Żużel w Norwegii bez żadnych przeszkód. Rząd ma pandemię pod kontrolą, ale dmucha na zimne [WYWIAD]

Archiwum prywatne / Tomasz Fryza / Tomasz Fryza
Archiwum prywatne / Tomasz Fryza / Tomasz Fryza

- Dziennie mamy około 30 nowych przypadków. Ludzie zachowują spokój, a rząd trzyma rękę na pulsie i stara się izolować Norwegię od państw, w których statystyki są alarmujące - mówi nam Tomasz Fryza, żużlowiec norweskiego Grenland Speedway.

W tym artykule dowiesz się o:

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Czy w Norwegii w czasach pandemii odbywają się jakiekolwiek treningi i zawody żużlowe?[/b]

Tomasz Fryza, zawodnik Grenland Speedway: Oczywiście, że tak. Jeśli chodzi o żużel, to na ten moment sytuacja w Norwegii jest opanowana. Nie ma przeszkód, żeby organizować treningi i zawody z udziałem publiczności. Przykładem niech będzie turniej, który odbędzie się 22 sierpnia w Oslo. Weźmie w nim udział 16 zawodników.

A co z publicznością?

Bilety są cały czas w sprzedaży. Ograniczeń co do liczby widzów nie ma, bo żużel nie jest tutaj tak popularną dyscypliną, jak w Polsce. To nie oznacza jednak, że nie obowiązują żadne zalecenia. Musimy zachować ostrożność i często dezynfekować ręce oraz przestrzegać zalecanego dystansu od innych.

ZOBACZ WIDEO Lampart dalej nie je mięsa: Z motocykla przez to nie spadam

Gdzie dokładnie mieszka pan w Norwegii i jak kraj radzi sobie obecnie z pandemią koronawirusa?

Od 2008 roku mieszkam w niewielkim miasteczku Sarpsborg, które jest oddalone około 100 kilometrów na południe od Oslo. Sytuacja w Norwegii z koronawirusem zmienia się praktycznie z dnia na dzień. Ze statystyk wynika, że mamy około 30 nowych przypadków każdego dnia.

To niewiele. Na pewno jest znacznie lepiej niż w Polsce.

To zależy, jak na to patrzeć. Mamy tutaj polską telewizję, więc jesteśmy na bieżąco z tym, co dzieje się w naszej ojczyźnie. Jeśli spojrzymy na same liczby, to faktycznie wydaje się, że w Norwegii jest lepiej. Widziałem, że Polska notuje nawet 800 przypadków dziennie, a tutaj jest ich około 30. Łącznie mamy 9908 potwierdzonych zachorowań. Na pierwszy rzut oka to rzeczywiście ogromna różnica.

Ale?

Nie możemy zapominać o liczbie ludności. W Norwegii żyje zaledwie 4,5 miliona ludzi, a poza tym wiele zależy od liczby przeprowadzanych testów. Tutaj jest ich ponad 10.000 dziennie. Wydaje mi się, że to całkiem przyzwoity wynik. To nie oznacza jednak, że rząd nie podejmuje już żadnych działań, bo rzeczywistość zmienia się z dnia na dzień.

To znaczy?

W piątek o północy rozpoczęło się zamykanie granic z kilkoma europejskimi państwami, między innymi z Polską. To pokazuje, że wszystko się zmienia i nie wiadomo, jak długo będziemy mogli cieszyć się jeszcze żużlem. Na razie w Norwegii nie ma jednak wielkich obostrzeń. Nie trzeba nosić maseczek w miejscach publicznych, ale musimy trzymać się od innych na dystans dwóch metrów i dezynfekować często ręce. Poza tym rząd działa według pewnego schematu.

Jaki to schemat?

Co dwa tygodnie organizowane są konferencje dotyczące sytuacji z COVID-19. Wtedy zapadają konkretne decyzje. W niektórych miejscach Europy liczba nowych przypadków szybko rośnie, więc Norwegowie reagują i starają się izolować od państw, w których statystyki są alarmujące. Teraz dla podróżnych z Polski obowiązuje dwutygodniowa kwarantanna, ale dla mnie nie stanowi to wielkiego problemu. W Norwegii mieszkam z całą rodziną.

A jakie jest podejście Norwegów do pandemii?

Norwegowie podchodzą do tematu spokojnie. W kraju panuje przekonanie, że rząd sobie poradzi. Wszyscy ufają władzy i uważają, że sytuacja jest opanowana. W związku z tym nie wyczuwam w powietrzu nerwowej atmosfery spowodowanej koronawirusem. Ludzie są jednak ostrożni i stosują się do obowiązujących reguł. Wszyscy przyzwyczaili się już do widoku dozowników z płynami dezynfekującymi na stacjach benzynowych, w bankach i sklepach.

A co z pracą? Czy koronawirus doprowadził do zamknięcia wielu firm?

Teraz jest w porządku, ale wcześniej pandemia zamknęła mnóstwo firm. Pamiętam, że około 300 tysięcy osób zgłosiło się do państwa po specjalny zasiłek. To naprawdę dużo, bo Norwegia nie ma tak rozwiniętej gospodarki, jak Niemcy czy niektóre inne kraje europejskie. Tamten okres był naprawdę uciążliwy dla ludzi. Jeśli chodzi o mnie, to wiele się nie zmieniło.

Jak to?

Pracuję w branży transportowej. Dostarczam produkty spożywcze do sklepów. Żona jest zatrudniona w fabryce farmaceutycznej i przez pandemię miała jeszcze więcej obowiązków do wykonania. Można powiedzieć, że nasze branże zyskały, a inne mocno ucierpiały.

A kiedy pandemia w Norwegii ma się skończyć? Czy rząd przekazuje w ogóle takie informacje?

Prognozy są podobne jak w Polsce. Mówi się, że druga fala koronawirusa może przyjść jesienią. Wtedy wzrost zachorowań może być podobny jak w marcu czy kwietniu.

Zobacz także:
Kacper Woryna: W ROW-ie wcale nie jest jak w Korei Północnej
Rohan Tungate rozchwytywany!

Źródło artykułu: