Protesty odnośnie opon Anlas pojawiły się już przed pierwszą rundą Grand Prix. Część zawodników kwestionowała minimalną twardość tureckiego produktu, który miał być niezgodny z regulaminem. Udowadniał to zresztą Krzysztof Cegielski, ale wówczas część oficjeli z FIM kwestionowała takie pomiary, sugerując, że powinny odbyć się one w pomieszczeniu o stałej temperaturze 20 stopni, czego wymaga regulamin. Generalnie Międzynarodowa Federacja Motocyklowa i promotor cyklu BSI podczas wrocławskich rund lekceważyła sprawę, tłumacząc, że opony Anlas posiadają homologację, z turecka firma jest od trzech lat partnerem cyklu SGP.
Coś jednak było na rzeczy, bo ostatecznie zlecono badania. Słoweński Narodowy Instytut Budownictwa i Inżynierii Lądowej wykazał, że ich minimalna twardość jest niezgodna z regulaminem. Żużlowcy otrzymali informację, że nie mogą od turniejów w Gorzowie używać opon firmy Anlas. To samo zrobiła GKSŻ w polskiej lidze. FIM jednak nie bije się w pierś. Armando Castagna nie wyklucza, opony tej marki wrócą jednak do użytku. że Wszyscy zastanawiali się jak "anlasowcy" wypadną w sprawiedliwej konfrontacji na tych samych oponach co reszta stawki. Weryfikacja okazała się dosyć brutalna.
Oczywiście absolutnie nie ma co winić zawodników, którzy w ostatnich tygodniach używali homologowanych opon Anlas. Nie oszukiwali, bo mogli na nich jeździć. FIM może się wstydzić, bo reakcja władz światowej federacji powinna być wcześniejsza i zdecydowana. Jeśli były podejrzenia o to, że produkt nie jest zgodny z regulaminem należało go wycofać do czasu przeprowadzenia badań.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Brak złotego medalu w IMP nie uwiera Zmarzlika. Dopóki będzie jeździł, będzie walczył o tytuł
Nie ma też wątpliwości, że zarówno Maciej Janowski, jak i Artiom Łaguta, którzy błyszczeli we Wrocławiu, a pojechali słabiej w Gorzowie, znajdują się w tym sezonie w wybitnej formie. Być może jeżdżąc na oponach Mitas też by królowali we Wrocławiu. Tego już się nie dowiemy, a niesmak pozostał. Szkoda, bo jeśli któryś z nich zostanie w tym roku mistrzem świata lub zdobędzie medal, będzie mógł być - zupełnie nie z ich winy - wytykany palcami.
Artiom Łaguta we Wrocławiu wyglądał tak, jakby jeździł w zupełnie innej lidze. Puszczał sprzęgło i tyle go widzieli. W Gorzowie męczył się niesamowicie i skończył zawody na dziewiątym miejscu, odpadając po serii zasadniczej. Podobnie było z Maciejem Janowskim, który w ostatnich tygodniach był wręcz nieosiągalny dla rywali, a w trzeciej rundzie Grand Prix ledwo wszedł do półfinałów i na tej fazie zakończył rywalizację.
Koniec z oponami. Kilka słów trzeba poświęcić bohaterowi Bartoszowi Zmarzlikowi. Mistrz świata pojechał genialnie na swoim torze. Na początku wygrywał jak chciał. W drugiej fazie musiał się już trochę pomęczyć, a finał był jego majstersztykiem. Jakaż inna byłaby dramaturgia tego sukcesu, gdyby Polak prowadził w decydującym wyścigu od startu do mety. Zmarzlik pokazał, że dla niego rzeczy niemożliwe, przynajmniej na torze w Gorzowie, nie istnieją.
Dwóch Polaków jest na czele cyklu Grand Prix, jak przed dekadą królowali Tomasz Gollob i Jarosław Hampel. Po piętach im depcze niezwykle regularny w tym sezonie Fredrik Lindgren, który jako jedyny w tej stawce trzy razy jechał w finale. W sobotę kolejne wielkie emocje na Jancarzu. Może wreszcie będziemy się pasjonować już tylko walką na torze, a nie oponami, których używają żużlowcy. Teraz wszyscy mają równe szanse. Tak powinno być od początku, ale czasu już nie cofniemy. FIM ma o czym myśleć. Słowa o tym, że Anlas może wrócić po kolejnych testach brzmią jak ponury żart.
Zobacz także: FIM i BSI komentują skandal z oponami
Zobacz: Dwóch Polaków na czele klasyfikacji cyklu Grand Prix