Gdy tylko przed meczem żużlowym spadną olbrzymie opady deszczu, od lat tworzą się dwa obozy. Należący do tego pierwszego twierdzą, że w takich warunkach należy jechać, że kiedyś ścigano się w gorszych realiach, że w Wielkiej Brytanii zawodnicy nie grymasiliby i bez żadnego zastanowienia wyjechali na tor.
Zwolennicy drugiego obozu powtarzają, że żużel na przestrzeni lat się zmienił, bo inne są maszyny, a więc też i przygotowanie torów musi być inne. Kto ma rację w tym sporze? Odpowiedzi na to być może udzielił piątkowy mecz PGE Ekstraligi pomiędzy Betard Spartą Wrocław a MrGarden GKM-em Grudziądz.
Grudziądzanie w tym roku mają pecha do pogody. Gdy kilka tygodni temu mieli jeździć w Częstochowie, nagle nad stadion nadciągnęły ciemne chmury. W trudnych warunkach jedni chcieli "kaman", inni krzyczeli "noł", jakby to powiedział trener Robert Kempiński. Spotkanie ostatecznie przełożono, a w powtórce rozegranej przy normalnej pogodzie obejrzeliśmy kilka ciekawych akcji.
ZOBACZ WIDEO Turowski: Czugunow nie dostałby ode mnie polskiego obywatelstwa
Pamiętając wydarzenia spod Jasnej Góry, widząc obrazki namoczonego toru na Stadionie Olimpijskim, byłem przekonany, że mecz Betard Sparty z MrGarden GKM-em zostanie odwołany. W końcu nadal polski żużel to jedyne rozgrywki na świecie, które ruszyły. Mamy nadmiar wolnych terminów i ekipy z Wrocławia i Grudziądza równie dobrze mogły się spotkać za parę dni. Już w słonecznych warunkach.
A jednak, w piątek we Wrocławiu krzyknięto "kaman" i mecz odjechano. Pełne piętnaście wyścigów, może bez wielkich i dramatycznych upadków, ale też bez kapitalnego ścigania. Sam wywodzę się z tego pierwszego obozu. Twierdziłem do tej pory, ze na bardzo trudnych torach zawodnicy też powinni się ścigać, zamiast płakać i narzekać. Jednak po obejrzeniu piątkowego starcia z Wrocławia jestem skłonny zmienić zdanie.
Bo Stadion Olimpijski wielokrotnie gwarantował nam wielkie emocje, obejrzeliśmy tam wiele pasjonujących pojedynków. Tych w piątek nie było. Niemal co drugi bieg zdarzał się rekord toru, było szybko, ale nie było ciekawie. Tacy zawodnicy jak Kenneth Bjerre, Artiom Łaguta czy Tai Woffinden pokazali, że są w stanie poradzić sobie z wymagającą nawierzchnią. Jednak nie byli w stanie pokazać kapitalnych manewrów wyprzedzania. Widzieliśmy za to jak Nicki Pedersen wyraźnie nie miał ochoty do ścigania w piątkowy wieczór.
Na odmoczonym torze było parę zdradliwych miejsc, była bardzo ciężka i hamująca szpryca. To są powody, dla których nie dało się wykorzystać całej geometrii wrocławskiego toru. Liczył się start i rekordowo szybkie dojechanie do mety.
Być może mecz Betard Sparty z MrGarden GKM-em to najlepszy dowód na to, że żużel się zmienił, że to już nie czas na tory przyczepne, na których widać tylko kaski zawodników. Może lepiej spotkać się w innym terminie i zobaczyć kapitalne widowisko, zamiast jazdę gęsiego na przyczepnej nawierzchni. Bo inaczej dostaniemy "show", takie jak w piątek, o którym szybko zapomnimy.
Czytaj także:
Pandemia koronawirusa pomogła Lambertowi
PGG ROW bez szans w starciu z Fogo Unią