Żużel. Walczył z Wardem o tytuł mistrza świata. Tragiczny upadek przerwał jego karierę

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Wybrzeże - Orzeł. Maksim Bogdanow na prowadzeniu.
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Wybrzeże - Orzeł. Maksim Bogdanow na prowadzeniu.

Maksim Bogdanow jest jednym z najbardziej utytułowanych łotewskich zawodników. Ma na swoim koncie między innymi brązowy medal Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Jego kariera została jednak brutalnie przerwana po upadku w 2018 roku.

2 stycznia 2021 swoje 32. urodziny świętuje Maksim Bogdanow. Jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców rodem z Łotwy. W normalnych okolicznościach wszyscy życzyli by mu pewnie dobrych wyników na żużlowych torach, jednak po groźnym upadku w 2018 roku, życzenia skupiają się głównie na jego pełnym powrocie do zdrowia.

Maksim Bogdanow w polskiej lidze pojawił się w 2005 roku, razem ze swoim macierzystym klubem - Lokomotivem Daugavpils. To właśnie wtedy Łotysze postanowili dołączyć do polskich rozgrywek, a już po trzech latach udało im się awansować do I ligi. Sukces nie byłby możliwy bez Maksima Bogdanowa, który solidnie punktował z pozycji juniorskiej.

Co ciekawe po awansie do wyższej klasy rozgrywkowej, nazywany "Mad Maxem" zawodnik poprawił swoje wyniki i był jednym z objawień I ligi. Warto między innymi wspomnieć rok 2009, kiedy to mógł się pochwalić średnią biegopunktową na poziomie 2,2 i zdobyciem 215 punktów. Wspomniane wyniki były oszałamiające jak na dwudziestoletniego zawodnika.

Przełomowy dla Bogdanowa mógł okazać się rok 2010. Cykl Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów składał się wtedy z trzech rund. W pierwszej Łotysz wygrał z kompletem punktów (zawody przerwano po trzech seriach), a w drugiej na swoim domowym torze wywalczył dwanaście punktów. Przed ostatnimi zmaganiami w czeskich Pardubicach wydawało się, że już nikt nie odbierze mu złotego medalu.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Rzeczywistość okazała się jednak dla niego brutalna. Nie potrafił sobie poradzić na twardym i długim torze, a świetnie spisywali się jego bezpośredni konkurenci czyli Maciej Janowski i Darcy Ward. Ostatecznie wspomniana trójka spotkała się w biegu dodatkowym o złoty medal, w którym Bogdanow oglądał plecy rywali. Nie potrafił wtedy ukryć swojej wściekłości i rozczarowania. - Cóż, gdyby ktoś przed sezonem powiedział mi, że zdobędę brązowy medal IMŚJ pewnie bardzo bym się ucieszył. Sytuacja jednak tak się ułożyła, że to nie ja wywalczyłem brązowy medal, a przegrałem złoto.

W 2012 roku urodzony w Daugavpils zawodnik postanowił po raz pierwszy opuścić Lokomotiv i podpisał kontrakt z ekstraligowym Lotos Wybrzeżem Gdańsk. Drużyna znad Bałtyku spisywała się jednak fatalnie, a w konsekwencji została spadkowiczem. Poziomem do swoich kolegów dostosował się także Bogdanow, który wykręcił średnią na poziomie jedynie 1,25 punktu na bieg. Niepowodzenie skłoniło go do powrotu do macierzystego klubu.

Maksim Bogdanow na torze zawsze słynął z nieustępliwości i widowiskowych ataków. Dlatego jasne było, że będzie próbował po czasowych niepowodzeniach znów wrócić na szczyt. Po kilku latach zbierania sił pojawiła się idealna okazja do ponownego zaatakowania najlepszej żużlowej ligi na świecie. Propozycja startów w Orle Łódź, który zbudował prawdziwy skład marzeń i czekał na przeprowadzkę na nowy stadion była idealna dla Łotysza.

Jeszcze przed sezonem 2018 Bogdanow złapał bardzo dobry kontakt z Witoldem Skrzydlewskim i okazało się między innymi, że wspólnie mają bardzo podobne i specyficzne poczucie humoru. Ówczesny prezes klubu otrzymał od swojego zawodnika figurki… Władimira Putina i Józefa Stalina. To idealnie pokazywało, że pomimo walki o najwyższe cele, atmosfera w drużynie była wyśmienita.

Wszystko zmieniło się jednak 29 kwietnia 2018 roku. Łodzianie byli postawieni pod ścianą. Budowa nowego obiektu się przedłużała i musieli zaczynać rozgrywki wyłącznie od spotkań wyjazdowych. To sprawiło, że wszyscy zawodnicy byli pod ogromną presją. W trzynastym biegu Bogdanow próbował wyprzedzić prowadzącego Mikkela Becha. Przy próbie ataku zahaczył jednak o tylne koło Duńczyka i zaliczył bardzo groźny upadek.

Diagnoza mówiła o uszkodzeniu kręgosłupa i zerwaniu nerwów w ręce. Bogdanow sam w wywiadzie z WP Sportowe Fakty podkreślał, że miał o wiele więcej szczęścia niż żużlowiec, który wyrwał mu z rąk tytuł mistrza świata. - Kiedy sobie przypominam odnoszę wrażenie, że wypadek ma wiele wspólnego z tym Darcy'ego Warda, po którym Australijczyk jest sparaliżowany. Tyle, że ja miałem więcej szczęścia.

W takich sytuacjach w pomoc swoim zawodnikom zawsze angażuje się Witold Skrzydlewski. Bogdanow trafił pod opiekę najlepszych specjalistów w Łodzi, jednak rehabilitacja okazała się bardzo żmudna. Pomimo upływu prawie dwóch lat od wypadku, Łotysz nadal nie odzyskał pełnej sprawności, ale nadal się nie poddaje. Podobnie jak na żużlowym torze.

Przed sezonem 2020 klub z Daugavpils ogłosił, że ich wychowanek zostanie menedżerem drużyny. Dzięki swojemu ogromnemu doświadczeniu może służyć radą dla młodszych kolegów. Dodatkowo jest prawdziwym ambasadorem klubu. Kibice na Łotwie wspaniale pamiętają jego niezapomnianą, choć nieudaną walkę z Darcy Wardem.

ZOBACZ TAKŻE: Koronawirus torpeduje kolejne zawody. Cykl Grand Prix mocno okrojony

CZYTAJ TAKŻE: Michał Świącik: Nie czuję się winny, bo znam prawdę. Było duże ciśnienie, żeby ukarać Włókniarz [WYWIAD]

Źródło artykułu: