- Zmiany w sprzęcie. Miałem do dyspozycji sześć silników jawy i żaden nie jechał. Czy tor był twardy, czy było pod koło, nic nie pasowało. Nie wiedziałem o co chodzi, przyznaję, że się pogubiłem. Musiałem coś zmienić i na Wrocław pożyczyłem GM-a od "Ogóra". Kiedyś mu pomagałem, więc nie było problemów. Od razu było lepiej, tylko że jak zobaczył, co jest grane, powiedział, że musi go mieć z powrotem. W meczu z Zieloną Górą jechałem na GM-ie z innego źródła i też było w porządku. Wychodzi na to, że jawy trzeba odstawić na półkę - powiedział Drabik w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej.
Dwukrotny IMP nie uważa, że dwa dobre wyniki na swoim torze były dziełem nieco twardszej nawierzchni niż zwykle. - Eeee tam. W ekstralidze jak nie masz fury do ścigania, to zapomnij choćby o jednym punkcie. Tutaj sprzętowo ekipa jest super przygotowana. U mnie wypaliła zamiana na GM-a i dlatego jest lepiej. Czuję to i kombinuję coś na stałe. W sobotę miałem jechać na finał par do Czech, ale odpuściłem, bo wiedziałem, że na jawach będę dostawał po oczach. Tam też frajerów nie ma. Jesteś szybki, to wygrywasz, inaczej golisz ogony - dodał Drabik, który nie jest pewny występu w niedzielnym wyjazdowym starciu z Unią Leszno.