Żużel. Łukasz Kuczera. Szpila tygodnia: "Kaman" czy "noł"? Chłopcy oddzieleni od mężczyzn [KOMENTARZ]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki [b] i Nicki Pedersen [ż]
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki [b] i Nicki Pedersen [ż]

Mecz PGE Ekstraligi między Betard Spartą Wrocław a MrGarden GKM-em Grudziądz był pierwszym w tym roku, który odbywał się na bardzo trudnym torze. Ścigania wielkiego nie było. To pokazuje, że może czasem nie warto na siłę rozgrywać zawody.

Gdy tylko przed meczem żużlowym spadną olbrzymie opady deszczu, od lat tworzą się dwa obozy. Należący do tego pierwszego twierdzą, że w takich warunkach należy jechać, że kiedyś ścigano się w gorszych realiach, że w Wielkiej Brytanii zawodnicy nie grymasiliby i bez żadnego zastanowienia wyjechali na tor.

Zwolennicy drugiego obozu powtarzają, że żużel na przestrzeni lat się zmienił, bo inne są maszyny, a więc też i przygotowanie torów musi być inne. Kto ma rację w tym sporze? Odpowiedzi na to być może udzielił piątkowy mecz PGE Ekstraligi pomiędzy Betard Spartą Wrocław a MrGarden GKM-em Grudziądz.

Grudziądzanie w tym roku mają pecha do pogody. Gdy kilka tygodni temu mieli jeździć w Częstochowie, nagle nad stadion nadciągnęły ciemne chmury. W trudnych warunkach jedni chcieli "kaman", inni krzyczeli "noł", jakby to powiedział trener Robert Kempiński. Spotkanie ostatecznie przełożono, a w powtórce rozegranej przy normalnej pogodzie obejrzeliśmy kilka ciekawych akcji.

ZOBACZ WIDEO Turowski: Czugunow nie dostałby ode mnie polskiego obywatelstwa

Pamiętając wydarzenia spod Jasnej Góry, widząc obrazki namoczonego toru na Stadionie Olimpijskim, byłem przekonany, że mecz Betard Sparty z MrGarden GKM-em zostanie odwołany. W końcu nadal polski żużel to jedyne rozgrywki na świecie, które ruszyły. Mamy nadmiar wolnych terminów i ekipy z Wrocławia i Grudziądza równie dobrze mogły się spotkać za parę dni. Już w słonecznych warunkach.

A jednak, w piątek we Wrocławiu krzyknięto "kaman" i mecz odjechano. Pełne piętnaście wyścigów, może bez wielkich i dramatycznych upadków, ale też bez kapitalnego ścigania. Sam wywodzę się z tego pierwszego obozu. Twierdziłem do tej pory, ze na bardzo trudnych torach zawodnicy też powinni się ścigać, zamiast płakać i narzekać. Jednak po obejrzeniu piątkowego starcia z Wrocławia jestem skłonny zmienić zdanie.

Bo Stadion Olimpijski wielokrotnie gwarantował nam wielkie emocje, obejrzeliśmy tam wiele pasjonujących pojedynków. Tych w piątek nie było. Niemal co drugi bieg zdarzał się rekord toru, było szybko, ale nie było ciekawie. Tacy zawodnicy jak Kenneth Bjerre, Artiom Łaguta czy Tai Woffinden pokazali, że są w stanie poradzić sobie z wymagającą nawierzchnią. Jednak nie byli w stanie pokazać kapitalnych manewrów wyprzedzania. Widzieliśmy za to jak Nicki Pedersen wyraźnie nie miał ochoty do ścigania w piątkowy wieczór.

Na odmoczonym torze było parę zdradliwych miejsc, była bardzo ciężka i hamująca szpryca. To są powody, dla których nie dało się wykorzystać całej geometrii wrocławskiego toru. Liczył się start i rekordowo szybkie dojechanie do mety.

Być może mecz Betard Sparty z MrGarden GKM-em to najlepszy dowód na to, że żużel się zmienił, że to już nie czas na tory przyczepne, na których widać tylko kaski zawodników. Może lepiej spotkać się w innym terminie i zobaczyć kapitalne widowisko, zamiast jazdę gęsiego na przyczepnej nawierzchni. Bo inaczej dostaniemy "show", takie jak w piątek, o którym szybko zapomnimy.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Pandemia koronawirusa pomogła Lambertowi
PGG ROW bez szans w starciu z Fogo Unią

Źródło artykułu: