Żużel. Andrzej Witkowski: Nikt inny z Polaków poza Zmarzlikiem nie będzie mistrzem świata [WYWIAD]

Honorowy prezes PZM Andrzej Witkowski mówi o szansach obu finalistów PGE Ekstraligi. Podtrzymuje także swoją opinię o rodzinnych teamach wśród żużlowców i zdradza, dlaczego Bartosz Zmarzlik jest wyjątkiem od reguły w polskim speedwayu.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik
Bartosz Zmarzlik z narzeczoną Sandrą WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik z narzeczoną Sandrą
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Czego spodziewa się pan po tegorocznych finałach PGE Ekstraligi? Andrzej Witkowski (honorowy prezes Polskiego Związku Motorowego): Myślę, że przede wszystkim duże emocje czekają tych, którzy obejrzą zawody na żywo i przed telewizorami. Nie mam co do tego wątpliwości, że dopuszczalny procent pojemności stadionów w Gorzowie i Lesznie będzie zapełniony. Chętnych do przeżycia finałowych emocji na żywo będzie z pewnością wielu. Wydaje mi się, że główni bohaterowie finału mogą być już trochę zmęczeni. Bartosz Zmarzlik miał bardzo intensywne ostatnie tygodnie. Pojedzie jednak na euforii po zdobyciu tytułu mistrza świata. Emil Sajfutdinow w lidze prezentuje się dużo lepiej niż w Grand Prix. Generalnie po finale spodziewam się naprawdę wielu atrakcji i ciekawej rywalizacji.

Obawia się pan o przygotowanie torów na mecze finałowe?

Mam nadzieję, że pogoda nie popsuje widowiska. Jestem też pełen nadziei, że działacze w obu klubach będą pamiętać, że najważniejsze jest bezpieczeństwo, a przygotowanie toru po gospodarsku nie będzie miało miejsca. Tego życzę wszystkim kibicom i zawodnikom.

ZOBACZ WIDEO Birkemose już w 2021 roku w PGE Ekstralidze? Chomski lubi stawiać na młodzież

Fogo Unia obroni kolejny raz tytuł mistrzowski?

Jest z pewnością faworytem tego finału. Czuję jednak, że będzie jej bardzo ciężko odnieść łatwe zwycięstwo. Dużo będzie zależało od dyspozycji dnia tzw. drugiej linii obu zespołów. Myślę, że nie liderzy, a juniorzy i druga linia rozstrzygną o tytule. Jak wygra Unia Leszno to wszyscy powiemy, że tak przecież było od początku planowane.

A co jak wygra Moje Bermudy Stal Gorzów, która sezon rozpoczęła od sześciu kolejnych porażek?

To ocenimy to jaką wielką niespodziankę i powiemy, że sport jest zupełnie nieprzewidywalny, a już szczególnie w okresie pandemii.

Krzysztof Kasprzak, który wróci do składu Moje Bermudy Stal Gorzów nie jeździł w tym sezonie dobrze, ale miał pojedyncze wyskoki, jak w Grand Prix Challenge. Pana zdaniem ten zawodnik może okazać się czarnym koniem finałów?

Krzysztofowi Kasprzakowi życzę jak najlepiej, bo pamiętam go jeszcze z czasów juniorskich, ale nie sądzę, by okazał się czarnym koniem finałów. Obawiam się, że trudno będzie mu zdobyć dwucyfrowy wynik, a pewnie tylko taki dawałby jemu i kibicom pełną satysfakcję.

Jak pan ocenia zmiany regulaminowe, które pojawią się w przyszłym sezonie? Co da żużlowi obowiązkowy zawodnik do lat 24 w składzie drużyny?

Zmiany oceniam pozytywnie. Staramy się odmładzać żużel. Kiedyś rzuciłem hasło, by wprowadzić ograniczenie dla tych najstarszych zawodników, bardziej chcąc wywołać temat i zmusić do refleksji, niż licząc na to, że ktoś to wprowadzi w życie. Moim zdaniem w składach drużyn startuje zbyt wielu zawodników 40+, stąd też trochę administracyjnie przymuszamy - poza juniorami - by w składzie znalazł się żużlowiec do lat 24, bez ograniczenia na Polaków czy obcokrajowców.

Czemu to ma służyć?

Uważam, że żużel będzie miał przyszłość, gdy postawi się na młodych ludzi, którzy chcą uprawiać ten piękny, ale i niebezpieczny sport. Musimy im stworzyć takie szanse. Od początku byłem zwolennikiem wprowadzenia tych zmian w regulaminie. Kwestią do dogadania było, czy to ma być zawodnik do lat 23 czy 24. Myślenie, by odmłodzić kadry zespołów jest jak najbardziej uzasadnione.

Ten ruch ma uratować kariery zawodników, którzy byli średnimi juniorami, a w wieku 22 lat często musieli kończy przygodę z żużlem?

Tak. Z jednej strony kluby inwestują duże pieniądze w szkolenie młodzieży, dzięki czemu mamy w Polsce najlepszych juniorów, ale później pojawia się problem z płynnym przechodzeniem do dorosłego żużla. Generalnie uważam, że po skończeniu wieku juniora powinni oni odchodzić z klubów ekstraligowych do pierwszej ligi, a ci słabsi do drugiej ligi, by zagwarantować sobie możliwość startów przez najbliższe dwa lata. Tak, by wejść bez większych perturbacji do dorosłego żużla. Po dwóch latach taki objeżdżony żużlowiec mógłby z powodzeniem startować w ekstralidze.

Swego czasu skrytykował pan teamy rodzinne, które ma wielu polskich żużlowców, między innymi Bartosz Zmarzlik, który w sobotę sięgnął po drugi tytuł indywidualnego mistrza świata. Co pan sobie myślał oglądając historyczny sukces Polaka? Zmienił pan zdanie na temat teamów rodzinnych?

Podtrzymuję swoją opinię, którą wygłosiłem jakiś czas temu. Bartosz Zmarzlik jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Kiedy ograniczono liczbę osób w teamie w czasach pandemii było sporo szumu. Bo, jak to teraz nie będzie taty mechanika w teamie? Uważam, że teamy rodzinne się nie sprawdziły. Nie chcę wymieniać tutaj nikogo z nazwiska, by nie robić przykrości. Wszyscy i tak wiedzą, o kogo chodzi. W dorosłym żużlu nie mają ci zawodnicy takich sukcesów, jakie święcili jako juniorzy.

Powodem tego są teamy rodzinne?

Uważam, że są zawodnicy, którzy nie zostali mistrzami świata, bo ważniejsze były rodzinne układy, nie dopuszczanie nikogo z zewnątrz czy brak samodzielności. Proszę spojrzeć na żużlowców skandynawskich, brytyjskich czy australijskich. Tam przypadki, że rodzice mieszają się w kariery dzieci są sporadyczne. U nas staje się to regułą. Rodzic tylko wypatruje, żeby dziecko osiągnęło niezbędny wiek do licencji "Ż", a tata, który zna się na wszystkim, pali się do tego, by być mechanikiem swojego syna.

Co zatem pana zdaniem ma takiego Bartosz Zmarzlik, że jego rodzinny team nie przeszkadza, a pomaga w sukcesach, co zresztą sam zawodnik podkreśla na każdym kroku?

Myślę, że tutaj warto przypomnieć słowa Tomasza Golloba, który o Bartoszu Zmarzliku powiedział, że jest to zawodnik, który rodzi się raz na kilka tysięcy żużlowców. On chciał być mistrzem świata. Ktoś powie, że każdy przecież chce niż zostać. Bartosz ma to coś, ma tę iskrę bożą, a poza tym dla niego żużel jest wszystkim. Całe życie kręci się wokół tego sportu. Oczywiście ważna jest dla niego także rodzina, najbliżsi, a myślę, że jeszcze korzystniejszy wpływ na niego będzie miało ojcostwo. Zmarzlik to jest bardzo dobry przykład zawodnika spełnionego. Powiedziałbym, że to jest wyjątek w polskim świecie żużlowym, a niestety nie reguła. Weźmy polskich mistrzów świata juniorów z ostatnich 12 lat i zobaczmy, jakie sukcesy odnieśli w seniorskim żużlu.

To według pana spośród obecnie jeżdżących polskich seniorów nikt inny - poza Bartoszem Zmarzlikiem - nie ma szans na tytuł mistrza świata?

Tak. Proszę sobie przejrzeć nazwiska polskich wicemistrzów świata. Okaże się, że jest przepaść między mistrzem, a wicemistrzem. Dochodzili do sukcesu w postaci srebrnego medalu IMŚ, a później spadali po równi pochyłej.

Jarosław Hampel - dwukrotny wicemistrz świata, Krzysztof Kasprzak srebrny medalista z 2014 roku, Patryk Dudek z sezonu 2017. Bartosz Zmarzlik był też wicemistrzem świata, ale w jego przypadku to był krok w drodze na szczyt…

On chciał być mistrzem świata i poświęcił wiele, by nim zostać. Inni chyba nie byli aż tak zdeterminowani i gotowi do wyrzeczeń, by dojść na szczyt. Bartosza Zmarzlika trzeba rozpatrywać w innych kategoriach.

To trochę jak Tomasza Golloba w czasach jego świetności?

Zgadza się. Tomasz Gollob był też zupełnie inny cała gama kolegów równolegle z nim startujących. Od razu widać było, że to jest zarówno ogromny talent, ale i niezwykle pracowity zawodnik. Człowiek, który rodzi raz na jakiś czas. Jeśli sport żużlowy ma kolejny fenomen, to jest nim właśnie Bartosz Zmarzlik. Wracając jeszcze do tematu innych polskich żużlowców, uważam, że gdyby były rozgrywane finały jednodniowe IMŚ, można byłoby liczyć na złoto Piotra Pawlickiego czy Macieja Janowskiego. Kiedy trzeba przejechać po 8-10 turniejów Grand Prix to są zupełnie inne wymagania, by zdobyć tytuł mistrza świata.

Pana słowa potwierdza chociażby to, co widzieliśmy podczas Grand Prix we Wrocławiu, gdzie Maciej Janowski brylował i wydawało się, że to będzie jego sezon i sięgnie wreszcie po upragniony medal, a może nawet tytuł IMŚ. Skończył jednak trzeci raz w karierze tuż za podium.

Nie tylko we Wrocławiu brylował. Również w Lesznie w finale IMP był gwiazdą. Wygrywał jak chciał. Brzmi to śmiesznie, ale dwukrotny indywidualny mistrz świata Bartosz Zmarzlik nie ma jeszcze na koncie tytułu indywidualnego mistrza Polski. Według mnie zawodnicy, którzy nie potrafią się usamodzielnić, odciąć tej pępowiny, nie zostają mistrzami świata. Owszem, odnoszą sukcesy, mogą zdobyć nawet medale IMŚ, ale nie potrafią postawić tej kropki na "i", jak Bartosz Zmarzlik. Kto za 20 lat będzie pamiętał wicemistrzów świata czy brązowych medalistów poza nimi samymi?

Zdecydowanie łatwiej zdobyć tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów, co udowodniło wielu naszych rodaków…

I właśnie do tego zmierzam, że co najmniej 50 procent zawodników, którzy zdobywali tytuł IMŚJ, mogło sięgnął również po tytuł mistrzowski wśród seniorów.

To dlaczego go nie zdobyli?

Szansa na to była, gdyby została przyjęta nieco inna filozofia przez poszczególnych zawodników.

Zostawmy temat IMŚ i porozmawiajmy o finałach Speedway of Nations, gdzie już nie sam Bartosz Zmarzlik zadecyduje o tytule. Pojedzie w parze z Szymonem Woźniakiem, co jeszcze kilka miesięcy byłoby nie do pomyślenia. Myśli pan, że ta dwójka może zdobyć złoty medal, którego Polska nie ma jeszcze w kolekcji?

Chciałbym bardzo, ale szczerze w to wątpię. Na pewno lepszym rozwiązaniem byłby Maciej Janowski w parze ze Zmarzlikiem, ale znamy powody, dla jakich nie znalazł się w kadrze. Trzymam kciuki za Szymona Woźniaka, ale obawiam się, że nie ma on takich sukcesów na arenie międzynarodowej i doświadczenia w podobnych zawodach, by wytrzymać presję finału Speedway of Nations. Oczywiście nie przekreślam szans Polaków, bo trzeba poczekać do tego, jakie składy ostatecznie wystawią rywale, głównie obrońcy tytułu, Rosjanie. Muszę przyznać, że trener Cieślak podjął odważną decyzję, powołując na te zawody Szymona Woźniaka. W tym składzie będzie bardzo trudno wywalczyć tytuł mistrzowski.

Myśli pan, że żużel przetrwa kolejny sezon w dobie pandemii koronawirusa?

Przede wszystkim jestem pełen uznania dla zarządu Speedway Ekstraligi Wojciecha Stępniewskiego i Ryszarda Kowalskiego. Podziękowania także dla kierownictwa polskich klubów, że udało się uratować rozgrywki w naszym kraju. Wprowadzony regulamin sanitarny, przestrzeganie obostrzeń, przyniosły sukces. To trzeba podkreślać, bo Polacy sobie poradzili.

A światowy żużel? Bez Polaków pewnie by sobie nie poradził?

Co do światowego żużla, to już takim optymistą nie jestem odnośnie przyszłego sezonu. Z dwóch powodów. Po pierwsze nie liczę, że rok 2021 będzie inny z punktu widzenia pandemii. Będziemy mieli nadal obostrzenia, będzie problem z publicznością na stadionach, a więc mniejsze wpływy do klubowych budżetów. Po drugie, będą pojawiać się pewnie różne punkty zapalne. Wielka Brytania, Niemcy, czy większość krajów Skandynawskich, które nie wystartowały z ligami w tym roku, będą miały trudno wrócić. Boję się, że sport żużlowy czekają jeszcze ciężkie dwa lata.

Uda się przetrwać tej dyscyplinie sportu?

Oby. Wiele sobie obiecuję po Eurosport Events i Discovery, którzy są promotorami Grand Prix na 10 lat od sezonu 2022. W Toruniu był Francois Ribeiro, prezes Eurosport Events, a także Jorge Viegas - Prezydent FIM. Miałem okazję z nimi podróżować i rozmawiać. Słyszałem ze strony Eurosport Events kilka fajnych pomysłów. Discovery, czyli właściciel Eurosport Events chce zrobić z żużla naprawdę światową rywalizację, nie ograniczającą się tylko do Europy. Australia czy Stany Zjednoczone to potencjalne destynacje dla speedwaya. Jak to faktycznie będzie, nie zależy tylko od FIM-u czy promotora Grand Prix, ale od sytuacji pandemicznej. Ona się nie zmieni, dopóki nie zostanie wynaleziona szczepionka, która będzie powszechnie dostępna.

Kiedy zatem może żużel wrócić do normalności?

Myślę, że nie ma na co raczej liczyć, że to wydarzy się już w 2021 roku i będziemy mieli wszystko, jak w sezonie 2019. Bardziej skupiłbym się na doskonaleniu tego, co udało się zrobić w 2020 roku, mając nadzieje, że inne kraje wezmą przykład z Polski, bo przecież my jesteśmy w stanie się dzielić swoimi doświadczeniami. Pokazywać przepisy od sanitarnych po sportowe, tak by w 2021 roku uruchomić rywalizację w krajach, w których ona dotąd się odbywała.

Zobacz także: Metamorfoza Szymona Woźniaka
Zobacz także: Woźniak i Smektała będą partnerować Zmarzlikowi

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy podzielasz opinię Andrzeja Witkowskiego, że żaden inny z obecnych polskich seniorów poza Zmarzlikiem nie zdobędzie tytułu IMŚ?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×