kilka dni po złamaniu obojczyka. Wiem, jaki to ból, więc tym bardziej podziwiam.
Protasiewicz wrócił do Falubazu, choć w Polonii zdążył się już zadomowić, ożenić i ułożyć sobie relacje z Gollobem. - Tomasz zmienił zdanie na jego temat, kiedy po makabrycznym wypadku w Złotym Kasku ambulans podjechał do Protasiewicza, lekarze chcieli się nim zająć, a on rzucił, żeby poszli do leżącego za bandą Golloba, bo to jemu tak naprawdę potrzebna jest pomoc - wspomina Tillinger.
Piekarnia wysłała mu chleb a konto kontraktu
Dowhan opowiada nam jednak, że dwa lata pracował nad kontraktem Protasiewicza. Zaczął, gdy Falubaz zaczął się odbudowywać po latach chudych. - Wtedy jeszcze w klubie nic nie było i pamiętam, że siedzieliśmy z Piotrem na kartonach w magazynie. Dziwnie musiały brzmieć moje świetlane wizje w takim otoczeniu. Po latach Piotr opowiedział mi, że długo się zastanawiał, jak odmówić mi w delikatny sposób. Przyznał, że te kartony go odstraszyły.
Od rozmowy w magazynie minęły dwa lata. Falubaz urósł jeszcze mocniej, a Dowhan koniecznie chciał mieć wychowanka w składzie. Kiedy ta natrętna myśl zakiełkowała w jego głowie, chciał od razu wsiąść w samochód i jechać do Bydgoszczy. Zapowiedział Protasiewiczowi, że nie wyjdzie bez kontraktu. Ten zaczął się wić, mówić, żeby prezes dał mu jeszcze dwa lata do namysłu, bo już dogadał się z Polonią. Na drugi dzień Protasiewicz jechał jednak do Zielonej Góry. Tej okazji Dowhan nie przepuścił.
- Zaprosiłem Piotra z tatą do siebie, do domu, żeby nie robić sensacji. Kilka dni wcześniej dałem wywiad, że chciałbym go mieć u siebie, więc jak Piotr do mnie jechał, to jego żona zadzwoniła do niego i powiedziała mu, że lokalna piekarnia przysłała chleb a konto kontraktu. Ja z kolei zrobiłem dobrą jajecznicę, Piotr wziął nawet później przepis, a dla siebie i taty przyrządziłem herbatę z wkładem, żeby było weselej. Było tak sympatycznie, że w końcu Piotr powiedział ryzyk-fizyk, wracam - relacjonuje Dowhan.
Prezes złożył weksel na określoną kwotę
Były prezes Falubazu był gwarantem kontraktu. Wspólnie z jednym z ówczesnych sponsorów, Zdzisławem Tymczyszynem, złożył weksel na określoną kwotę. Protasiewicz mógł być w 100 procentach pewny, że zostanie rozliczony, co do złotówki. Od tamtego czasu mija 13 lat, a Protasiewicz nadal jest w Falubazie i wszystko wskazuje na to, że zostanie w nim do końca kariery.
Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu, twierdzi, że klub ma szczęście, mając kogoś takiego, jak Protasiewicz. - Jak o nim myślę, to przypomina mi się slogan jednej z firm kurierskich, czyli: na czas, na miejsce, na pewno. Taki jest. Na umówione spotkania się nie spóźnia. Jak czegoś w klubie brakowało, to można było do niego zadzwonić, bo on miał zawsze zapas.
Frątczak określa Protasiewicza, jako pedanta, który wychodzi z założenia, że na brudnym motocyklu wyniku nie zrobi. O wiele ważniejszą cechą żużlowca jest jednak jego charakter. Jest wręcz przeżarty ambicją. - Jego stosunek do sportu najlepiej obrazują według mnie partie tenisa ziemnego, które regularnie rozgrywamy. To niby zabawa, niby mamy do tego dystans, ale gramy jak na wojnie. Piotr jest trudnym przeciwnikiem. Gramy bez stawki, ale on pokrzykuje na siebie, mobilizuje się, z nim nie ma żartów.
W szafie ma wszystko ułożone według linijki
Wymagający, to kolejne słowo oddające charakter Protasiewicza. Tak widzi go trener kadry Marek Cieślak, który pracował z nim nie tylko w reprezentacji, ale i w Falubazie. - Żaden szkoleniowiec nie będzie miał z nim lekko, bo to mądry człowiek, któremu trzeba rzetelnie wyjaśnić, dlaczego tor jest robiony tak, a nie inaczej. Trener musi go zwyczajnie przekonać, że wie, co robi.
Cieślak brał Protasiewicza na zgrupowania kadry nawet wtedy, gdy wiedział, że na finał mistrzostw świata go nie powoła. Selekcjoner chciał jednak, żeby młodzi zawodnicy zobaczyli prawdziwego profesjonalistę po czterdziestce. Cieślak chciał, żeby mieli, z kogo brać przykład. Życie Protasiewicza jest poukładane, jak rzeczy w jego szafie, gdzie wszystko jest ułożone jak od linijki. Tak samo wygląda warsztat i motocykl, na którym trudno znaleźć jakiś pyłek.
Zdaniem Cieślaka Protasiewicz zrobiłby większą karierę, gdyby nie był tak inteligentny i ambitny. - Zawodnik musi myśleć, ale jak jest tego za dużo, to zaczyna kalkulować i nie zdobywa się na te największe wariactwa, które często przesadzają o zdobyciu medali. Tak jest według mnie u Piotra. Ambicji też ma za dużo. Jego własne oczekiwania go zżerają. Trochę mniej i byłoby dobrze. Inna sprawa, że jakby było więcej Protasiewiczów, to żużel nie byłby tak zaściankowy - wyrokuje Cieślak.
Wielbiciele talentu Protasiewicza powinni chłonąć każdą jego chwilę na torze, bo każdy sezon może być jego ostatnim. - Życzę mu, żeby dociągnął do pięćdziesiątki, ale to chyba jednak mało realne, bo wieku nie da się oszukać - mówi Kanclerz. - Nie będzie się jednak nudził, bo jest mocno zaangażowany w wychowanie dzieci. Syna szkoli na kierowcę rajdowego, córkę na tancerkę. Jakiś czas temu kupił taką fajną sportową brykę. Jak zapytałem, po co mu to, stwierdził, że córka rośnie, różne chłopaki się przy niej kręcą, więc on musi mieć szybkie auto, żeby jej pilnować - kończy ze śmiechem Dowhan.
Czytaj także:
Chomski: Plułbym sobie w brodę, gdyby punktów straconych z Unią zabrakło do czwórki
Debiutant z nSport+ miał ciężką noc przed debiutem