Żużel. Stanisław Chomski: Plech? Mistrz z australijskim luzem. Zawsze spadał na cztery łapy [WYWIAD]

- Zenek Plech? Facet, który żył pełnią życia. Do końca został aktywny. Na torze mistrz. Wielki akrobata. Był jak kot i zawsze spadał na cztery łapy - tak wspomina Zenona Plecha trener Moje Bermudy Stali Gorzów Stanisław Chomski.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Zenon Plech WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Zenon Plech
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Odszedł Zenon Plech. Dla kibiców żużla jeden z najlepszych polskich żużlowców w historii. Dla pana kolega z toru.

Stanisław Chomski, trener Moje Bermudy Stali Gorzów: Ta wiadomość dotarła do mnie, kiedy byliśmy w klubie z kierownikiem Krzysztofem Orłem. Zadzwonił Krystian Plech i łamiącym się głosem poinformował o śmierci swojego taty. To był szok.

Niby wiedzieliśmy, że Zenon był mocno schorowany, że długo zmagał się z wieloma przypadłościami, ale jednak nikt z nas nie brał pod uwagę najgorszego, bo w nim cały czas było czuć wielki optymizm. Ból nie był w stanie mu tego zabrać, a przecież te wszystkie dializy, które przechodził, były dla niego naprawdę trudne do zniesienia.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

Do samego końca był bardzo aktywny.

Tak, to prawda. Nie unikał kontaktu. Nawet na waszych łamach regularnie oceniał wszystko, co działo się w środowisku żużlowym. Poza tym widziałem się z nim na Grand Prix w Gorzowie. Wtedy nigdy bym nie pomyślał, że los zabierze go tak szybko.

Kiedy pan trafił do gorzowskiej szkółki, to Zenon Plech już brylował.

To były lata 70. Zenon był cztery lata starszy. Niby niewiele, ale już wtedy był bardzo utytułowany, bo w wieku 19 lat został najmłodszym w historii Indywidualnym Mistrzem Polski. W 1973 obserwowałem go w chorzowskim Kotle Czarownic, kiedy przy stu tysiącach ludzi zgarnął brązowy medal mistrzostw świata. To było wielkie święto w mieście, bo Zenon był drugim gorzowianinem po Edwardzie Jancarzu, który stanął na pudle. Pod wieloma względami był fenomenem.

To znaczy?

Był bardzo uzdolniony ruchowo. Imponował niesamowitą zwinnością. Na początku swojej kariery miał sporo upadków, ale wychodził z nich bez szwanku. Pamiętaj nasze zajęcia z akrobatyki sportowej, które prowadził śp. doktor Nieścieruk. Dla wszystkich to były naprawdę skomplikowane rzeczy, ale nie dla Zenona, który jako pierwszy wykonywał wszystkie ćwiczenia. To na pewno pomagało mu później w unikaniu kontuzji. Był jak kot. Zawsze spadał na cztery łapy. Na torze był mistrzem.

A poza torem?

Przede wszystkim nigdy nie czuliśmy, że pomiędzy nim a nami był dystans czy mur, którego nie dało się przeskoczyć. Kiedy przychodziło do ścigania, to wygrywał z wszystkimi, jak chciał. Robił to w wielkim stylu. Poza torem bił od niego taki australijski luz. O kawałach, które robił, można by opowiadać godzinami. Z Zenkiem nigdy nie było nudy. On jak mało kto potrafił rozgraniczyć walkę na torze i wszystko, co działo się poza nim.

Bogusław Nowak opowiadał nam, że jeden z takich kawałów o mały włos skończył się kiedyś spaleniem warsztatu.

To były inne czasy. Sprzęt czyściliśmy wodą i proszkiem. Części bardziej delikatne, czyli zębatki, elementy sprzęgła, linki czy gaźnik przemywało się metanolem, który był bardzo restrykcyjnie wydawany. Zenek wrzucił wtedy zapałkę i niewiele zabrakło, żeby warsztat spłonął. Na długo zapamiętam też przygotowania do jednego z wiosennych treningów. Zenek wyciągnął wtedy naprawdę niezły numer. I znowu było blisko pożaru.

Opowie pan?

Głód jazdy był u nas ogromny, ale było bardzo zimno. Zenek zasugerował wtedy, żeby opróżnić jeden z metalowych koszy na śmieci, nalać metanolu i będziemy się tam grzać. Jak powiedział, tak zrobił. Wlał metanol, podpalił i do pewnego momentu było naprawdę fajnie.

Później wyjechaliśmy na tor, zaczęliśmy się rozkręcać, ale nikt nie zwrócił uwagi, że ten kosz nie jest zbyt szczelny. Gdy wróciliśmy do parkingu, to zaczynała się palić drewniana wiata. Na szczęście udało się szybko opanować ogień. Wtedy poradziliśmy sobie z tym sami. Było sporo krzyku, ale później obróciliśmy to w żart, który nie miał poważniejszych konsekwencji.

Marek Cieślak powiedział kiedyś, że Zenon Plech miał nawet więcej talentu od Tomasza Golloba, ale nie był tak zdeterminowany, by odnieść sukces.

Zenon potrafił rozdzielić rywalizację na torze od całej reszty. Chciał żyć pełnią życia. To mu się udało. Korzystał, ile się dało. Czy to sprawiło, że nie został mistrzem? Raczej wątpię. On do każdych zawodów był doskonale przygotowany.

Ligowa kariera Zenona Plecha to dwa kluby - Stal Gorzów i Wybrzeże Gdańsk.

Jego przejście do Gdańska to była wielka sensacja i szok dla gorzowskiego środowiska. Za ten transfer Stal dostała z Wybrzeża kilka motocykli, które stały później w warsztacie. Być może niektórzy nie mogli mu tego wybaczyć, ale tak naprawdę u nikogo Zenek tym ruchem nie zamknął sobie drzwi. Koledzy z toru, działacze ani nikt nie żywił do niego urazy. To zostało załatwione polubownie, choć był to transfer wielkiego kalibru.

Zobacz także:
Skończyła się pewna era w żużlu
Cegielski został znowu ojcem

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×