W ubiegłym roku na WP SportoweFakty pojawiła się rozmowa z Nicolasem Fafardem, czyli jednym z kilku wciąż czynnych żużlowców z Kanady. Jak sam opowiadał, jeszcze w latach 90. ścigało się około czterdziestu zawodników z tego kraju, lecz z biegiem czasu sytuacja zaczęła stawać się coraz gorsza. W XXI wieku w Europie próbował ścigać się Kyle Legault, lecz pomimo obecności w Wielkiej Brytanii i umów w Polsce (w latach 2008-2009 w Ostrowie i Rybniku szansy startu jednak nie dostał) jego kariera także dość szybko się zakończyła.
Pod koniec lat 90. poprzedniego stulecia i na początku kolejnego reprezentantem Kanady był... Polak, Krzysztof Słaboń. Wnuk Adolfa i syn Roberta, także żużlowców. Najmłodszy z nich zdecydował się pójść w stronę speedwaya i przez kilkanaście lat startów mógł dość dobrze wryć się w pamięć kibiców speedwaya. Nie tylko poprzez wzgląd na to, że jako Chris Słaboń reprezentował kraj klonowego liścia.
A historia jego związków z Kanadą to efekt emigracji ojca do tego kraju po zakończeniu sportowej kariery w latach 80. Kariery, która w jego przypadku okazała się godna i obfitująca w sukcesy. Robert Słaboń był bowiem reprezentantem Polski na arenie światowej. To finalista finału IMŚ z Chorzowa (15. miejsce) i DMŚ z Londynu (4. miejsce) z roku 1979. Na krajowym podwórku dwukrotnie wygrywał Złoty Kask, zdobywał również medale w IMP i MPPK.
W 1994 roku uległ jednak wypadkowi, który zakończył jego starty na jakimkolwiek poziomie. Młodszy z rodu zaczął z kolei swoje starty na motocyklu w wieku 11 lat, a zanim przybył do Polski, aby spróbować dorównać ojcu, osiągnął pierwsze małe sukcesy za oceanem. Obfity był szczególnie 1997 rok, gdy mając zaledwie 16 lat, wygrał m.in. Złoty Kask i był trzeci w IM Kanady. Oprócz tego zajmował wysokie lokaty w innych turniejach indywidualnych.
Rodzina Słaboniów pochodzi z Wrocławia, gdzie Adolf, jak i Robert przez prawie całą karierę reprezentowali miejscowe kluby. Ojciec Krzysztofa był czołową postaci Sparty przez kilka dobrych lat. Syn nie trafił jednak z początku do tego ośrodka, bo przed sezonem 1998 sieci zarzucił na niego ówczesny drużynowy mistrz kraju - Polonia Bydgoszcz. W mieście nad Brdą w trzy sezony zdobył dwa ligowe złota, lecz indywidualnie nie spełnił oczekiwań. Ani razu jego średnia biegowa nie przekroczyła bariery 1,000 i zakończono z nim współpracę.
Związał się więc w końcu z WTS-em Wrocław, do którego później jeszcze dwukrotnie wracał po rocznych startach w Zielonej Górze i Toruniu. To w barwach tej drużyny zanotował najwięcej meczów w Ekstralidze (95), sięgając po dwa srebrne i brązowe krążki, a więc udało mu się to, czego Robertowi nie. Po sezonie 2009, który spędził w Gnieźnie, jego kariera mocno zaczęła wyhamowywać i po dwóch niepełnych latach startów, gdzie w międzyczasie szukał jeszcze swoich szans na Wyspach Brytyjskich i w Szwecji, podjął decyzję o końcu ścigania.
Przez pewien czas Słaboń brał udział w zawodach na scenie międzynarodowej. Nigdy pod polską flagą, bowiem ścieżki eliminacji przewidywały miejsce dla Kanadyjczyka i to właśnie to otwierało mu furtkę do jazdy. Aż czterokrotnie (1998, 1999, 2001, 2002) wystąpił w finale IMŚJ, najbliżej medalu będąc w trzecim podejściu w Peterborough. Był tam czwarty. Brał też udział w eliminacjach do cyklu Grand Prix (2001-2004), jednak bez powodzenia.
Krzysztof startował na żużlu przez blisko piętnaście lat. Brakowało mu tak dobrych wyników indywidualnych, jak w przypadku ojca, choć drużynowo miał więcej szczęścia i w porównaniu do seniora stawał na podium DMP, także na najwyższym stopniu. Zwykle stanowił solidne wsparcie dla pierwszej linii, nigdy nie aspirował do bycia czołowym zawodnikiem w swoim zespole. Najwyżej klasyfikowany w Ekstralidze był na 27. pozycji. W dniu 21 lutego kończy 40 lat.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Liczby Włókniarza Częstochowa. Oczekiwanie na tytuł wchodzi w dorosłość
Twardy charakter i zadziora, który mógł osiągnąć więcej. Paweł Hlib obchodzi 35. urodziny