[b]
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Kończy się najtrudniejszy sezon żużlowy od czasu, gdy pokazujecie speedway na platformie Canal+?
[/b]
Marcin Majewski, szef żużla Canal+: Nie nazwałbym go najtrudniejszym, a najbardziej zwariowanym. Chociaż i tak na tle innych dyscyplin, którym pandemia COVID-19 mocno zaburzyła i zaburza kalendarze rozgrywek, to żużel radzi sobie naprawdę znakomicie.
Wiele dyscyplin boryka się z tym problemem. Futbol, piłka ręczna, koszykówka czy siatkówka. W czym tkwi fenomen żużla, że udało się go ochronić przed COVID-19? Przed sezonem zachorował Nicki Pedersen, a później mieliśmy tylko pojedyncze przypadki osób funkcyjnych czy związanych z klubami…
Wydaje mi się, że reżim sanitarny zdał egzamin. Oczywiście nie warto zapeszać, bo przed nami jeszcze finały, ale na ten moment wygląda na to, że udało się ten niecodzienny sezon odjechać. Być może to kwestia specyfiki żużla, braku bezpośredniego kontaktu między zawodnikami, tak jak w piłce nożnej czy innych dyscyplinach zespołowych.
Z drugiej strony żużlowcy przemieszczają się częściej po Europie…
Oczywiście. Byli też w centrum "cyklonu" podczas Grand Prix w Pradze. Cieszę się, że udało się to wszystko przezwyciężyć i jedziemy finały.
ZOBACZ WIDEO Dowhan mówi o przyszłości Vaculika. Kiepskie wieści dla RM Solar Falubazu
Nawet telewizja Canal+ nie ryzykowała i komentarz, studio oraz wywiady podczas Grand Prix w Pradze przeprowadzała w studio. To była świadoma decyzja, by nie ryzykować?
Jak najbardziej. To była nasza decyzja podyktowana też faktem, że mamy koniec rozgrywek i chcielibyśmy dokończyć rywalizację bez żadnych problemów i zachorowań.
Można powiedzieć, że w pewnym sensie kontrakt telewizyjny uratował sezon 2020? Bez pieniędzy z telewizji pewnie ciężko byłoby odjechać rozgrywki zarówno w PGE Ekstralidze jak i eWinner 1. Lidze?
Uważam, że mieliśmy spory wkład w to, żeby PGE Ekstraliga ruszyła. Ale nie tylko my sami. To też wielka zasługa Speedway Ekstraligi na czele z Wojciechem Stępniewskim. Uważam, że wspólnie zrobiliśmy wszystko, co trzeba, żeby kibice na trybunach i przed telewizorami, mogli obejrzeć mecze najlepszej żużlowej ligi świata.
Kiedy trwały rozmowy na temat startu sezonu 2020 w dobie pandemii pojawiały się głosy, że telewizja powinna zapłacić więcej klubom, bo będzie miała większą oglądalność, gdy nie będzie kibiców na trybunach. Jak to było faktycznie z tą oglądalnością?
Jesteśmy zadowoleni z oglądalności. Szczególnie wrzesień był dla nas bardzo udany, bo każdy mecz oglądało powyżej 200 tysięcy osób. To są wyniki, które nas zadowalają. Brak kibiców na stadionach negatywnie wpływa na to jak wyglądają transmisja zawodów, nie ma tej atmosfery jaka panuje przy pełnych trybunach a to widać w tv. Zupełnie inaczej ogląda się takie zawody przed telewizorem i dotyczy to zarówno żużla jak i piłki nożnej. Chcemy, żeby jak najszybciej udało się wygrać z pandemią a kibice mogli wrócić na stadiony i razem z nami tworzyli fantastyczne widowiska żużlowe. Nie zauważyliśmy takiego związku, że mniej kibiców na trybunach, to znacznie więcej widzów przed telewizorem. Takie opinie pojawiły się przed startem covidowego sezonu. Słyszałem - ale będziecie mieć rekordy oglądalności…
A tak nie było?
Nie. Absolutnie nie. Zaczynaliśmy sezon PGE Ekstraligi w połowie czerwca, kiedy wychodziliśmy z lockdownu.
Ludzie wybierali inne rozrywki niż siedzenie przed telewizorem?
Dokładnie. Odnosiłem wrażenie, że po tych tygodniach zamknięcia i izolacji, ludzie byli spragnieni spędzania czasu na łonie natury, cieszyli się ładną pogodą, że nie było aż takiego boomu na oglądanie żużla w telewizji, jakby się można było tego spodziewać.
Z powodu pandemii nie będzie dorocznej Gali PGE Ekstraligi. Jak zatem będzie wyglądało rozdanie Szczakieli za sezon 2020?
Mieliśmy już wszystko zaplanowane. Uroczystość miała odbyć się w najbliższy poniedziałek w siedzibie CANAL+ i planowana była transmisja z tego wydarzenia na antenie nSport+. Niestety, sytuacja pandemiczna w Polsce sprawiła, że musieliśmy zrezygnować z ceremonii rozdania Szczakieli za rok 2020. Wyniki głosowania kibiców ogłosimy w Magazynie PGE Ekstraligi po drugim meczu finałowym. Wręczenie nagród odbędzie się w terminie późniejszym. Nie potrafię go teraz bliżej sprecyzować.
Zaskoczyło pana coś od strony sportowej w tym sezonie w PGE Ekstralidze?
Było sporo zaskoczeń i nieoczekiwanych rozstrzygnięć, np. w rywalizacji Włókniarza i Motoru, porażka Falubazu z Częstochową 31 do 59. Ten sam Falubaz następnie przegrał u siebie z Betard Spartą, z którą wcześniej zremisował we Wrocławiu.
I wysoko wygrał z Fogo Unią Leszno…
Dokładnie. Myślę, że szczególnie początek był zaskakujący. Brakowało sparingów i takiej dobrej przedsezonowej zaprawy dla zawodników. Zdarzały się zatem niespodzianki, ale to sprawiło, że mieliśmy większe emocje i dramaturgię. Odjechaliśmy 14. meczów rundy zasadniczej i nagle okazało się, że w Lublinie ostatni wyścig decydował, czy Falubaz czy Motor awansuje do play-offów. To było fantastyczne. Chciałbym, żeby w finale PGE Ekstraligi również ostatni wyścig zadecydował o tym, która z drużyn zdobędzie złoty medal.
Z czego jeszcze zapamiętamy ten sezon?
Choćby z tego, ile było możliwych scenariuszy przed 14. rundą sezonu zasadniczego. Nie pamiętam takiej ligi, żeby przed ostatnią kolejką było multum wariantów awansu do play-offów. Mimo że PGG ROW Rybnik odstawał od reszty, to super było, że pomiędzy trzecim a szóstym miejscem działo się dużo.
A fenomen drużyny Moje Bermudy Stali Gorzów, która przegrała pierwsze sześć meczów, a teraz jest w finale play-off?
To jest dopiero historia. Na początku sierpnia gorzowianie wygrali pierwszy mecz w sezonie z Rybnikiem. Wtedy opuścili ostatnie miejsce w tabeli, a na końcu wylądowali w finale play-off. To pokazuje, że pod względem atrakcyjności był to niesamowity rok.
Wyobraża pan sobie drugi taki pandemiczny sezon w sporcie żużlowym?
Nie chciałbym przeżywać czegoś podobnego. Marzę, by zobaczyć kuchnię meczu, do której pokazywania przyzwyczailiśmy kibiców w ostatnich latach. Nie zastanawiam się, czy kolejny sezon będzie pandemiczny. Ten rok nauczył mnie tego, że niewiele można planować. Generalnie lubię planowanie i jestem sfrustrowany, gdy nie mogę czegoś wpisać w harmonogram. Rok 2020 nauczył mnie pokory. Pamiętam do dzisiaj telefon po wykryciu zakażenia w Rybniku i konieczność przesunięcia całej kolejki. Działo się to chyba w środę, dwa dni przed zaplanowanymi spotkaniami. W ogóle często trzeba było zmieniać grafik, bo mecze były przekładane. Nie wspomnę już o sytuacji z meczem Włókniarza ze Stalą Gorzów. Przed sezonem rozmawialiśmy o tym, by dojechać do końca rundę zasadniczą. Dzisiaj jedziemy finały i to jest największe zwycięstwo w tym sezonie. Chciałbym w tym miejscu podziękować całej żużlowej ekipie CANAL+ za świetną pracę, pełną pasji, energii, wytrwałości i wyrozumiałości na wszystkie covidowe ograniczenia.
Zobacz także: Poważne nazwiska zawodników zagranicznych skończą w I lidze
Zobacz także: Midas polskiego żużla - wszystko zamienia w złoto