Żużel. Mirosław Jabłoński sam ułożył sobie kontrakt. Orzeł go mocno rozczarował

WP SportoweFakty / Wiesław Wardaliński / Na zdjęciu: Mirosław Jabłoński
WP SportoweFakty / Wiesław Wardaliński / Na zdjęciu: Mirosław Jabłoński

Mirosław Jabłoński ma za sobą kompletnie nieudaną przygodę z Orłem Łódź. Po roku przerwy od ścigania w lidze wraca do macierzystego klubu - Startu Gniezno. Już teraz dokłada sobie dodatkowej motywacji, by nie rozczarować.

Reakcje kibiców na powrót Mirosława Jabłońskiego do Gniezna były bardzo mocno zróżnicowane. Sam zawodnik szybko dogadał się z klubem, a warunki kontraktu obmyślał we własnym zakresie. Uczynił to tak, by umowa była odpowiednią motywacją.

- To ja ją sobie wymyśliłem i zaproponowałem. Rafał (Rafael Wojciechowski - dop. red.) od razu się na nią zgodził. Sam sobie wrzucam kamieni do koszyka, by się motywować i by nimi nie rzucali we mnie później kibice - powiedział z uśmiechem na twarzy.

Jabłoński w przyszłym sezonie wróci do ligowego ścigania po roku przerwy. Jego przygoda z Orłem Łódź kompletnie nie ułożyła się tak, jakby sobie tego życzył.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

- Byłem na każdym treningu. Starałem się, jak mogłem. Robiłem, co w mojej mocy, żeby pokazać się jak najlepiej, ale to trener Skórnicki decydował o składzie. On odpowiadał za wynik. Ja nie czułem się gorszy od kolegów z drużyny, którzy występowali w meczach, a przynajmniej pokazywałem to na treningach. Jak mówię, trener Skórnicki był odpowiedzialny za to, kto jest w składzie na dany mecz. Długo by opowiadać o różnych perypetiach, jakie się tam działy. Może kiedyś napiszę jakąś książkę i wtedy zdradzę, jakie perypetie były z tym wszystkim związane - dodał.

Skończyło się na tym, że jeszcze w trakcie sezonu rozwiązał kontrakt w Łodzi, by móc swobodnie komentować mecze. Niesmak po nieudanej współpracy z Orłem oczywiście pozostał.

- Czułem się mocny i przygotowany do tego sezonu, jak chyba nigdy, a tutaj spotkało mnie takie coś. Było mówienie, że dużo zawodników, a później dobranie jeszcze jednego, który "nie jechał", a stawiano na niego. Z mojej strony było wielkie rozczarowanie. To sprawiło, że chce się pracować jeszcze więcej przed kolejnym sezonem - zaznaczył.

W trakcie sezonu Jabłoński rozglądał się za nowym klubem. Były pewne opcje, ale ostatecznie nic z tego nie wynikło. Teraz skupia się wyłącznie na tym, by dobrze wypaść w czerwono-czarnych barwach.

- Działacze wiedzą, ile ja mam do udowodnienia, wierzą we mnie i wiedzą, że stać mnie na dobre wyniki na poziomie I ligi - przekazał.

Przygotowany ma być bardzo dobrze. - Tylu motocykli i silników w moim warsztacie nie było nigdy. Miejmy nadzieję, że tego sprzętu nie będzie za dużo. Razem z Mateuszem będziemy mieli pięć kompletnych motocykli. Identycznych, nowych - gotowych do jazdy. Będzie jeszcze szósty na zapas. Sprzętu będzie co niemiara - powiedział Mirosław Jabłoński.

Czytaj także:
Plusy i minusy Startu Gniezno. Drużyna z kotami w workach, ale mają jeden wielki atut 
Zbigniew Suchecki: Nie chciałbym popełnić takiego błędu, jak to było w minionym roku [WYWIAD]

Źródło artykułu: