"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Widzę, że ludzie namiętnie posługują się od pewnego czasu pewnym prymitywnym kodem, mianowicie ***** ***. Nie bardzo kupuję ten fenomen, marny jest i przystający do obecnych, zapiekłych realiów, niezależnie od ewentualnych politycznych ciągotek oraz zapatrywań. Ja w tym ciągu co innego dostrzegam. Otóż pierwszych pięć gwiazdek to Fogo Unia, Betard Sparta, Moje Bermudy Stal, Eltrox Włókniarz i Motor. A po pauzie trzy pozostałe gwiazdki: RM Solar Falubaz, Apator i MrGarden GKM.
Tak, na papierze PGE Ekstraliga 2021 przypomina format 5+3. Tzn. pięć ekip zamierza się bić o najwyższe cele i przywództwo w stadzie, a trzy pozostałe winny myśleć w pierwszej kolejności o zabezpieczeniu tyłów. Czyli o tym, by nie runąć w I-ligową przepaść. A że nie wszyscy mogą się z takim podziałem rozgrywek godzić? Na tym to polega, by trzy gwiazdki po pauzie udowodniły marnej proweniencji ekspertom, że nie są wcale takie malutkie i świecić potrafią.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
A więc nie jestem fanem ośmiu gwiazdek, bo stężenie chamstwa w narodzie coraz większe. O zgrozo, za przyzwoleniem ludzi, zdawałoby się, na poziomie. Co przekłada się, rzecz jasna, na media. Już dawno temu, jeszcze za czasów wyłącznie mediów papierowych, powstało takie mądre powiedzenie, że gazeta to jedno z najbardziej niebezpiecznych narzędzi. Bo gazetą można zabić. A przecież nie były to jeszcze najpodlejsze czasy, bo mówiło się też, że gazeta żyje jeden dzień. Że nie ma się co przejmować jakimś niepochlebnym słowem, bo jutro żyć już będziemy innym newsem, inną aferką.
A co mamy dziś, w czasach internetu? W czasach wystrzeliwanych z ukrycia pocisków nabitych fekaliami, wciąż błędnie zwanymi komentarzami? To dopiero jest paskudny czas, bo przecież internet nie zapomina. Otóż połowa tych, którzy w sieci plują anonimowo, na ulicy, twarzą w twarz, nie odważyłaby się swoich oszczerstw wyartykułować. A druga połowa plujących podeszłaby po to, by... poprosić o autograf. Na tym polega różnica. Zatem dawno temu ludziom z pierwszych stron gazet, jak i samym dziennikarzom, łatwiej było budować poczucie własnej wartości. Co niekiedy, jak powszechnie wiadomo, też prowadziło do patologii. A nazywało się sodówką. Niemniej tak się kształtują statystyki - spośród setki krzyczących w sieci i w grupie, na ulicy, bez obstawy, krzyknąłby tylko najbardziej radykalny przypadek.
Zresztą, no kiedy zaczęliśmy używać w Polsce słów hejt, hejtować, hejter? No dopiero wtedy, gdy rozprzestrzenił się internet. Wcześniej mogliśmy uchodzić jedynie za kontestatorów lub krytykantów. Było bardziej po polsku.
Wystarczy. Zajmijmy się pięcioma pierwszymi gwiazdami. Podobno nie będzie już za rok zdecydowanego faworyta PGE Ekstraligi, choć największą siłę wciąż dostrzegam w Fogo Unii. W ostatnich latach, ze Smektała i Kuberą, ten zespół często prowadził już po dwóch wyścigach 8:4 czy nawet 9:3. Używając terminologii bokserskiej, ustawiał sobie rywala, a później przestawiał z lewej na prawą. I katował. Teraz, po zmianie warty w sektorze młodzieżowym, podobnych otwarć może być mniej, choć najskuteczniejszym żużlowcem PGE Ekstraligi w minionym sezonie został przecież młody Pludra. A ten jeden zwycięski wyścig, który odjechał w finale, winien mu dać potężnego kopa do pracy na najbliższe miesiące.
Seniorzy? W teorii wyglądają na piekielnie mocnych. Swego czasu do Leszna przyszedł Nicki Pedersen, by zostać w końcu drużynowym mistrzem kraju. Teraz w podobnym celu przywędrował tam inny niespełniony poszukiwacz złotego pierścienia, Jason Doyle. Dobra, to tylko takie spostrzeżenie, bo zaraz się okaże, że gwiazdy światowego żużla jeżdżą dla tytułów DMP. A to bzdura oczywiście, bo ryzykują przede wszystkim dla tytułów IMŚ i dla zaspokajania partykularnych interesów. Fakt jest jednak faktem - miło być najlepszym w najlepszej lidze świata. Za oceanem, w NBA, takim zdesperowanym poszukiwaczem pierścienia okazał się Karl Malone. Do tego stopnia, że po 18 sezonach w barwach Jazzmanów, na stare lata, przeniósł się do Los Angeles. I po raz trzeci w karierze, tym razem z Lakersami, został wicemistrzem ligi...
Tak czy siak, na Doyle'u klub zarobił. Zamiast wydawać, w zaokrągleniu, dwa razy po pół bańki na Smektałę i Kuberę, wyda raz. Pożyjemy, zobaczymy, czy zwróci się też na torze.
Co jeszcze przemawia za Bykami? Że tym razem nic nie muszą, lecz tylko mogą. A jeśli istnieje w żużlu coś takiego jak przewaga mentalna, dorzuciłbym i to - żużlowa Polska się ich boi. Skoro dawno temu leszczynianie potrafili ustrzelić sześć tytułów z rzędu (1949-54), a rybniczanie nawet siedem (1962-68), to dlaczego teraz nie można wygrać po raz piąty?
Jedną wojnę już mistrzowie Polski ostatnio wygrali - z koronawirusem. Otóż pandemia zaatakowała m.in. prezesów Rusieckiego i Dworakowskiego, który walczyć musiał długo. Wylizał się, a św. Józefem jest już od dawna, zważywszy na opiekę, którą otacza innych. To patroni leszczyńskich żużlowców, tak jak św. Krzysztof jest patronem wszystkich kierowców. Ale tylko do 120 km/h. Bo powyżej to już raczej św. Piotr.
A kto w przyszłym roku musi? Betard Sparta. Kiedy jak nie teraz, na 70. urodziny Andrzeja Rusko, i z kim, jak nie z trzema muszkieterami: Woffindenem, Janowskim oraz Łagutą.
Wiecie, jak zareagował Janowski, gdy potwierdził u źródła, że Artiom zostanie jego klubowym kolegą? Powiedział krótko:
- Zaje… ście!
Zatem chemia jest, byle reszta dopisała. I reszta składu. Bo jedno, co bije po oczach, to brak jakichkolwiek zabezpieczeń. Na zielone światło dla Drabika bym nie liczył.
Gorzów? Kto ma Zmarzlika i Vaculika, nie może nie myśleć o rzeczach wielkich. Na piętnaste wyścigi duet wydaje się, że tak powiem, dość ciekawy. Lublin? Tam z kolei mają niezłą parę na drugie wyścigi. No, te piętnaste jednak ważniejsze. Choć od lat przekonuję, że - jak uczy historia - bez przynajmniej jednego klasowego juniora po tytuł sięgnąć nie sposób. Byłbym jednak nieco zaskoczony, gdyby to Motor lub Włókniarz opędził ligę. Choć niektórzy obwołali już prezesa Świącika królem polowania. Grubo. No ale za to też sport kochamy, że nas zaskakuje.
Internet nie zapomina, jestem na to przygotowany. Najwyżej będę się bronił, że w minionym sezonie trafiłem i mistrza, i odkrycie (Lidsey).
Wreszcie co łączy trzy gwiazdki po pauzie? Falubaz, Apator i GKM to kompletny brak doświadczenia na pozycjach juniorskich. Więc trzeba się bronić seniorami?
Nowym trenerem GKM-u został Janusz Ślączka. To musi być bardzo odważny człowiek. A poważnie rzecz biorąc - przejmowanie solidnego kandydata do spadku ma też swoje dobre strony, po prawdzie zapewnia strefę komfortu. Wyjdzie - powiedzą, że cudotwórca i wizjoner. Nie wyjdzie - padnie słynne "no nic się nie zdało zrobić". Porównałbym tę sytuację do położenia zawodnika startującego z bolesną kontuzją, której wszyscy mają świadomość. Następuje wówczas tzw. przeniesienie stresu, mianowicie sportowiec ma świadomość, że nie musi zwyciężyć, bo przecież ma kontuzję. I paradoksalnie zyskuje luz psychiczny.
Tyle teorii. Na praktykę trzeba poczekać do wiosny. Póki co, jeszcze zawodnicy odpoczywają, a jeśli chodzi o jednostki treningowe, preferują głównie leżenie w seriach. Wypada też odnotować koniec kariery Rafała Okoniewskiego, bo to jedno z najszybszych sprzęgieł Rzeczypospolitej było.
A czemu Marek Cieślak poszedł do Rybnika? To oczywiste. Jako miłośnik kolarstwa na poważnie brał wyłącznie oferty z klubów, do których mógłby dojeżdżać rowerem...
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Niewiele brakowało, a Jarosław Hampel zostałby kaleką. Nadal kocha sporty ekstremalne i adrenalinę [WYWIAD]
- Zaczynał od sprzedaży linki, a teraz ma 200 klientów. Chce pomóc Janowskiemu wejść na szczyt