Zimą Krzysztof Buczkowski złamał kość udową i kibice MrGarden GKM-u Grudziądz mieli spore obawy, co do formy doświadczonego żużlowca. Koronawirus sprawił, że ostatecznie Buczkowski miał więcej czasu na wyleczenie kontuzjowanej nogi, a we wtorek w starciu z PGG ROW-em Rybnik był w stanie zaprezentować kapitalne ściganie na torze przy ul. Hallera.
Buczkowski miał ogromnego pecha w gonitwie numer dziewięć. Znajdował się bowiem na ostatniej pozycji, ale wykorzystał fakt, że Andrzej Lebiediew i Robert Lambert nawzajem przeszkadzali sobie na torze. Kapitan MrGarden GKM-u śmiałym atakiem przedarł się z końca stawki na drugą pozycję i wydawało się, że gospodarze wygrają ten wyścig podwójnie.
Stało się jednak inaczej, bo na ostatnim łuku Buczkowski złapał "kapcia". Grudziądzanin dojechał jeszcze siłą rozpędu do mety, ale Lebiediew i Lambert wyprzedzili go na ostatnich metrach. W efekcie z 5:1 dla gospodarzy zrobiło się 3:3.
Buczkowski niepowodzenia z trzeciej serii startów powetował sobie w biegu trzynastym. Znów był ostatni w stawce i wydawało się, że wyścig zakończy się remisem 3:3. Kapitan gospodarzy zrobił jednak show, bo na ostatnim okrążeniu wyprzedził Kacpra Worynę i Vaclava Milika.
Ostatecznie Buczkowski zdobył we wtorkowych zawodach 10 punktów i bonus, a MrGarden GKM pokonał PGG ROW 58:32.
Czytaj także:
Martin Vaculik nie zamierza się frustrować
Bartosz Smektała i jego trudne dojrzewanie
ZOBACZ WIDEO Madsen woził Przedpełskiego po płotach. Niektórzy nie są stworzeni do jazdy parą ze sobą