Gdyby nie Adam Małysz i sukcesy w kolejnych edycjach Pucharu Świata, to najpewniej nie mielibyśmy jego naturalnego następcy w postaci Kamila Stocha. To właśnie zwycięstwa i długie loty "orła z Wisły" sprawiły, że w Polsce znalazły się środki na "szukanie następców mistrza". W ten sposób został odkryty talent Stocha, który długo dojrzewał, aż w końcu rozbłysnął w pełni.
Stoch ma na swoim koncie trzy złota olimpijskie. Małysz ani jednego. Ten brak złotego medalu na zimowych igrzyskach to taki cień na karierze skoczka z Wisły. Miał pecha, że w Salt Lake City czy Vancouver akurat swoje pięć minut miał Simon Ammann.
Są jednak tacy, którzy twierdzą, że Małysz jest ważniejszą postacią dla polskich skoków niż Stoch, bo to od niego się zaczęło. I chciałbym, aby w sobotni wieczór taki "kłopot bogactwa" miał nasz żużel. Bartosz Zmarzlik stoi przed nie lada szansą, by zostać po raz drugi w karierze mistrzem świata w jeździe na żużlu.
ZOBACZ WIDEO Zmarzlik radził się Golloba w trakcie zawodów Grand Prix. "W telewizji lepiej widać, które pole startowe pomaga"
Polska jest pod tym względem dziwnym krajem. Od lat utrzymujemy speedway na wysokim poziomie, to u nas gwiazdy zarabiają największe pieniądze, a nie przekłada się to na sukcesy w indywidualnych mistrzostwach świata. Na przestrzeni lat doczekaliśmy się ledwie trzech takich czempionów. Dawno temu po złoto sięgnął Jerzy Szczakiel. Nawet Tomasz Gollob doczekał się tytułu dopiero na ostatnim etapie swojej kariery. W roku 2010, gdy wchodził na najwyższy stopień podium, miał 39 lat.
Gollob mistrzem świata został tylko raz. Czy Zmarzlik przerośnie swojego mistrza? Szanse na to ma duże. 8 punktów przewagi przed decydującym turniejem i polski tor, który bardzo dobrze zna i nie stanowi dla niego zagadki, to na pewno duże atuty. Na dodatek ma tylko 25 lat. Jeśli nie w sobotę (odpukać!), to życie powinno dać mu jeszcze co najmniej kilka szans na mistrzowski tytuł.
Przywoływanie sytuacji z Małyszem i Stochem jest tutaj o tyle właściwe, że Zmarzlik sam mówi do Golloba per "pan". Nawet kilka tygodni temu w Pradze, przed decydującymi biegami, wysyłał do niego smsy i radził się w kwestii wyboru pól startowych. Oczywiście Małysz nie wybiera Stochowi belki startowej ani nie smaruje nart, ale w ostatnich latach wrócił do pracy w PZN i skoczek z Zębu może na niego liczyć.
Znam te argumenty fanów Zmarzlika, że daleko mu do Golloba, bo przecież jeszcze nawet ani razu nie był Indywidualnym Mistrzem Polski, na dodatek czasy inne, itd. Wiem, że niektórym nie podoba się to, że ze względu na osobę gorzowianina inni polscy żużlowcy odchodzą w cień, że po piątkowym turnieju w Toruniu więcej się mówi o tym, ile punktów potrzebuje Bartosz Zmarzlik do tytułu, niż o drugiej pozycji Macieja Janowskiego na Motoarenie.
Z Gollobem tak też było przez lata. Był tylko on i nikt więcej. Nawet jeśli dorabialiśmy się żużlowych mistrzów świata w kategorii juniorów czy solidnych ligowców, to w Grand Prix Mazurka Dąbrowskiego zapewniał nam jedynie Gollob.
I podobnie jest teraz ze Zmarzlikiem, co nie powinno dziwić. Przecież po GP we Wrocławiu swoje pięć minut miał Janowski. Tyle że szybko się okazało, że wrocławianin w tym roku nie powalczy o tytuł. Może w kolejnym. Zmarzlik raczej się nie obrazi, jeśli na krajowym podwórku wyrośnie mu porządna konkurencja. Co najwyżej, będzie to dla niego dodatkowa motywacja.
Czytaj także:
Zobacz upadek Bartosza Zmarzlika z piątkowego GP
Zmarzlik wyciągnął z piątkowego GP tyle, ile się tylko dało