Stanowisko PGE Ekstraligi i GKSŻ w sprawie opóźnienia rozgrywek ligowych jest jasne - nie ma na to szans, bo kluby musiały liczyć się z pustymi trybunami. Dla niektórych działaczy jest ono w pełni zrozumiałe. Pozostali mówią, że należy być bardziej elastycznym i rozważyć inny scenariusz.
Takich pomysłów na pewno nie ma w Betard Sparcie i Motorze. Wrocławianie i lublinianie wszystko dobrze policzyli. Oba kluby chcą ruszyć w kwietniu i na pewno nie będą wnioskować do organu zarządzającego, by było inaczej. Dodajmy, że jedni i drudzy mają wielkie aspiracje, co udowodnili w ostatnim okresie transferowym. Sparta pozyskała przecież w listopadzie Artioma Łagutę i wierzy, że może przerwać dominację Fogo Unii Leszno. Z kolei Motor po transferach Krzysztofa Buczkowskiego, Mateusza Cierniaka i Dominika Kubery (pojedzie od czwartej kolejki) liczy, że tym razem awansuje do play-off.
Warto również nadmienić, że oba kluby pod względem frekwencji na trybunach należały do ligowej czołówki. Stadion Motoru za każdym razem pękał w szwach. Jeszcze przed wybuchem pandemii klub sprzedał siedem i pół tysiąca karnetów i na pewno chciałby w końcu wywiązać się ze świadczeń wobec fanów. Zamierzał to zrobić w sezonie 2021, ale wiele wskazuje na to, że nic z tego nie wyjdzie. Sytuacja nie jest komfortowa, ale w Lublinie dobrze wiedzieli, że być może będzie trzeba się z nią zmierzyć.
Czarny scenariusz dotyczący kibiców na etapie budowania zespołu założyli też działacze Betard Sparty, którzy już od dłuższego czasu zapełniają Stadion Olimpijski. Zawodnicy wrocławskiej drużyny mogą być spokojni o wypłaty, bo klub jest gotowy na jazdę przy pustych trybunach. Tak samo jak Motor.
Zobacz także:
Rosną szanse na telewizję w drugiej lidze!
Artur Pietrzyk o życiu po karierze
ZOBACZ WIDEO Żużel. Przedpełski nie ma gwarancji startów, ale jest pewny o swoje miejsce w składzie