Żużel w południowej Europie przeżywa spory kryzys. We Włoszech czynny jest tor w Terenzano i dopiero czynione są starania, aby dyscyplina powróciła do Lonigo. Rumuni mogą jeździć tylko w Braili, a w Słowenii funkcjonują obecnie wyłącznie obiekty w Krsko i Lendavie.
Na tym drugim nie mogą jednak się odbywać zawody międzynarodowe. Powodem jest dmuchana banda, która straciła homologację, a jak informuje prezes tamtejszego klubu Igor Kolenko, federacje zabroniły startu swoim zawodnikom na takich obiektach.
W Lendavie trwają zatem starania, aby dokonać zakupu nowego dmuchańca. Jest to jednak koszt rzędu 40 tys. euro, co dla skromnie działającego klubu jest zbyt dużym wydatkiem. Słoweńcy złożyli już wniosek o dotację.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Przedpełski nie ma gwarancji startów, ale jest pewny o swoje miejsce w składzie
- Gdy otrzymamy dofinansowanie do nowej bandy i jeśli sytuacja epidemiologiczna na to pozwoli, będziemy mogli organizować zawody. Również międzynarodowe - powiedział Igor Kolenko w rozmowie z lendavainfo.com.
- Otrzymaliśmy zapewnienie od burmistrza Lendavy, że jeżeli dostaniemy dofinansowanie, gmina pokryje resztę kosztów. Oczywiście liczymy na pozytywny finał sprawy, ale nie wiemy, kiedy to nastąpi. Jeżeli otrzymamy dotację, nowe bandy mogą być w Lendavie w ciągu dwóch tygodni - dodał.
Kiedy w Lendavie zamontowane zostaną nowe dmuchane bandy (ich homologacja obowiązuje przez siedem lat), wówczas mają się tam odbyć przynajmniej dwie imprezy, w tym mistrzostwa kraju i mistrzostwa klubowe.
Aktualnie w zespole ST Lendava znajduje się trzech zawodników. Kadrę klubu stanowią Chorwat Dario Vugrinec, a także Słoweniec Dalibor Bot oraz Austriak Peter Luttenberger.
Czytaj także:
- O tym meczu mówiła cała Polska. Tak Stal Rzeszów i Unia Leszno wywołały skandal
- GKM ma dwóch sponsorów w nazwie, a w niższych ligach będą wybierać? Ekspert mówi o paradoksie, a GKSŻ wyjaśnia