Reprezentant Niemiec opuścił sezon 2020 z powodu kontuzji biodra, której doznał w maju. W jego trakcie co prawda wyjechał na tor, ale koniec końców zrezygnował z poważnej rywalizacji. Skupił się na rehabilitacji i pozytywnym myśleniu.
- Miałem w głowie dewizę: zaakceptuj sytuację, pogódź się z nią i wykorzystaj ją jak najlepiej - mówi Smolinski dla speedweek.com. - Rok 2020 był trudny, tak samo niepewna jest perspektywa najbliższego roku. Ale nie chodzi o to, by chować głowę w piasek. Trzeba odważnie podejść do sytuacji - przekonuje niemiecki żużlowiec.
- W 2020 roku moje życie wywróciło się o 180 stopni, wszystko się pomieszało. Nie mogłem jeździć w Grand Prix, nie ścigałem się też w MŚ na długim torze, opuściłem Bundesligę, nie widziałem fanów. Do tego doszła długa rekonwalescencja, poważna praca nad moim ciałem i odzyskanie pełnej sprawności - wylicza Smolinski.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
- Jestem jednak na dobrej drodze. W 2021 roku ponownie zaatakuję! - zapowiada Smolinski, mimo trudnej sytuacji dostrzegając pozytywy w pandemicznym sezonie 2020.
- Każda rzecz ma coś dobrego. Miałem dużo czasu, by zobaczyć, jak dorasta mój synek Lui. Gdyby nie pandemia, śledziłbym jego rozwój... przez telefon. A przecież rodzina jest najcenniejszym dobrem - przyznaje Smolinski.
W sezonie 2021 ujrzymy go w polskiej 2. Lidze Żużlowej w barwach Trans MF Landshut Devils, szwedzkiej Bauhaus-Ligan (Masarna Avesta), Smolinski chce też powalczyć o awans do SGP 2022, a dzięki dzikiej karcie na GP na długim torze planuje atak na mistrzostwo świata.
Zobacz też:
Żużel. Jason Doyle uderza w polskich działaczy. Zwraca uwagę na ważny fakt
Żużel. Marek Grzyb: Miałem moralny problem z transferem Vaculika [WYWIAD]